sobota, 12 listopada 2011

11. Pamiętnik licealisty

-Dzięki. Spoko.
-Jestem Arthur.
-Uruha.
-Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem, chodzisz może do pierwszej klasy?
-Nie. Do drugiej.
-Ano. To chodzimy razem do klasy. - uśmiechnąłem się i podrapałem pogłowie.
-Możliwe, a teraz wybacz, spieszę się.
I tyle go widziałem. Jutro z nim koniecznie pogadam i dowiem się czegoś więcej. Nie pytajcie mnie dlaczego nagle zrobiłem się taki dociekliwy, bo nie wiem, ale ta osoba mnie bardzo zainteresowała. No nic. Teraz to ja muszę się popisać. Usiadłem więc przy mojej bratniej duszy jaką jest ów przedmiot i zacząłem grać. Obok drzwi ktoś stanął i wsunęła się w nie blond czupryna. Gdy tylko to spostrzegłem myślałem, że może to Arisa. A właśnie,szukałem go... Marny ze mnie detektyw. Okazało się jednak, że to jest Synthia. Popatrzyła się na mnie jakby się upewniała czy aby na pewno to ja. Szeroko uśmiechnęła się i wpadła do sali.
-Artie, to było... Łał.
-To było nic. - Zawsze tak uważałem kiedy grałem czy to na skrzypcach, czy na fortepianie.
-Nie prawda. Ty masz talent i to wielki. A właśnie, jak się czujesz?
-Dobrze, dziękuję.
-Jesteś może wolny?
-Tak.
-To chodź, przejdziemy się.
Wzięła mnie za rękę i wyszliśmy z sali. Poszliśmy przed internat gdzie jeszcze było zielono pomimo jesieni. Jak na tą porę roku było nawet ciepło i przytulnie. Rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Muszę przyznać, że ta dziewczyna mnie zadziwia. Pomimo, że może wydawać się spokojna to jest wprost odwrotnie. Wariatka! Mniejsza z tym, w co ja się wpakowałem... Zmierzaliśmy w stronę boiska i dostałem piłką w głowę. Upadłem. Synthia zaraz zaczęła panikować i skakać wokół mnie. Wstałem, otrzepałem ubranie i rozmasowałem bolącą skroń. Jeszcze trochę i kurwa w oko bym dostał, a z wielką śliwą na pewno bym nie chodził po szkole. Wstyd. Spuściłem głowę przyglądając się swoim butom i rozmyślając, po chwili z transu wyrwało mnie delikatne szarpnięcie. Spojrzałem się na ów źródło i zmarszczyłem brwi. Synthia.
-Arthurze, czy nic ci nie jest?
-Nie! A czy ja wyglądam na chorego?! Dajcie wy mi święty spokój! - wywrzeszczałem i uspokoiłem się trochę. Dziewczyna miała niemrawą minę jakby miała się zaraz popłakać, ale widać, że walczyła sama ze sobą. - Syni, ja przepraszam. Nie powinienem wyładowywać swych frustracji na tobie i to w szczególności na tobie.
Zrobiła się jakby pogodniejsza. Mam nadzieję, że nie przeskrobałem sobie.
-Ok, nic się nie stało. Przeprosiny przyjęte. - zachichotała i pokazała równy szereg bialutkich zębów - Jeszcze nikt tak do mnie nie mówił.
-To ja jestem pierwszy.
Ktoś popukał mnie w plecy. Odwróciłem się i ... To niemożliwe.
-Toru?
-Arthur!
I mój kuzyn rzucił się na mnie. Wyściskał mnie chyba za wszystkie czasy, chociaż w wakacje się widzieliśmy prawie codziennie.
-Co ty tu robisz? - zapytałem w końcu. A co będę go oszczędzał.
-No wiesz, nie miałem okazji ci nic powiedzieć. Przyjęli mnie na stanowisko trenera i prowadzę teraz szkolną drużynę piłki nożnej.
-To my taką mamy? Nawet nie wiedziałem. Ale fajnie.
-Ale, że co?
-No, że jesteś oczywiście. A właśnie, to jest Synthia. To mój kuzyn Toru.
Zapoznali się. Chyba dziewczynie spodobał się mój kuzynek,bo dziwnie się do niego uśmiechała i spoglądała w jego stronę. Oddałem mu piłkę, pożegnałem z koleżanką i wraz z Toru udaliśmy się na boisko szkolne nieopodal. Ciekaw jestem dlaczego dyrekcja przyjęła akurat jego na tę posadę, przecież on miał dopiero dwadzieścia lat, co prawda nieskończone dwadzieścia jeden ale to zawsze dwadzieścia. Jest jeszcze za młody... Nieważne. Później z nim o tym pogadam. A tak swoją drogą to czemu wszystko odkładam na później? Już od tego myślenia głowa zaczyna mnie boleć, za dużo marudzę... Cholera! Stanąłem, tak po prostu.
-Artie, co się stało?
-Um. Nie wiem. Kurwa, łeb mnie boli jak nie wiem co.
-Może idź do pielęgniarki, czy kto tam jest? Zaprowadzić cię?
-Nie, dzie... -Zgadniecie? No pewnie, że nie. Nie dokończyłem bo zemdlałem.
"Zmierzałem ciemnym korytarzem. To chyba był szpital. Był jasny, długi i nieprzyjemny. Czułem się dziwnie. Coś nagle jakby szarpnęło mnie za ramię, odwróciłem się w stronę napastnika, lecz nic nie ujrzałem. Postanowiłem iść dalej. Zwróciłem się w stronę korytarza, a przede mną ukazały się drzwi. Otworzyłem je i wszedłem do środka. Było ciemno. Do pokoju wpływał tylko blask księżyca. Zauważyłem łóżko i burzę jasnych włosów na poduszce. Podszedłem bliżej i spojrzałem na osobę leżącą na posłaniu. Otworzyłem szerzej oczy w niemałym zdziwieniu nie dowierzając. Na łóżku leżał Arisa. Tylko dlaczego? Obszedłem go dookoła wyciągając kartę choroby. Przeczytałem. Czego się dowiedziałem? Niewiele. Jego stan był stabilny. Wszystko wskazywało na przemęczenie organizmu. Wtem spostrzegłem ruch. Uniosłem głowę i napotkałem błękitne tęczówki chłopaka. Przez chwilę wpatrywałem się w niego, potem on wyciągnął do mnie ręce. Podszedłem i przytuliłem go.
-Jak dobrze, że nic ci nie jest.
-Już myślałem, że nie przyjdziesz.
-Nie kpij sobie ze mnie. Martwiłem się.
-Ja wiem kochanie. - zaraz, zaraz. Jak on mnie nazwał? Nie! To niemożliwe! Nie odpowiedziałem. Poczułem jak jego ciało wygina się w łuk i nieruchomieje w mych objęciach.
-A..Arisa...?
Czy on? Przecież. Nie. Nie! Nie! Nie może, ja go potrzebuję. Arisa do cholery obudź się, ja cię potrzebuję. Ja nie dam rady bez ciebie. Już nie."
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Co się ze mną dzieję.
-Nie! - obudziłem się z krzykiem.
-Artie, spokojnie. - przy mnie był blondyn.
-Co się stało? Jak się tu znalazłem i gdzie ty byłeś?
-Z tego co słyszałem od Toru to zemdlałeś, on zaniósł cię do gabinetu lekarskiego i tam przeleżałeś cały dzień, a teraz jesteś w pokoju. Zostawiłem ci rano kartkę, że idę na trening i spotkamy się w szkole. A tak właściwie to czemu nie byłeś na lekcjach?
-Źle się czułem, potrzebowałem jeszcze trochę odpocząć. Gdzie zostawiłeś tę wiadomość, nigdzie nic nie widziałem.
-Na szafce nocnej obok twojego łóżka. Jak się teraz czujesz?
Gdy zadawał to pytanie chwycił mnie za rękę. Zrobiło mi się dziwnie gorąco. Zamknąłem oczy, wziąłem kilka głębszych oddechów i   znów spojrzałem w te błękitne oczy. Rzeczywiście leżałem u siebie w łóżku. Nawet tego nie zauważyłem kiedy się obudziłem.
-Dobrze, teraz już dobrze. Jutro już pójdę do szkoły.
-To dobrze. Pójdziemy razem na śniadanie i będę wszędzie za tobą chodził w razie potrzeby. Zawsze będę blisko.
"Nie obiecuj niemożliwego". Mimo wszystko uśmiechnąłem się i przytaknąłem. Chwilę później przyszli znajomi, pojawiła się nawet Yoshii, kuzynka Arisy i Akira. Z tym drugim mam może nie tyle co nieprzyjemne, ale dziwne wspomnienia z poranka. Jeszcze później zjawiła się Synthia. Chciała sprawdzić jak się czuję. Pomimo tego, że pokój był duży zrobiło się trochę tłoczno. Okazało się, że zielonowłosa jest miła, ale chłodno na mnie patrzyła. Jakby mi wywiercała dziurę w głowie, natomiast Akira wyparł blondyna z miejsca przy mnie i siedział tam przez cały czas zamiast niego, również dziwnie się uśmiechając. On nie wywiercał mi nic ani nie zabijał wzrokiem, tylko rozbierał! W co ja się wpakowałem. Wszyscy w końcu wyszli stwierdzając, że jestem jeszcze zmęczony i powinienem iść spać. Arisa odprowadził gości do pokojów, zwłaszcza dziewczyny, a ja postanowiłem się wykąpać. Poszedłem do łazienki, rozpuściłem włosy, napuściłem do wanny gorącej wody dodatkowo wlewając wonne olejki i płyn do kąpieli. Pachniało lawendą i cytrusami. Wszedłem do wanny i od razu się odprężyłem. Siedziałem tak dopóki woda nie wystygła, dopiero wtedy zacząłem się myć. Chwyciłem mydło korzenne i wymyłem całe ciało, później wmasowałem wiśniowy szampon do włosów. Po kilku minutach wyszedłem cały czyściutki i stanąłem przed lustrem. Wysuszyłem kłaczki o ręcznik i opatuliłem się szlafrokiem. Mokre kosmyki opadały mi swobodnie okalając twarz. Stwierdziłem, że przez te kilka dni zmizerniałem i schudłem. No cóż, trzeba będzie nadrobić zaległości, ale to dopiero od jutra. Poproszę kucharki o zrobienie szarlotki i nikomu jej nie dam.
"Ale ładnie pachnę, muszę sobie częściej takie kąpiele robić. Nie ma co, mi też się coś odżycia należy". Tak jak wcześniej pomyślałem, ładnie pachnący, czyściutki wyszedłem z łazienki. I oto kolejne pytanie, co on tu robi? Jak zawsze w krępujących mnie sytuacjach stanąłem w bezruchu wpatrując się w sylwetkę stojącego chłopaka przede mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz