sobota, 12 listopada 2011

15. Pamiętnik licealisty

-Ach, tak. Dyrektor mnie uprzedził. Zapewne jeszcze u niego nie byłeś, więc dobrze. Usiądź może z... - kobieta rozglądała się chwilę  po klasie. Podążyłem za jej wzrokiem. Nie, nie, nie. Proszę, tylko nie z... - Karen.
-Dobrze. - Kurde. No, a tak nie chciałem. Będę musiał jakoś przeżyć te czterdzieści pięć minut. Wolnym krokiem podszedłem do ławki i zająłem miejsce obok dziewczyny. Chyba się na mnie obraziła.
-Wracamy do lekcji. Otóż, jak już wiecie... - i kompletnie się odciąłem od reszty wywodu nauczycielki. Wyciągnąłem tylko zeszyt z długopisem i zacząłem w nim bazgrać. Nim się spostrzegłem zadzwonił dzwonek na przerwę. Wyszedłem z klasy po drodze zgarniając swoje rzeczy do torby i zacząłem wędrówkę po szkole w celu jej zwiedzenia. Przechodziłem przez masę korytarzy stwierdzając, że wcale tak bardzo się nie zmieniło w tym miejscu. Szkoła jak to szkoła, budynek pozostał niezmienny od czasów kiedy byłem tu ostatni raz... Ato już tyle lat minęło. Wszedłem na jeden z korytarzy, aż się zdziwiłem że jest tu tak pusto. Może był już dzwonek na lekcje? Nie wiem, nieważne. Nawet jeśli to i tak nie miałbym co robić, tylko siedzieć cicho i nie przeszkadzać, a posiedzieć można sobie wszędzie indziej. Podszedłem do okna. Miało duży parapet, i wdrapałem się na nie. Nie było to dość trudne, gdyż nie był umiejscowiony gdzieś wysoko. Rozłożyłem się wygodnie, plecami oparłem o ścianę i wyciągnąłem zeszyt. Skończę przynajmniej rysunek...

***

Pukanie do drzwi rozbudziło chłopaka z lekkiego zamyślenia. Podniósł się do pozycji siedzącej.
-Proszę. - powiedział. Drzwi do pokoju powoli zaczęły się otwierać, by zaraz zrobić to z wielkim zamachem. Do pomieszczenia dosłownie wpadło kilka osób. - Ne, co to ma znaczyć? Przecież nikt z was nigdy nie pukał, a tu nagle taka zmiana? Co się stało?
-Arisa, mamy dla ciebie niespodziankę. - odezwała się Katsumi i wyciągnęła przed siebie ręce z kopertą. - Prezent od nas wszystkich. - dodała uśmiechając się pokrzepiająco. Blondyn wziął od dziewczyny pakunek pod uważnym spojrzeniem każdego z przyjaciół. Otworzył powoli papier i wyciągnął zawartość.
-A to co jest?
-Bilet w dwie strony do Anglii! - powiedział nazbyt entuzjastycznie Maresuke. W oczach Arisy zaczęły zbierać się łzy. Eriko przysiadła obok blondyna na łóżku i przytuliła go jedynie.
-Ja dziękuję, ale nie mogę... nie mogę tego przyjąć. To za dużo.
-Nie gadaj głupot bracie tylko zbieraj manatki, pakuj się i leć do ukochanego zrobić mu wielką niespodziankę.
-Ale...
-Żadnego gadania, no ruszaj pupcię, bo inaczej sami cię spakujemy, a wiesz, Maresuke ma ostatnio fetysz...
-Baka! Zamknij się, nie mów nic. Proszę.
-Dobrze brachu. To zbieraj się, jutro masz wylot z samego rana.
-Dziękuję.

***

Na parapecie przesiedziałem jeszcze dwie lekcje. Zdziwiłem się, ponieważ korytarz na którym obecnie przebywałem nie był uczęszczany. Ciekaw jestem dlaczego. Dochodziło południe, a lekcja trwała. Postanowiłem poszukać i przejść do stołówki, aby zająć miejsce dla siebie i znajomych. Zastanawiam się, dlaczego trafiłem do klasy dla "geniuszy". Przecież nie jestem kujonem, ani żadnym z takich osób. Po drodze, mijając znów te same korytarze wyciągnąłem telefon z kieszeni. Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w ekran. Ledwo co nie wpadłem na ścianę. Postanowiłem napisać do Arisy. Nic sensownego mi nie przychodziło do głowy, a nie chciałem pisać nic w stylu "Cześć,  u mnie wszystko w porządku, a co u ciebie? (...) bla, bla, bla. Do usłyszenia". Myślałem nad tym trochę czasu, póki nie stanąłem po prostu na środku korytarza. Znów to samo. Łzy zaczęły zbierać się w kącikach moich oczy. Sam już nie wiem co mam robić, nie mam pojęcia czy kiedykolwiek znów go zobaczę. Słone krople zaczęły powoli spływać po moich policzkach. Spuściłem głowę na dół i pozwoliłem im płynąć. Szlochałem cicho, telefon wypadł mi z ręki, a chwilę potem poczułem ciepłe, silne ramiona oplatające mnie ciasno i przyciskające do... twardego torsu. Zaskoczony uniosłem powoli głowę do góry by spojrzeć w stalowe tęczówki.
-Już wszystko w porządku piękny, nie płacz. - niski, lekko ochrypły męski głos. Kilkudniowy zarost, miły uśmiech, okulary na zgrabnym nosie i te oczy. Zapatrzyłem się na mężczyznę. Minęła dłuższa chwila zanim uzmysłowiłem sobie co robię, a właściwie czego nie robię. Byłem tak zaabsorbowany jego widokiem, że przestałem płakać. Nie zauważyłem nawet, gdy sam wtuliłem się bardziej w ciało pragnąc jedynie ochrony przed światem. Odsunąłem się na długość dłoni od niego. Nawet nie miałem odwagi, by znów spojrzeć mężczyźnie w oczy, dlatego stałem z głową spuszczoną w dół. Ponownie zebrało mi się na płacz. Po raz kolejny łzy poczęły spływać cienkim strumieniem po moich policzkach, skapując kropla po kropli na podłogę. Znów nie zauważyłem jak mężczyzna podchodzi i klęka przede mną. Ujął moją twarz w swe duże dłonie i powiedział:
-Piękny, co się stało, hmm? Właściwie chodzisz tu do szkoły? Nigdy cię nie widziałem.
-T-tak. Druga "e-e". - uniósł moją buzię tak, by znalazła się naprzeciwko jego. Ciepły oddech drażnił moją skórę. Nasze twarze dzieliły już małe centymetry. Zarumieniłem się obficie, gdy zdałem sobie sprawę z własnego położenia i co za chwilę może się zdarzyć. Przyjemny prąd przeszedł po całym moim ciele. Znów przestałem płakać.
-Ty jesteś tym nowym uczniem. Zdaje się, że masz teraz ze mną lekcję, więc co tutaj robisz? - wymruczał mi spokojnie do ucha okalając je gorącym powietrzem, a ustami zahaczając o płatek ucha. Nie mogłem się ruszyć, działał na mnie hipnotyzująco. Był zbyt kuszący bym mógł się mu nie poddać. Ucałował mnie delikatnie w policzek i podniósł się z klęczek. Otworzyłem nieco szerzej oczy ze zdziwienia uchylając również odrobinę usta. Po chwili dało się słyszeć odgłosy kroków dochodzących zza zakrętu korytarza. Spojrzałem na twarz mężczyzny. Wyrażała ona spokój i nieopisaną radość. Odwrócił się w moim kierunku, uśmiechnął pokrzepiająco i znów wzrokiem zawędrował w stronę gościa.
-Panie Stevens, wszędzie pana szukam. Czy nie powinien być pan teraz na lekcji?
-Dzień dobry pani Lock. Powinienem, ale rozmawiałem właśnie z uczniem. Czy coś się stało?
-Tak, dzwoniła pani Lowell w sprawie nowego ucznia, tego który trafił do pańskiej klasy.
-Tak? Co z nim?
-Jako pański wychowanek powinien się zgłosić razem z panem do dyrekcji omówić wszelkie sprawy.
-To ciekawe. - odwrócił się w moją stronę. - Jeszcze nie byłeś u dyrektora Arthur? - skąd ona zna moje imię? Przecież nawet mu się nie przedstawiałem. Ale zaraz, zaraz. Co ona powiedziała? Ma być moim wychowawcą? Popatrzyłem się przestraszonym wzrokiem to na mężczyznę, to na kobietę. Spuściłem wzrok i pokręciłem przecząco głową.
-A więc to jest ten nowy uczeń? - zapytała się przymilnie i podeszła bliżej mnie. - Miło mi cię poznać. Jestem Andrea Lock i jestem sekretarką dyrektora Cany. - wyciągnęła w moim kierunku dłoń z uśmiechem na twarzy. Mimowolnie odwzajemniłem uśmiech i uścisnąłem podaną mi dłoń.
-Arthur Lee.
-To...
-Ja zabieram Arthura do dyrektora, a ty przyjdź na przerwie jak tylko skończysz lekcje. Do zobaczenia.
-Tak, do zobaczenia. - spojrzałem przelotnie w kierunku pana Stevensa akurat wtedy, gdy puszczał mi oczko. Naprawdę nie wiem, o co może chodzić. Takim oto sposobem, to znaczy długą wędrówką przez korytarze w końcu doszedłem do celu jakim był gabinet dyrektora. Sekretarka zapukała do drzwi pokoju i weszła do środka, wcześniej przepuszczają mnie pierwszego po usłyszeniu krótkiego"proszę wejść". Swoje kroki stawiałem ostrożnie uważając na wszystko, co znajdowało się wokół mnie. Uniosłem lekko głowę i ujrzałem roześmiane oblicze starszego pana, który gestem dłoni nakazał mi usiąść w fotelu. Tak też zrobiłem.
-Może chciałbyś się czegoś napić? Herbaty? - odezwał się miłym i serdecznym głosem.
-Nie dziękuję.
-Jak chcesz. Andrea zostaw nas proszę, a my przejdźmy do sedna sprawy.
Sekretarka wyszła. Kiedy tylko drzwi się zamknęły ja skinąłem głową, aby dyrektor mógł kontynuować. Przełknąłem ślinę i kiedy żaden dźwięk nie przerywał ciszy, postanowiłem odezwać się jako pierwszy.
-Właściwie, to po co pan mnie do siebie wezwał?
-Jak to po co młodzieńcze? Chciałem poznać nowego ucznia. Pewnie zastanawiasz się dlaczego trafiłeś do takiej klasy, a nie innej. - niepewnie przytaknąłem - Otóż, nigdzie indziej się nie nadawałeś. Na żaden profil ogólnokształcący, sportowy, ani też nawet na artystyczny. Klasa "e" jest potocznie zwana klasą dla geniuszy. Uczniowie nazywają ją tak, ze względu na różnorodność utalentowania młodzieży. Jak słyszałem, masz wiele zdolności, więc nadajesz się idealnie akurat do tej klasy. Jednak, każdy uczeń ma swój własny plan zajęć. Od godziny ósmej do dwunastej są zajęcia klasowe, natomiast po przerwie lunch'u są zajęcia specjalizacyjne. Na przykład, w klasie sportowej są zajęcia piłki nożnej, tenisa ziemnego, pływania, a nawet łucznictwa, klasa artystyczna ma do swojej dyspozycji salę muzyczną i plastyczną i tak dalej. Klasa, do której trafiłeś ty mój drogi jest klasą, w której możesz wybrać dowolne specjalizacje nie przejmując się kierunkiem, czyli wybierasz to, czym się interesujesz i do czego masz najlepsze predyspozycje. Rozumiesz mnie?
-Tak.
-To świetnie. Cieszę się bardzo. Zaraz będzie dzwonek na przerwę i przybędzie tu twój wychowawca, zapewne go już poznałeś? - znów przytaknąłem głową potwierdzając przypuszczenia dyrektora - Robert Stevens, miły z niego facet, naprawdę. Zobaczysz i przekonasz się na własnej skórze jaki potrafi być pomocny. O! O wilku mowa. Wejdź, wejdź.
Kiedy mężczyzna wypowiadał ostatnie słowa usłyszałem pukanie do drzwi, które chwilę potem uchyliły się nieśmiało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz