sobota, 12 listopada 2011

16. Pamiętnik licealisty

Za oknem było już ciemno. Zielonowłosy zmierzał korytarzami internatu podążając do swojego pokoju. Mijał kolejne drzwi, a jego zdenerwowanie wcale nie malało. Nie interesując się zbytnio niczym wyciągnął klucze z zamiarem użycia ich, lecz nagle jego uwagę przykuły uchylone drzwi do jego pokoju. Chłopak na początku wystraszył się, ale otworzył je szerzej i powoli wszedł do środka. Było strasznie ciemno, a jedynym oświetleniem były świeczki poustawiane na podłodze tworząc ścieżkę prowadzącą do łazienki. Zastanawiał się, co w owym pomieszczeniu się znajduje. Nigdy by nie przypuszczał, że takie coś może go spotkać. Uważał to za istny przejaw romantyzmu, lecz odnosił również wrażenie, że powinien uważać na to, co kryje zagadka. Ruszył niepewnie do przodu zaciskając, to poluźniając uścisk dłoni na pasku swej torby. Przechodząc obok łóżka, odłożył ją na bok i zachodził coraz dalej, pokonując drogę wyznaczoną przez malutkie ogniki. Kiedy bliżej podszedł do celu podróży, poczuł zapach połączenia aromatu wiśni, wanilii i zielonej herbaty. Już samo to podziałało na niego pobudzająco jak i sama sytuacja w jakiej się znajdował. Można było powiedzieć, że na chłopaka takie zapachy działały jak afrodyzjak. Stanął przed uchylonymi drzwiami łazienki i przez chwilę nasłuchiwał. Nie było żadnego odzewu z tamtej strony, więc powoli zaczął otwierać drewnianą "bramę". W pomieszczeniu również było ciemno, choć nikłe światło dawały i tu porozstawiane duże świece zapachowe. Wszedł w głąb łazienki. Z każdej strony otaczały go płatki róż porozsypywane na ziemi niedaleko świec. Za bardzo zaabsorbowany tym widokiem nie dostrzegł drugiej postaci powoli wstającej z brzegu wanny i sunącej do niego po cichu. Szatyn zakradł się do chłopaka od tyłu obejmując delikatnie ramionami w pasie i całując w kark. Atsutane lekko podskoczył wystraszony i zszokowany takim postępkiem spraw. Odwrócił się do napastnika, po czym kiedy tylko wiedział kto za tym wszystkim stoi, uśmiechnął się i wycisnął na wargach kochanka przeciągły pocałunek. Serca obu chłopaków szalały jak opętane. Dłonie starszego chłopaka poczęły wędrówkę po ciele drugiego, po drodze zdejmując z niego ciuchy. Zielonowłosy nie pozostawał bierny i chwilę później obydwoje znaleźli się bez ubrań. Maresuke chwycił kochanka jedną ręką pod kolanami razem z nim wchodząc do gorącej wody, którą napełniona była wanna. Zaraz po tym znów nastał czas do pocałunków i drobniejszych pieszczot pobudzających ciała. Zatracali się powoli w doznaniach i pożądaniu jakie względem siebie wywoływali. Szatyn usadził sobie chłopaka na kolanach, by było im wygodniej. Pocałunkami schodził na szyję, obojczyk i tors znacząc przebytą drogę dodatkowymi liźnięciami czy malinkami. Atsutane odchylił głowę do tyłu, by dać miejsce i większe pole do popisu towarzyszowi, raz po raz ocierając się o niego, ukazując swoją już twardą erekcję. Jęknął, gdy poczuł dłoń na swoim członku, która zaczynała po nim sunąć, chwilę potem wszystko potoczyło się szybko.
-Uh, wejdź we mnie, bo nie wytrzymam. Pragnę mieć cię całego -wydyszał.
Maresuke przybliżył do siebie chłopaka, po czym bez zbędnych ceregieli wszedł w niego jednym, szybkim i bezbolesnym ruchem. Gdy tylko poczuł jak mięśnie odbytu się zacieśniają na jego członku jęknął głucho. Trwali tak chwilę. Młodszy chłopak oparł się dłońmi o ramiona kochanka i naparł na stojącą erekcję. Poruszał się w górę i w dół, czasem nieco zwalniając, a czasem przyspieszając. Dłoń Maresuke nadal poruszała się na penisie drugiego.Wychodził biodrami naprzeciw jego ruchom, dostosowując się do tempa jakie nadał kochanek.
-Um, tak! Tak! Kochaj mnie całym sobą!
Jęki i dyszenie rozchodziły się po całej łazience. Woda delikatnie falowała wypływając niekiedy poza obszar wanny. Dwa mokre ciała poruszały się w spazmach rozkoszy. Jeszcze kilka pchnięć, ruchów dłoni, jęknięć i krzyków, by wszystko ucichło. By doszli, z imionami partnerów na ustach. Atsutane wtulił się w szatyna z błogim uśmiechem na twarzy. Począł delikatnie obmywać ciało kochanka jak i swoje.
-Kocham cię - wyszeptał spoglądając mu prosto w oczy.
-Ja ciebie też Atsu, ja ciebie też. - odpowiedział już spokojnie całując chłopaka w skroń i podnosząc się wraz z nim. Wyszli z wanny, opatulili się ręcznikami. Pogasili wszystkie świece kilkoma dmuchnięciami i bez nakładania na siebie ubrań ułożyli się do snu. Udali się do krainy Morfeusza niemal natychmiast w swych objęciach.

***

Gdy tylko nauczyciel wszedł do gabinetu dyrcia myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi. Zrobił to z taką gracją, a zarazem drapieżnością jakiej jeszcze u nikogo nie widziałem. Usiadł w fotelu obok mnie, również pod nakazem gestu ręką i z uśmiechem spoglądał w stronę starszego mężczyzny. Nie wiedziałem co robić. Dłonie strasznie mi się pociły. Nie wiem czemu tak reagowałem. Nie słuchałem nawet o czym rozmawiali i kiedy tylko było coś skierowane wprost do mnie, przytakiwałem. Nie miałem pojęcia nawet na co się zgadzam lub co potwierdzam. Ciągle myślami wirowałem pomiędzy mężczyzną obok mnie, a aniołem, którego zostawiłem daleko stąd. Niemożliwe, że przy pierwszym spotkaniu nauczyciel wyrył mi się w pamięci, chociaż może to przez sposób w jaki było ono przeprowadzone. Cały czas czuję jego zmysłowy zapach, dotyk ciepłej dłoni i pocałunek delikatnych warg. Może i jestem samolubny, ale czy nie kazał o sobie zapomnieć? Nie kazał ułożyć sobie życia w inny sposób? Nadal rozmyślałem kiedy nagle obaj wstali i uścisnęli sobie dłonie. Otrząsnąłem się i spojrzałem na nich. Stevens uśmiechnął się do mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
-No to co? Idziemy? - przytaknąłem i odwróciłem się do staruszka. Uścisnąłem jego rękę z krótkim " do widzenia ", gdzie zaraz wraz z wychowawcą wyszliśmy z jego biura. Mężczyzna nie puszczał mnie ani na sekundę głaszcząc kciukiem łopatkę
-Za godzinę widzę cię u siebie, piękny. Pokój sto jeden znajduje się na parterze.
-Dobrze... - i już się oddalił wypuszczając me ciało ze swoich sideł. Idąc, odwrócił się na chwilę puszczając mi oczko i uśmiechając się wprost lubieżnie. Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć ani nawet się zapytać. Zadźwięczał dzwonek, a ja udałem się za społecznością szkolną w stronę stołówki. Po chwili znalazłem swoich znajomych. Przywitałem się i przysiadłem do nich. Całą przerwę przegadaliśmy o różnych rzeczach, czy to o szkole, wakacjach i czasie, w którym się nie widzieliśmy.
-To co Artie? Idziesz dzisiaj z nami do klubu? Rozerwiesz się, wyrwiesz kogoś, upijemy się. Kiedyś w końcu ten pierwszy raz z tobą trzeba przeżyć, prawda?
-Dobrze, a co to za klub?
-Em, dla mniejszości seksualnych. Ogólnie tam każdy z każdym, ale nie przejmuj się. Muzyka tam jest świetna, a drinki to istne niebo.
-No... okej. Przyjdźcie po mnie - spojrzałem na zegarek. Wybiła godzina zero - To do zobaczenia wieczorem chłopaki. Jeszcze się zdzwonimy, ja na razie muszę lecieć.
-A gdzie? - dopytywał się Andy.
-A do wychowawcy. Stevens o ile dobrze pamiętam.
-Naprawdę? To uważaj na niego.
-A to niby dlaczego? Kai, nawet mnie nie strasz.
-Po prostu mam nadzieję, że dzisiaj go nie spotkamy.
-Dobra, ja na serio spadam bo zaraz będę miał się o co bać, a mianowicie o swoje życie, a człowieka jeszcze dobrze nie znam.
-To lepiej nie poznawaj... - i reszty wypowiedzi Alfreda nie słyszałem, gdyż oddaliłem się na dość dużą odległość. Taaa... Znów spojrzałem na zegarek. O kurwa, pięknie. Już jestem spóźniony, nie ma co. Okaże się, że będzie najpierw miły, późnij mnie zgwałci i zabije, potem jeszcze raz zgwałci, żebym miał przestrogę na przyszłość. Nie! O czym ja w ogóle myślę. Tak było w starej szkole, tutaj tak nie jest, na pewno. A na pewno nie ten przystojny mężczyzna... I jak zaraz się nie pospieszę to sam się zakopię w rowie za swoją lekkomyślność. Nie, gorzej ze mną. Naprawdę. Szedłem korytarzem i szukałem sali, sto, sto dwa, sto trzy. Hej, hej, a gdzie sto jeden? Jeszcze raz. Sto,sto, sto, o! Jest. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Nie usłyszawszy żadnego odzewu po prostu powoli i po cichu wszedłem do pomieszczenia, które okazało się być dość przytulnym gabinetem nauczyciela. Ciepłe kolory otulały ściany z każdej strony, duże okno przysłonięte żaluzjami ukazywało dziedziniec szkolny. Mahoniowa biblioteczka stojąca przy drzwiach, skórzany fotel zaraz obok, krzesło naprzeciw biurka z tego samego drewna jak cała reszta, a na nim... nauczyciel drzemiący, z głową ułożoną na ramionach. Niespotykany widok.Wyglądał wręcz tak niewinnie. Nie miałem sumienia go budzić, więc usiadłem w fotelu biorąc książkę z regału. Jak się okazało był to horror. Otworzyłem ją i zagłębiłem się w lekturze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz