sobota, 12 listopada 2011

Prolog. Paweł. Historia prawdziwa.

Leżałem na łóżku spoglądając w biały sufit. Nie miałem na nic siły, dosłownie. Słyszałem jedynie cichy stukot paznokci łap własnego kota. I jak tu chcieć coś robić, leżąc w błogiej sielance, ze świadomością posiadania mnóstwa wolnego czasu? Chwilę jeszcze podumałem, co oczywiście musiało mi coś przerwać. Telefon zaczął dzwonić jak głupi. Nawet nie sprawdzając kto taki się do mnie dobija, bo tylko jedna osoba ma ten sygnał i może coś ode mnie chcieć, podniosłem leżącą obok komórkę i odebrałem ją.
-Czego? - warknąłem jak zwykle uprzejmie nie kryjąc cienia irytacji w głosie.
= Cześć, co robisz? - zapytał natrętny "głos".
-Leżę na łóżku, bezmyślnie gapię się w sufit, przy okazji właśnie słucham dirów, a nawet macham nogą i rozmawiam z tobą.
=Aaa, czyli się nudzisz? Cudownie!
Otworzyłem buzię z zaskoczenia i nałożyłem poduszkę na głowę lekko się przyduszając. Ostatecznie przewróciłem się resztkami sił na bok i ziewnąłem otwarcie.
-No to powiesz mi w końcu po co do mnie dzwonisz?
=To już nawet nie chcesz ze mną porozmawiać zwłaszcza, że to JA do ciebie dzwonię? - udał płaczliwy i łamiący się głos, a oczyma wyobraźni widziałem, jak ściera wyimaginowaną łezkę spływającą po jego policzku.
-Kamil, zlituj się proszę. Ręka mnie już trochę boli.
=Dobrze, nie irytuj się tak. Idziesz ze mną na miasto połazić trochę? Muszę kupić sobie trochę nowych łaszków...
-Trzeba było tak od razu! - przerwałem mu bardzo entuzjastycznie w jego wypowiedzi - Pewnie, że się piszę. Sam bym też coś kupił z  chęcią. To gdzie i o której?
=O szesnastej pod Kaskadą?
-Ok, do zobaczenia.
=Pa. - i się rozłączył. Spojrzałem przelotnie po zakończonej rozmowie na wyświetlacz komórki. Do wyjścia miałem godzinę, a byłem w totalnym proszku. To znaczy, wielka koszulka i szorty na ciele, w których spałem w ciepłe letnie noce. Podniosłem się do siadu i spojrzałem w lustro przede mną. Jeez, jak ja wyglądam. Wstałem tylko i podreptałem do pomieszczenia obok. W łazience przemyłem twarz zimną wodą, szybko wyszczotkowałem zęby, uczesałem swoje przydługie, sięgające ramion włosy i wyszedłem z niej kierując się do kuchni. Tam nalałem kotu wody do miski przy okazji go głaszcząc i napiłem się soku pomarańczowego, przeciągnąłem leniwie i usłyszałem ponownie dźwięk dzwonka komórki. Tym razem nie miałem pojęcia kto dzwonił. Wróciłem szybko do pokoju od razu zwalając się na łóżko łapiąc telefon w rękę i patrząc na wyświetlacz. Gabriel. Odebrałem naciskając zieloną słuchawkę siląc się na jak największy spokój, chociaż serce łomotało mi w piersi, jak lokomotywa.
-Słucham...? - dało się słyszeć jedynie świst wypuszczanego z wielką ulgą powietrza.
=Cześć. Już myślałem, że nie odbierzesz.
-Bo tak naprawdę nie powinienem był tego robić. Tak więc?
=Przepraszam cię. Nie chciałem żeby tak to wszystko wyszło. Ja naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Bardzo chciałem wtedy przyjść, ale pisałem ci przecież, że to nie ma sensu żebyście z Kamilem tak długo na mnie czekali.
-A z pozostałymi "niedoszłymi spotkaniami" też tak było? Wiesz, skończ już. Jak zmienisz swoją postawę i postępowanie względem mnie i tego co robisz, to wtedy się odezwij.
=Paweł, poczekaj! - jęknął żałośnie. Dlaczego ja mam tak miękkie serce i godzę się na wszystko? Dlaczego po ostatnim zawodzie miłosnym nadal pakuję się po uszy w bagnie? - Ja nie chciałem cię urazić.
-Akurat czuję się po raz kolejny jak zabawka, którą ktoś ma przez jakiś czas, a potem jak się znudzi to ją wyrzuca i szuka nowej. Wybacz, ale ta rozmowa chyba nie ma sensu w tym momencie. - poczułem się jeszcze gorzej. Nie ma to jak samego siebie dobijać.
=Jeżeli naprawdę ci zależy, to daj mi trochę czasu. Wiedz, że gdybyś był mi obojętny, nie dzwoniłbym teraz, ani wcześniej i nie umawiałbym się z tobą. A skoro teraz nie chcesz ze mną rozmawiać, to nie będę cię zmuszał do tego.
-Nie zmuszasz, po prostu spieszę się. Jestem umówiony z Kamilem, a jestem w rozsypce i nie jestem nawet ubrany. - i  po co ja się  tłumaczę? Po co?
=To już ci nie przeszkadzam, pa. - rozłączył się. Nawet nie dał mi możliwości pożegnania.
Siedziałem przez chwilę na rozłożonym narożniku, po czym szybko ocknąłem się z rozmyślań o Gabrielu i zacząłem szperać w szafce. Wyciągnąłem z niej bieliznę, czarne rurki, zwykły T-shirt i kamizelkę. Założyłem wszystko na siebie pospiesznie dodatkowo wsuwając na nogi DC, a na głowę zarzucając full cap'a. Chwytając za torbę wsadziłem do niej telefon, paczkę Black Devil'i i portfel, wcześniej sprawdzając jego zawartość. Gdy wszystko się zgadzało wziąłem klucze z komody i wyszedłem z mieszkania zamykając drzwi. Zbiegłem po schodach i wynurzyłem się na osiedle Niebuszewo. Tak, mieszkam w Szczecinie na jednym z najniebezpieczniejszych osiedli. Miałem jeszcze dosyć czasu do tramwaju, który zawozi mnie pod same centrum handlowe, więc postanowiłem zapalić papierosa w odpowiedniej odległości od przystanku. Jeszcze czego. Phi! Nie dam sobie wlepić mandatu, mendy jedne! Zaciągnąłem się czując lekko słodki czekoladowy smak i drapanie tytoniu w gardle. Może nie byłem nałogowym palaczem, ale lubiłem od czasu do czasu, tak dla odprężenia. Peta zgasiłem i wyrzuciłem do kosza na śmieci. Wyciszyłem dźwięki w komórce, chwyciłem za mp4, włączając pierwszy lepszy utwór, którym okazał się być "lotus" dirów. Przez głowę kołatało mi się wiele myśli. Założyłem słuchawki. Podjechał tramwaj, wsiadłem do niego zajmując pierwsze wolne miejsce najbliżej wyjścia. Obrzuciłem jeszcze raz spojrzeniem wnętrze pojazdu i odciąłem się zupełnie od otoczenie obserwując mijane bloki, pieszych i całkiem bujną roślinność jak na środek miasta. Hym, nazywam się Paweł Kostrzewski. Mam niecałe osiemnaście lat. Jestem uczniem szkoły średniej, wyrzutkiem społecznym i w stu procentach gejem. A to? To akurat normalny, jak każdy inny dzień wyciągnięty z mojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz