sobota, 12 listopada 2011

2. Wampiry są wśród nas.

Kobieta popatrzyła na swojego gościa ze strachem w oczach po czym odwróciła się napięcie i powolnym krokiem ruszyła do kuchni, oznajmiając zaparzenie napoju. Po chwili wróciła z tacą z zastawą, postawiła ją na stolik i usiadła obok mężczyzny. Nalała herbaty do filiżanek i podała przyjacielowi obok. Z wdzięcznością przyjął napar. Po kilku sekundach dłużącej się ciszy Isabelle westchnęła i odłożyła filiżankę nie napiwszy się ani kropli.
-Simon.Ja wiem, że muszę ale nie dam rady. Tyle lat minęło. Zrozumiałabym, jeżeli sama miałabym się tam udać ale żeby mieszać w to Karen? Przecież to jeszcze dziecko. Nie chcę żeby stała jej się krzywda. Będę ją za wszelką cenę chronić i nie zgadzam się na wplątanie jej w całą sprawę.
-Wiesz,że tak nie może być. Nie ochronisz jej przed własnym losem jakie zgotowało tej dziewczynie życie i wcale to nie jest już mała dziewczynka. Jak byłaś w jej wieku, sama dobrze wiesz co już robiłaś i wcale nie zaczynałaś. Ona jest potrzebna, jest jednym z najsilniejszych z natury łowców czy ci się to podoba czy nie. Połączenie krwi faerie i nefillim dało nowy początek ery łowców. Ona jest tym początkiem. Wiedzieliście razem z Michaelem na co się piszecie. A tak właściwie, to dlaczego Karen ma inny kolor włosów niż rodzice? Wy macie kruczoczarne, a ona rude.
Czarnowłosa zagryzła wargę w namyśle. Zastanawiała się co ma mu powiedzieć. To, że sama niema pojęcia jak to się stało, a gdy córka się pyta to kłamie wmawiając jej, że taki kolor był jej naturalnym, ale się pofarbowała i tak jej już zostało? Nie wiedziała i tak też postanowiła odpowiedzieć.
-Nie wiem. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest. Może więzy krwi. Dlaczego to musi być takie trudne?
-A widzenie? Ma może ten dar? Widziała już kiedyś coś ze świata magicznego? Byłaś z nią u Magnusa, by jej wszystko wymazał, tak jak to robiła matka Clary?
-Nie, nie byłam i nigdy mi nie wspominała nawet o żadnych skrzatach czy wróżkach. Bane sam mi zakazał przychodzić w tej sprawie do niego przez to, że Alec mu zabronił. To jest strasznie zagmatwane.
-A właśnie, jak u nich? Dobrze im się żyje razem?
-Tak. Brat powiedział, że ten czarownik go kiedyś wykończy psychicznie ale kocha go ponad wszystko. Nie ma się o co martwić, zawsze można na nich liczyć.  - zachichotała i upiła łyk herbaty - Simon?
-Tak?
-A skoro już tu jesteś to... Kiedy ostatnio piłeś?
-Ponad trzy tygodnie, będę musiał się wybrać na polowanie do rzeźnika po świeżą krew. Dziwnie to brzmi, prawda?
-Tak. A może jednak chciałbyś mojej?
-Nie, dzięki. I tak już za dużo wycierpiałaś z wampirami, a to jest jednak trauma dla nefillim. Nie zapominaj też, że mimo wszystko nadal jestem Żydem i jak już muszę, to nie dotknę ludzkiej krwi. Wracając do tematu, zastanów się czy nie warto już wprowadzić Karen w świat o którym jak dotąd nie wiedziała.
-Dobrze.
Dopili herbatę w milczeniu po czym wstali i uściskali się przyjaźnie. Kobieta odprowadziła przyjaciela do drzwi i tyle się widzieli.
Tak. Już wszytko jasne. Simon to wampir, moja matka, wujek Alec i Clary to nefillim, zapewne Jace, mąż Clary też nim jest. Magnus Bane, chłopak brata mojej rodzicielki jest czarownikiem, a mój ojciec? Faerie. Nie do wiary. Co to w ogóle znaczy być tym czymś? Oczywiście wiem co nieco o dzieciach nocy i magach z książek fantasy, ale całą reszta? I może mi jeszcze powiecie, że istnieją wilkołaki, wróżki zębuszki i skrzaty domowe? Nie no, litości. Chociaż? Zawsze gdy byłam mała, wydawało mi się, że zawsze coś za mną chodzi niezależnie od miejsca w jakim przebywałam. To prawda? Czyli ja wtedy nie zwariowałam i nie przechodziłam syndromu małego, niezrównoważonego psychicznie bachora, które wszędzie widzi małe, latające i uśmiechające się istotki? Przynajmniej jeden plus tej sprawy. Ale co oznacza cała reszta? Nie mam pojęcia.
Po dość długim czasie czekania pod klubem, blond włosy chłopak postanowił do niego wejść. Od razu po przekroczeniu progu dobiegł go niemiły zapach dymu tytoniowego i alkoholu. Dużo ciał splecionych ze sobą na parkiecie poruszało się w rytm muzyki. Nie bacząc na innych, nastolatek przepchał się do baru zamawiając piwo. Wymienili z barmanem uśmiechy na powitanie. Po otrzymaniu napoju skierował się do jednego z wolnych stolików. Postanowił poczekać na przyjaciółkę w miejscu, do którego mieli się wybrać. Usiadł na kanapie i tępo wpatrywał się w widok przed sobą. Nie zanurzył ani razu ust w piwie. Niespodziewanie poczuł delikatne wibracje dochodzące z kieszeni jego spodni.Wyciągnął telefon komórkowy i spojrzał na ekran. Wcale się nie zdziwił naciskając zieloną słuchawkę i przykładając aparat do ucha:
-No co jest? Tylko nie mów, że się spóźnisz jeszcze bardziej. Przecież byliśmy umówieni jakieś... Tak, wiem. Która godzina? Jeszcze się pytasz? Po dwudziestej trzeciej trzydzieści.  Ale... Okay. Tak, jestem już na miejscu. Gdzie? Siedzę przy stoliku, czekaj zaraz ci powiem. On jest piąty od wejścia zap arkietem. Na pewno będziemy się widzieć. Siedzę sam. No, do zobaczenia.
Odłożył telefon na stole obok szklanki z alkoholem wyczekując nadejścia Karen.

W tym samym czasie na obrzeżach miasta.

Simon chodził w kółko po małym skwerze. Widać było, że na kogoś czekał. Niedaleko mężczyzny można było zauważyć niewielki staw porośnięty liliami wodnymi. Nad nim rosła wiekowa wierzba płacząca, okrywając swymi liśćmi widok szerzący się za zielenią. Coraz bardziej zirytowany stąpał to z jednej nogi na drugą. Blask księżyca odbijał się od jego mlecznej cery. Wyglądał bardziej blado niż zwykle.Odwróciwszy się tyłem do wody spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Usłyszał cichy szmer lecz nie odwrócił się i nie drgnął nawet o centymetr. Wyczuł zbliżającą się osobę. Zastygł w totalnym bezruchu czując delikatny uścisk na ramieniu.
-Simon?- zapytał się owy przybysz. Nie poznał mężczyzny gdyż stał tyłem.
-Myślałem, że już się nie zjawisz. Jeszcze chwila i by mnie tu nie było. - powoli się odwrócił. - Gdzie Michael? Dlaczego zjawiłaś się tu osobiście, pani?
-To sprawa nie cierpiąca zwłoki. W każdej chwili może dojść do buntu ze strony demonów. One wciąż myślą, że Valentine żyje i ich poprowadzi ku zwycięstwu. Dlaczego? Nie wiem. Kiedy chciałam rozmawiać z ich przedstawicielem, on się nie zjawił. Rafael mi mówił...
-A co do tego ma Rafael?! On jest jednym z nas! Nie ma z nimi nic wspólnego i nic nie wie. Już nie sprawuje władzy nad wampirami tylko ja. Zapomniałaś, pani?
-Jak już zaczęłam to daj mi skończyć. Rafael mówił coś o wyroczni, która ujawniła się w jednym z nich. Jak oczywiście wiesz, anioły i demony łączą się parami, coś w rodzaju towarzyszy na całe życie, tak jak wampiry egzystują ze swoimi do końca ich dni. Bunt poprowadzi do powstania, a one może postąpić w wojnę pomiędzy wszystkimi rasami magicznymi. Oczywiście my jak i Clayry jesteśmy neutralni i przeczekamy ten stan ale nie pozwolę, żeby coś takiego miało miejsce. Już jedną wojnę poprowadzoną przez Valentina przeżyliśmy i to z wielkim trudem i nie wiem, czy dalibyśmy radę pokonać ich kolejny raz. Nie wiem.
Stali przez chwilę w milczeniu. Simon zastanawiał się, co tak naprawdę chodzi pogłowie królowej faerii. Myślał też o niedawno odbytej rozmowie z Isabelle o Karen. Kobieta lustrując wzrokiem sylwetkę wampira uśmiechnęła się delikatnie, po czym uniosła dłoń dotykając opuszkami palców lodowatego czoła osobnika przed sobą.
-Wiem o czym myślisz, nie zapominaj o tym. Mówię prawdę. Martwisz się o dziecko Isabelle i Michaela, prawda?
-Skoro wiesz, to po co pytasz? - zirytował się.
-Karen. Karen to dobra dziewczyna, ale jeszcze nic nie wie o tym świecie. O naszym świecie. Matka powinna ją już dawno uświadomić. Chociaż wcale jej się nie dziwię, że chce ją chronić wiedząc kim ona jest, a raczej czym jest.
-Jak to?
-Nie powiedziała Ci nic, czyż tak? Otóż, jakby to ładnie ująć. Karen jest wszystkim.
-Jak to wszystkim?
-Wszystkim. Tak po prostu. Każdym. A teraz żegnam ale obowiązki wzywają.
Kobieta odwróciła się i powoli podeszła do stawu. Zaczęła do niego wchodzić zanurzając się po samą szyję. Gdy tylko księżyc wyłonił się zza chmur, które na moment go zakryły schowała się pod taflą wody trafiając do swojego królestwa. Simon odetchnął po czym zniknął za cieniami zostawianymi przez budynki, lampy i drzewa rozmyślając nad ostatnimi słowami kobiety. Wszystkim. Każdym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz