sobota, 12 listopada 2011

1. Paweł. Historia prawdziwa.

Jest dokładnie, niech spojrzę tylko na zegarek, godzina szesnasta dwadzieścia trzy, a tego pacana jak nie było tak nie ma. Jak tylko się pojawi to ja mu pokażę co sądzę o jego spóźnianiu się. No, który to już raz jak się spóźnia na spotkanie. Nie, zaraz. On zawsze się spóźnia. Przeklęty jełop. A ja nic innego nie robię, jak tylko stoję i się rozglądam za nim. Tylko pozazdrościć. Niech stracę... Postanowiłem grzecznie usiąść na schodkach i tak zrobiłem, tylko dodatkowo zwiesiłam głowę pomiędzy ramionami i patrzyłem na swoje stopy skierowane do środka. Kilka osób obok mnie przeszło rozmawiając i śmiejąc się, a Kamila nadal nie ma. Nawet nie odbiera telefonu, co na serio jest bardzo dziwne. A co, jeśli bym się położył i zdrzemnął? To wcale nie jest taki głupi pomysł, tylko się oprzeć na rękach i udawać, że...  Aaaaa! No i gleba.
-Jejku, Paweł. Sory za spóźnienie, autobus mi uciekł, a potem... - Powoli wstałem, otrzepałem się i spojrzałem na niego złowrogo. - ... był tłok. - jęknął żałośnie.
-Ale to nie znaczy, że masz się na mnie rzucać jak dzikus! Nie mogłeś chociaż głupiego sms'a napisać "Spóźnię się"?! Który to już raz z resztą?! Zawsze masz wymówkę, a ja ci muszę odpuścić! Przez ciebie nabrałem ochoty na shake'a waniliowego. I to dużego! Idiota z ciebie... - no co, musiałem na niego nakrzyczeć. Nie byłbym sobą gdybym tego nie zrobił.- A teraz chodź już. - westchnąłem i podałem mu rękę, by pomóc mu wstać i się z nim przywitać. Gdy tylko weszliśmy do centrum handlowego chłopak zaczął ciągnąć mnie w stronę sklepu H&M i trajkotać o Bóg jeden wie czym. Gdy już znaleźliśmy się w środku rozdzieliliśmy się. Kamil chodził pomiędzy wszystkimi regałami i wieszakami, ja tylko od niechcenia rozglądałem się dookoła. Wszystko wyglądało niemal identycznie, różniło się tylko lekkimi detalami i kolorami. Przyuważyłem przyjaciela wchodzącego do przymierzalni i podążyłem za nim chcąc w razie czego pomóc mu w wyborze. Schyliłem się, by poszukać Kamila i wiedzieć, w której z kabin się schował. Kiedy tylko ujrzałem jego stopy stanąłem obok drzwi.
-Jak już coś założysz to się pokaż.
-Mhm.
Oparłem się o ścianę za mną i delikatnie zjechałem w dół tylko po to, by klapnąć tyłkiem na podłodze. Nawet nic jeszcze tak naprawdę nie zrobiłem, a już jestem zmęczony. Poczułem lekkie wibracje w spodniach. Chwyciłem się za kieszeń, by sprawdzić czy na pewno nie mam żadnych omamów. Jak się okazało nie miałem i wyciągnąłem komórkę od razu naciskając przycisk odebrania wiadomości. "Hej, masz ochotę iść dzisiaj zemną do Inferno? Trzeba w końcu wyrwać dla siebie jakieś mięsko xD Monika :*" . Patrzyłem z głupim uśmiechem na ekran telefonu. Nie no, mięsko? Przecież ona nigdy tak nie mówiła o swoich przyszłych "zdobyczach". Rozsunąłem klawiaturę i odpisałem "Jasne. Przyjdę po ciebie do studia jak wrócę do domu to razem pojedziemy. Z chęcią popatrzę jak wyrywasz "mięsko"o.o".
-No i jak wyglądam? -podniosłem wzrok, drzwi się otworzyły, a w nich stanął Kamil, który wyglądał wręcz nieziemsko. Aż żal  byłoby się na niego rzucać od razu. Moja wyobraźnia zaczęła działać. Ja i on w tej małej i ciasnej przebieralni. Powoli unoszę jego koszulkę, by palcami drażnić brzuch, potem plecy, a na końcu twarde już sutki. Schylam się. Delikatnie unoszę jego twarz ku sobie i muskam wargami jego policzki i szczękę nadal bawiąc się klatką piersiową przyjaciela. Uroczo wygląda kiedy się tak rumieni. Moje kolano samo odnalazło drogę pomiędzy jego nogi, tak samo jak jedna z dłoni powoli rozpinająca rozporek szortów, które miał na sobie. Zacisnął pięści na moich ramionach kiedy pocierałem kolanem o jego krocze, a dłoń wślizgnęła się pod bokserki palcami muskając przyrodzenia chłopaka. Czułem jak ciężko dyszy mi w kark z podniecenia wodząc po nim językiem. Lekko ścisnąłem jego penisa, na co usłyszałem ciche westchnienie i jęk. Uśmiechnąłem się do siebie i ustami odnalazłem jego już lekko napuchnięte wargi. Jak słodko było go całować. Wsunąłem dłoń między przydługawe kosmyki złocistych włosów. Wplotłem w nie palce i pociągnąłem za nie delikatnie kiedy zacząłem miarowo poruszać ręką znajdującą się na jego oswobodzonym już ze spodni członku.
-Hej, słyszysz mnie? No i  jak wyglądam? - poczułem lekkie szarpnięcie za ramię i jakby wróciłem do... rzeczywistości?
-Doskonale.
-O, to dobrze! Możemy już iść do kasy.
Z powrotem wszedł do kabiny przebierając się we własne ciuchy. Co się ze mną dzieje? Po dłuższej chwili wyszedł stamtąd z wieszakami przerzuconymi przez ramię i wielkim uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłem uśmiech i podreptałem za nim by mógł zapłacić za zakupy. Uh. Co mnie podkusiło, żeby takie coś sobie wyobrażać. Chyba nie jestem normalny, skoro lecę na najlepszego przyjaciela. Co prawda nie jestem pewien co do jego orientacji, ale nawet gdyby coś było, to bym wiedział, prawda? Szedłem za nim spokojnie... Ała! Co się stało? Wylądowałem na wieszakach, które na całe szczęście były przymocowane do podłogi i takim oto sposobem sam na nich wisiałem jak sterta ubrań.
-Ała, ała, ała. Co to było? - wymamrotałem i powoli uniosłem wzrok. Wielu ludzi podśmiewało się z mojego niezdarstwa. Kamil stał z zakrytą twarzą nawet na mnie nie patrząc. Kręcił głową. Ym, przyzwyczajenie? Podniosłem się i podszedłem do niego. Już zapłacił za wszystkie zakupy i mogliśmy bez przeszkód udać się na dalsze "zwiedzanie" centrum. Jak to Kamil, szybko zapomniał o moim wypadku w sklepie i znowu zaczął ciągać po wszelakich miejscach, żeby tylko coś dotknąć. Kilka razy zdarzyło mi się go niewinnie dotknąć, ale już nie dopuszczałem się myśli żeby łączyło mnie z nim coś więcej niż tylko przyjaźń. Za bardzo go sobie cenię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz