sobota, 12 listopada 2011

13. Pamiętnik licealisty

Żegnaj Japonio, witaj Anglio. Londynie.
Lot okazał się nie być takim strasznym jak się spodziewałem. W sumie i tak cały czas spałem, co wcale mnie nie dziwi. Byłem zmęczony po ostatnich przeżyciach zaserwowanych mi przez rodziców. Pomimo, iż już mnie tam nie ma, każdą minutę myślami spędzam w Tokio. Tęsknie, tak cholernie tęsknie za tamtym miejscem. Za moim domem. Za domem, w którym mam wszystko. Rodzinę, przyjaciół i ukochaną osobę.
Wcale tego miejsca tak dobrze nie pamiętam. Wszystko zapamiętałem inaczej. Przez te lata wiele się pozmieniało.
Wsiadłem do taksówki i tyle widziałem. Byłem tak zawalony wokół siebie bagażami, że nic nie widziałem.
Droga dłużyła się niemiłosiernie. Nawet nie wiedziałem gdzie dokładnie jesteśmy. Nagle samochód się zatrzymał, a drzwi od mojej strony zostały otwarte. Uwolnili mnie od zbędnych bagaży... Nareszcie.
Rozglądam się wokół, a na mojej buźce ukazał się szeroki uśmiech. Taaak, taka szybka zmiana nastroju to tylko u mnie. Otóż proszę państwa,  co się stało? Jestem mile zaskoczony, bo wracamy na stare śmieci. Mój drugi najukochańszy domek na świecie...
Pamiętam jak się zapierałem przed wyjazdem do Japonii i opuszczeniem tego cudnego miejsca.
Wiecie, zdaję sobie sprawę, że rodzice już od dawna to planowali... Z czego to wnioskuję? Jak się stąd wyprowadzaliśmy wszystkie meble poszły na sprzedaż i tak dalej, a teraz ogród wygląda prześlicznie, domek jest cały odrestaurowany...
-Synku, wszystko w porządku? - zagaiła mama. Odwróciłem się powoli i odparłem, że tak, a co innego miałbym mówić?Nieważne. Pomogłem rodzicom zanieść bagaże do mojego "nowego" miejsca zamieszkania. Pierwsze co zrobiłem to skierowałem swe kroki do mojego pokoju. Nawet nie musiałem pytać. Otworzyłem oczy i aż mnie wmurowało. W MOIM pokoju,na MOIM łóżku leżał chłopak ze słuchawkami w uszach i gitarą w ręce grając jakąś klasyczną rockową balladę. Przed oczyma przeleciała mi kilka razy jego dłoń... Chyba mnie zauważył i nie zdążyłem zarejestrować kiedy podszedł. Spojrzałem na niego nieobecnym wzrokiem i wtedy mnie oświeciło... Collin. Tylko skąd ja go znam?
-Cześć, jestem Collin. Miło mi cię poznać.
-Um, przepraszam. Cześć.
Podaliśmy sobie dłonie i staliśmy przez chwilę w kompletnej ciszy. Ja z zażenowania, a on chyba uszanował moją decyzję. Zarumieniłem się dosyć obficie i spuszczając głowę wyminąłem go, kierując się do kuchni, gdzie tymczasowo urzędowała moja mama.
-Oh, Arthur, stało się coś?
-Co robi ten chłopak u mnie w pokoju?
-Ach , przepraszam. Nie zdążyłam ci powiedzieć. To syn przyjaciół moich i twojego ojca. Studiuje niedaleko i zgodziliśmy się mu pomóc, pozwalając mieszkać w naszym domu. Poznałeś go już zapewne?
Strzeliłem się z otwartej dłoni w twarz... Zapomniałem się mu przedstawić.
-Tak ma...! - nie zdążyłem nic innego powiedzieć, gdyż na kogoś wpadłem. Tym nieszczęśnikiem okazał się właśnie Yona.
-Przepraszam. - Czemu teraz każdy mnie przeprasza. Jakby rzeczywiście się coś stało. Nie rozumiem tego, już głupieję...
Spojrzał się na mnie i uśmiechnął. Rzeczywiście wyglądał na starszego ode mnie.
-Ja! Ja jestem Arthur... - dodałem nieco ciszej pod uważnym wzrokiem rodzicielki.
Obszedłem go na około i ruszyłem do pokoju, aby rozpakować swoje rzeczy. Powoli wchodziłem po schodach, aż nagle rozdźwięczał mój telefon oznajmiając, że dostałem wiadomość. Usiadłem na jednym ze schodków wcześniej wyciągając aparat. Przyglądałem się ów rzeczy i zastanawiałem, czy odebrać czy też nie. No nic, przecież nie mam do stracenia. Nacisnąłem przycisk"odbierz" i zacząłem czytać...
"Cześć kochanie, wiesz... Tęsknię już za tobą, tak mi pusto bez ciebie. Tu już nie jest tak samo, jak będziesz mógł to zadzwoń lub chociaż napisz czasem. Wszyscy cię pozdrawiają. Kocham cię. Arisa"
Byłem wgapiony w treść wiadomości. Nie zauważyłem jak obok mnie ktoś usiadł. Moje oczy stawały się coraz bardziej mokre od łez. Zaczęły mi spływać po policzkach. Ten ktoś mnie objął jedną ręką i wtulił w siebie. Nie wiedziałem kto to. Mogła być to mama lub ojciec. Przytuliłem się ufnie do tej osoby mocząc jej koszulkę. Telefon wypadł mi z ręki i stoczył się na sam dół. Nie zwracałem uwagi na to, że obejmujące mnie ramiona były coraz ciaśniejsze. Nie rozpoznawałem głosu, który wciąż powtarzał żebym się uspokoił, powiedział co się stało i, że wszystko będzie dobrze. Myślałem tylko o nim. O Arisie, którego zostawiłem i już do niego nie wrócę. Dlaczego tak musiało się stać. Dlaczego to przytrafiło się akurat mnie. Nie rozumiałem już dosłownie nic. Chciałem w tamtej chwili zniknąć i więcej nie powrócić. Zaszyć się jak najdalej stąd. Osobnik, którego nie widziałem przez zalane od łez oczy, jedną rękę wsunął mi pod kolana, a drugą przytrzymał w pasie. Podniósł do góry i zaniósł gdzieś. Poczułem tylko miękki materac, chyba mojego łóżka oraz to, że jestem nakrywany kocem. Więcej już nic nie pamiętam, bo z wyczerpania zasnąłem.
"Słodka granica rozkoszy, spełnienie, na które czekałem wiele lat. Wiele długich lat.Wyciągam rękę widząc ciebie. Jesteś taki piękny, cudowny, zmysłowy. Twoje blond włosy rozrzucone na poduszce tworzą aureolę, dzięki której wyglądasz tak niewinnie. Anioł. Mój anioł. Spełnienie, którego już nigdy nie zaznam. Budzisz się z objęć Morfeusza, patrzysz na mnie ufnym wzrokiem odnajdując dawnego mnie. Bierzesz za rękę i pociągasz w swoją stronę. Nie wiem jak mam się zachować, wszystko mi przychodzi z taką trudnością, a zarazem lekkością, jak jeszcze nigdy wcześniej. Przybliżam się z każdym centymetrem do twojego ciała. Lgnę do ciepła, które dla mnie wytwarzasz.Tak bardzo chciałbym wrócić, chociaż wiem, że jest to niemożliwe. Wtulam się w ciebie. Dziwne. Nawet nie płaczę. Uśmiecham się kącikami ust i patrzę ci w oczy. Są takie pełne miłości. Całujesz mnie w skroń wypowiadając słowa, które mnie bardzo zabolały... Nie chcę ich słyszeć, już nigdy. Powtarzam ci, że to niemożliwe. Nie chcę. Cały czas trzymasz mnie w swoich ramionach, jednocześnie zaprzeczając słowom, wypowiedzianym przez twoje usta. Zamykam oczy. Nie chcę już więcej cierpieć, chcę zostać z tobą. Ty mnie nagle puszczasz, a moim ciałem zawładnął chłód i pustka. Ciebie już nie ma przy mnie. Nie jest tak, jak zawsze obiecywałeś, a w głowie zostały już tylko twe ostatnie słowa:
Ułóż sobie życie z kimś innym. Zapomnij o mnie, o nas.Tak będzie dla ciebie lepiej... ".


***
-Arisa. Arisa. - ktoś szeptał chłopakowi do ucha.
-Um.
-Arisa, no do cholery wyłaź z tego łóżka, bo sam cię wywlokę do stołówki w samych gaciach! - "Nie no, tego już za wiele. Nawet niewdzięcznik się nie odezwie typu " odwal się " czy coś".
Blondyn powiercił się chwilę w łóżku powoli otwierając zaspane powieki. Spojrzał na gościa pochylającego się nad nim i aż zachłysnął się powietrzem.
-No co jest? Czemu się tak na mnie patrzysz? Mam coś na twarzy?
-Ależ nie, tylko się zastanawiam kiedy zdążyłeś przefarbować włosy. A tak w ogóle to która jest godzina i czemu tu jesteś?
-Kazałeś mi wczoraj się obudzić na śniadanie, a jest godzina szósta trzydzieści...Włosy, zrobiłem wczoraj, a co?
-Nie, nic. ładnie ci w zielonym, ale co mama na to powie jak cię zobaczy?
-Spokojna głowa bracie, dam radę. A teraz wstawaj i ruszaj tyłeczek, bo inni już czekają.
I tyle było go widać w pokoju brata. Chłopak z uśmiechem wyszedł z posłania witając dzień. Spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie i skreślił kolejną datę, zbliżając się do tego feralnego dnia. Pomyśleć, że jeszcze niedawno lubił święta, a teraz wręcz ich nie cierpi. W drodze do łazienki zebrał pierwsze lepsze ciuchy. Wszedł pod prysznic biorąc szybką, relaksującą kąpiel, która przegania wszelkie zmęczenia, ubrał się i wyszedł z pokoju zamykając go na klucz. Idąc korytarzem jego myśli błądziły gdzie indziej. Zastanawiał się co w tej chwili robi jego ukochany...

***

Powoli otworzyłem oczy, delikatny blask słońca oślepił mnie na moment powodując grymas na twarzy. Usiadłem na łóżku rozglądając się wokół. Byłem w swoim pokoju. Spojrzałem na zegarek i aż się zapowietrzyłem. Była piąta rano, a ja rześki obudziłem się jak nigdy. Postanowiłem wstać i posprzątać w pokoju, przy okazji rozpakowując rzeczy z toreb. Stanąłem na równe nogi, przeciągnąłem się, podrapałem po pośladku i wolnym krokiem zmierzyłem do łazienki. Po drodze zrzuciłem z siebie wczorajsze ubrania, w których musiałem zasnąć. "Dzięki Collin" pomyślałem i już nagi stanąłem przed lustrem. Przyjrzałem się swojemu ciału wręcz krytycznie. Schudłem i stanowczo musiałem przybrać nawadze. Płaski brzuch, wystające kości, wiotkie ramiona i chude nóżki. Aż strach pomyśleć jak ja się jeszcze na nich utrzymuję. Podszedłem do wanny, odkręciłem kurki i zatkałem odpływ. Sięgnąłem po płyn do kąpieli znajdujący się na półce.Powąchałem. "Mmmmm... Cynamon." Powoli wlewałem niewielką zawartość płynu, którego zapach za chwilę rozniósł się po pomieszczeniu, a piana zaczęła szybko tworzyć. Przeczesałem włosy palcami nie związując ich wcale. Wszedłem jedną nogą do gorącej wody, która miło parzyła w łydkę. Po chwili przyzwyczajenia w wannie znalazłem się cały. Rozejrzałem się dookoła. Na półce obok spostrzegłem iPod'a, którego zaraz złapałem w dłoń. Był naładowany i jak się spodziewałem nie należał do mnie. "Collin na pewno się nie obrazi".Wsadziłem słuchawki do uszu, włączyłem sprzęt i rozbrzmiała rock'owa ballada. "Hmmm...  Znam to". " You said this could only get better, There's no rush cause we have each other, You said this would last forever,But now I doubt if I was your only lover . Are we just lost in time? I wonder if your love's the same. Cause I'm not over you...*". Wsłuchałem się w tekst piosenki. Byłem mile zaskoczony z tego, czego się dowiedziałem. "Yona ma podobny gust muzyczny do mojego. Chyba jednak się z nim dogadam." Utwór zakończył się ostatnimi uderzeniami w bębny perkusji i pociągnięciami strun gitar. Chwyciłem za gąbkę i lawendowe mydło. Zapachy jakie unosiły się w powietrzu wprost oszałamiały. To połączenie zniewalało. Namydlałem swe ciało powoli rozkoszując się ruchami na skórze. Umyłem się cały i po spłukaniu piany wyszedłem z wanny. Opatuliłem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki, uprzednio wyciągając kurek i wylewając wodę.
Popatrzyłem na zegarek zrezygnowany i usiadłem na łóżku. Dzisiaj rozpoczyna się istna tortura. Nowa szkoła. Chwyciłem leżące obok, naszykowane wcześniej bokserki i założyłem je na tyłek. Szczerze powiedziawszy, nie chciało mi się nigdzie ruszać z domu. Mógłbym posiedzieć z tydzień jeszcze w czterech ścianach z książką i kubkiem mojej ulubionej zielonej herbaty. Aż na samo wspomnienie się rozmarzyłem. Powoli dochodziła siódma rano, a więc niedługo dom będzie tętnił życiem. Zaczęło robić mi się zimno. Postanowiłem wysuszyć włosy. Czasami sobie myślę, dlaczego ja ich jeszcze nie ściąłem. Same z nimi tylko problemy niekiedy. Chwyciłem suszarkę i ją uruchomiłem. Nie dość, że włosy stawały się coraz suchsze, to i mi zrobiło się cieplej. No niestety, zima panuje, niedługo święta, a ja jestem ciepłolubnym stworzeniem. Kiedy już uporałem się ze sprzętem, związałem włosy w luźną kitkę. Nałożyłem szybko skarpetki, ciemne spodnie i bluzę. Chwyciłem torbę, do której spakowałem zeszyt i długopis.Chwilę później nie było mnie już w pokoju. Zszedłem powoli po schodach. Usłyszałem jakieś dźwięki wydobywające się z kuchni...


                                                                                                            

*Escape the fate - Harder than you know

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz