sobota, 12 listopada 2011

3. Wampiry są wśród nas.

Tymczasem rudowłosa dziewczyna weszła do klubu, w którym pobrzmiewały ostre rytmy rock'a. Szukała wzrokiem stolika gdzie siedział jej przyjaciel. Przeszła przez całą długość parkietu i dopiero po dłuższej chwili zauważyła blond czuprynę.
-Tonight my head is spinning. I need something to pickme up. I've tried but nothing is working. I won't stop, I won't say I've hadenough. Tonight I start the fire. Tonight I break away. Break away fromeverybody. Break away from everything. If you can't stand the way this placeis. Take yourself to higher places.
Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła podążać w stronę baru. Przywitała się z barmanem i zamówiła słabego drinka. Zapłaciła należność i spojrzała w stronę siedzącego Brandona. Ten jakby obudzony z transu podniósł wzrok i zauważył Karen. Wykrzywił usta z dziwnym do odgadnięcia grymasie, który dziewczyna zinterpretowała jako powitanie. Chwyciła szklankę z napojem i poczęła zmierzać w jego kierunku.
-At night I feel like a vampire. It's not right but Ijust can't give it up. I'll try to get myself higher. Let's go were going tolight it up. Tonight we start the fire. Tonight we break away. Break away fromeverybody. Break away from everything. If you can't stand the way this placeis. Take yourself tohigher places.
Idąc w jego stronę wsłuchiwała się w tekst piosenki. Kiedy doszła do stolika odstawiła szklankę na mebel nie upiwszy z niego jeszcze żadnego łyka i usiadła obok chłopaka. Zmieszała się trochę po czym podniosła wcześniej opuszczoną lekko głowę i ucałowała Brandona przepraszająco w policzek. Sięgnęła po napój i spostrzegła na stole jeszcze jedno szkło, w którym było nienapoczęte piwo. Chwyciła swojego drinka i uniosła go do ust upijając trochę. Odstawiła go na miejsce i znów spojrzała na kolegę. Zadziwiające, że jeszcze ani razu nic sobie nie powiedzieli. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, w skupieniu wpatrując się w siebie wzajemnie.
-If you can't stand the way this place is. Takeyourself to higher places. Break away from everybody. Break away fromeverything. If you can't stand the way this place is. Take yourself to higherplaces. Higher places. To higher places. Higherplaces. Take yourself to higher places.
Ostatnie dźwięki gitar i perkusji rozbrzmiały się po klubie, kończąc koncert grupy TDG. Karen nie mogła znieść przytłaczającej ciszy trwającej pomiędzy nią, a przyjacielem więc postanowiła przełamać lody.
-Przepraszam. Przepraszam za spóźnienie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Przepraszam.
-Wybaczam.
I tyle wystarczyło. Uśmiechnęli się do siebie wzajemnie po czym zaczęli sączyć swoje napoje. Przegadali cały wieczór o wszystkim i niczym zarazem. Dużo żartowali i śmiali się. Nie było chwili, żeby któryś z nich nie przestawał mówić. Było już po trzeciej w nocy, więc oboje postanowili już iść do domów.Wstali i zmierzali ku wyjściu gdy Karen nagle złapała przyjaciela za rękę i krzyknęła mu do ucha, próbując przedostać się swoim głosem przez grom muzyki:
-Idź już. Ja muszę jeszcze do toalety.
Brandon skinął tylko głową i tyle go widziała. Tak jak mówiła, tak zrobiła. Po kilku minutach wyszła z klubu i odetchnęła świeżym nocnym powietrzem. Szła spacerem wzdłuż chodnika gdy w najmniej oczekiwanym momencie usłyszała z najbliższego zaułka zduszony krzyk. Drgnęła i stanęła nasłuchując. Znów to samo. Zerwała się i pobiegła w stronę, z której dochodziły dźwięki. Widok jaki zobaczyła przeraził ją do szpiku kości. Przy murze stał chłopak cały we krwi, nie mogła go rozpoznać, gdyż twarz miał zwróconą w drugą stronę, a ubrania co prawda nadal na nim były ale nie mogła nic dostrzec w mroku jaki panował w tym miejscu. Do szyi chłopaka, był dosłownie przyssany mężczyzna. Dobrze zbudowany i czarnowłosy mężczyzna. Karen zachłysnęła się powietrzem gdy tylko ten oderwał się od ciała chłopaka i spojrzał na nią. To on. Ale zaraz... Co on tu robi? Właściwie co on robi? Czy on czasem... ? - pomyślała.
Mężczyzna wypuścił bezwładne ciało i podszedł powolnym krokiem w jej stronę. Dziewczyna nie poruszyła się ani o centymetr wpatrując się w twarz napastnika. Na jego ustach widniała krew, a poza nimi widniały dwa długie, białe kły.
-Kiyo?- zapytała się i odwróciła głowę w stronę dźwięku wydanego przez chłopca. Odwrócił on głowę i spojrzał w jej oczy. Rozpoznała go, lecz nic nie mogła zrobić, gdyż ten szybko stracił przytomność, a drogę do jej przyjaciela zagrodził jej poznany wcześniej człowiek.
-Tak, Karen?
-Co Ty mu zrobiłeś?! Gadaj co zrobiłeś z Brandonem! - wpadła w furię i rzuciła się z pięściami na oprawcę przyjaciela. Ten tylko złapał ją za ramiona i mocno przytrzymał. Dziewczyna syknęła z bólu. Szamotała się przez chwilę lecz po chwili przestała. Zrozumiała, że to i tak nic nie da. Nie spojrzała się na mężczyznę. Oczy miała czerwone od łez spływających wolno po jej policzkach.
-Czym Ty jesteś? Co mu zrobiłeś? Co ode mnie chcesz?- zaszlochała.
-Jak widać jestem wampirem.
-Czym? Co? Przecież one nie istnieją, nie ma ich.- wbiła w niego zdziwione i pytające spojrzenie.
-Ależ owszem, że istnieją. Przed Tobą stoi właśnie jeden, a co zrobiłem? Tylko się posiliłem.
-Przecież on umrze! Jesteś potworem! Albo co gorsza zamieni się w takiego jak Ty!
-Uspokój się i przestań szamotać, bo stracę cierpliwość i wtedy dopiero się coś stanie. Ja się tylko posiliłem, nie przemieni się w jednego z nas, ani nie umrze. Jak się obudzi będzie tylko trochę osłabiony i nie będzie nic pamiętał.
Karen zdziwiła się na jego słowa i spokój z jakim je wypowiadał. Pamiętała z wyczytanych książek, że po ugryzieniu wampira staje się jednym z nich. Dała za wygraną i rozluźniła wszystkie mięśnie, by uścisk na jej ramionach tak nie bolał. Kiyonaga po chwili zrozumiał i puścił rudowłosą. Dotknął jej policzka i starł samotnie spływającą kroplę. Po chwili pogładził ją po głowie, uniósł jej podbródek i spojrzał jej w oczy.
-Pytałaś się mnie też co chcę od ciebie. - skinęła głową - Otóż moim zadaniem jest cię chronić. Jestem jak twój cień za każdym razem podążający za tobą co krok. Takie dostałem rozkazy od Simona. Jednak też i od własnego serca, które co prawda już nie bije, ale przypomniało o sobie. Widzisz, wampir spotyka na całe swoje życie jedną osobę, którą pokocha i jest jego towarzyszem do końca ich dni. Gdy się już kogoś takiego spotka, serce wampira budzi się i czuje. Tą osobą nie może być zwykły śmiertelnik, lecz osoba z magicznymi zdolnościami. Nie ważne jakiej rasy. Moje właśnie się obudziło przy tobie. Przy naszym wczorajszym spotkaniu. Jeszcze wtedy nie miałem żadnych rozkazów, dopiero dzisiaj, z wybiciem północy, ale jeszcze nie wiedziałem kogo mam ochraniać. Wiem, że może ci się to wydać trochę dziwne, bo domyślam się, że jeszcze nic nie wiesz i nikt nie zdążył cię uświadomić o całej prawdzie, ale tak jest i musisz jak na razie w to uwierzyć. A teraz śpij.
Ostatnie słowa wyszeptał. Karen chciała już coś powiedzieć gdy nagle ogarnęła ją ciemność. Zasnęła.
"Wszędzie słychać było krzyki. Dźwięk uderzanych o siebie mieczy. Świst grotów strzał przebijających powietrze. Szept wypowiadanych magicznych zaklęć. Świetliste rozbłyski w kolorach tęczy. Tupot stóp. Po środku całego rozgardiaszu stała rudowłosa dziewczyna ubrana w jeansy, białą koszulę i trampki. Żaden pocisk w nią wcelowany nie trafiał. Widziała bitwę toczącą się pomiędzy nieznanymi jej rasami osób. Niektóre z nich wyglądały jak upiory wyjęte prosto z horroru o wampirach,niektóre zaś jak skrzaty z dziecięcych baśni, które matka kiedyś czytała jej do snu. Było tam wiele osób. Nawet takich, co wyglądali na zwykłych ludzi. W jej kierunku zmierzał właśnie jeden z nich, gdy nagle zmienił się w wilka, przeskoczył ponad nią i rzucił się na zakapturzoną postać z zakrwawionymi skrzydłami. Czarnymi, jak u nietoperza. Przypomniała jej się książka, którą podkradła matce z jej biblioteczki. Myślała, że to powieść fantasy, w których są opisane różne postacie z baśni i legend z ich ilustracjami. Zrozumiała, co to była za książka. Teraz rozpoznawała każdą rasę z osobna. Widziała anioły, demony, wampiry, wilkołaki, faerie, Clayry, magów, czarowników i jakby rycerzy. Nefillim. To łowcy demonów. Wszyscy ze sobą walczyli. Demony z całą resztą ras. Nawet anioły, ich bratnie dusze się od nich odwróciły i im nie pomagały. Drgnęła, gdy poczuła na swoim ramieniu dotyk. Odwróciła się i zobaczyła istną rzeź ciągnącą się na całą długość pola jej widzenia. Miasto całe we krwi, ogniu i popiele. Wszędzie zwłoki. Krew. Krew. Krew. Pełno krwi. Dotknęła ręką swojego czoła i spojrzała na palce potem na swe ubranie. Była cała zakrwawiona. Szukała na swoim ciele raz lecz ich nie znalazła. Bała się, że coś może się jej stać. W oddali usłyszała straszny ryk. Pobiegła w tamtą stronę. Ujrzała demona walczącego z wampirem, który ledwo się trzymał na nogach. Rozpoznała w nim Kiyo. Serce ścisnęło ją od bólu, jakby miała zaraz stracić najukochańszą osobę w swoim życiu. Poczuła w ciele ciepło. Uniosła się ponad ziemię, wypowiedziała kilka słów w nieznanym jej języku i w jednym momencie z jej ciała wybuchło światło.Wszystko ustało. Bitwa się skończyła. Wokół leżało tysiąc martwych ciał. Ona podeszła do wampira, który wcześniej walczył i wtuliła się w niego całą sobą.Ten jakby obudzony z transu oddał uścisk i ucałował ją w czubek głowy. Demony zniknęły. Nikt więcej nie ucierpiał. Reszta ocalałych osób powoli odzyskiwała siły. Karen nie zwracał uwagi na otaczający ją świat, była skupiona tylko na jednej osobie.
-Czyto już koniec? - spojrzała się w górę by ujrzeć czysto turkusowe tęczówki mężczyzny. On mocniej tylko ją przytulił.
-Tak, to już koniec."
Obudziła się z krzykiem i imieniem wampira na ustach. Leżała na swoim łóżku w pokoju.Wszyscy zgromadzeni w pokoju wymienili między sobą pytające spojrzenia. Isabelle podeszła do córki podając jej szklankę wody do picia.
-Wszystko w porządku kochanie?
-Tak, miałam sen. A tak właściwie to co się stało?
-Przyprowadził cię mój... przyjaciel. Znalazł cię nieprzytomną w parku na ławce. - wtrącił Simon. Rudowłosa dopiero teraz go spostrzegła. Również zauważyła siedzącą osobę nieopodal jej łóżka na krześle.
-Ona wszystko wie. Powiedziałem jej kim jestem, więc nie musisz już udawać. - rzekł nad wyraz spokojnie Kiyo patrząc ukradkiem w stronę dziewczyny.
-No dobrze. Co dalej? Wszystko w porządku Karen?
-Tak Simon. Tylko...
-Co się stało córeczko?
-Miałam sen. Taki rzeczywisty jak jeszcze nigdy wcześniej.
-Wizja.
-Co? - wtrąciła matka Karen.
-Nie udawaj Izzy, że nie słyszałaś. Miała wizję. To prędzej czy później musiało się stać. - wampir uniósł się z siedzenia i spojrzał złowrogim wzrokiem na czarnowłosą.
-Uspokój się Kiyo albo zaraz stąd wyjdziesz. Możesz nam go opowiedzieć? - zapytał Simon. Karen słuchała wymiany zdań starszych jak zahipnotyzowana. Zamrugała kilka razy. Usiadła wygodniej i po chwili słowa zaczęły same wychodzić z jej ust.
Po kilkunastu minutach opowiedziała cały sen. Każdy tkwił w milczeniu, które przerwała Karen:
-Kim ja właściwie jestem?
-Wyrocznią. Dosłownie każdym w jednej osobie, choć przewyższa krew trzech ras. Nefillim, faerie i wampira.  Przepraszam, że żyłaś w nieświadomości przez te wszystkie lata. Chciałam ci powiedzieć ale nie mogłam. Bałam się o ciebie. Później Michael musiał odejść, bo powołali go na wyższe stanowisko faerie. Zostałam z tym sama i nie mogłam sobie poradzić ze wszystkim, a tak było po prostu łatwiej. Przepraszam.
-Mamo? Kim wy jesteście? Kim Ty jesteś? Dlaczego wampira?
-Nefillim, a Simon i Kiyo to wampiry. Kiedy byłaś małym dzieckiem chorowałaś. Lekarze nie dawali Ci szans na przeżycie. Razem z twoim ojcem postanowiliśmy podawać ci krew Simona, który sam podsunął ten pomysł. Ona cię wzmocniła, lecz nie przewyższa krwi faerie i Nefillim. Jest z nimi na równi. Krwi reszty ras masz tyle ile wystarcza abyś do nich przynależała.
-Pewnie się zastanawiałaś dlaczego tak młodo wyglądam po mimo tego, że tak naprawdę jestem w wieku twojej matki. Właśnie dlatego. Zapewne wiesz, że dzieci nocy starzeją się o wiele wolniej.
-Ale ten sen, wizja. Co to miało znaczyć?
-Demony się zbuntowały. Tak jak wiele lat temu. Obawiamy się kolejnej wojny pomiędzy rasami.
-Dlaczego ja?
-Nie wiem i chyba nikt tego nie wie. Może to jest wynik mieszaniny więzów krwi sprzed lat.
Karen poczuła się słabiej. Opadł na poduszki i znów zasnęła. Kolejne dni upływały tak samo. Dziewczyna dowiedziała się, że z jej przyjacielem jest wszystko w porządku. Całe dnie spędzała albo z nim albo z wampirem. Karen i Kiyonaga bardzo się zbliżyli, można by rzec, że zostali bliskimi sobie osobami.
Rudowłosą co noc męczyły koszmary. Pewnego ranka, gdy się obudziła, będąc jeszcze w piżamie zeszła na dół do kuchni. Zastała w niej swoją rodzicielkę. Wzięła z szafki kubek, nalała do niego świeżo zaparzonej kawy i usiadła naprzeciw niej.
-Znów miałam koszmar, tylko tym razem było inne zakończenie.
Matka wpatrywała się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy ponaglając ją do dalszej opowieści. Obiecały sobie wszystko mówić. Karen nie rozumiała jeszcze wszystkiego więc gdy tylko coś ujrzała od razu mówiła to matce, Simonowi bądź Kiyo, by mogli jej w tym pomóc.
-To wyglądało bardziej na obrzęd. Było to w starym gotyckim kościele. Na ołtarzu leżałam ja cała w posoce, lecz nie własnej. Wokół mnie znajdowały się jakieś zakapturzone postacie, mówiące coś w innym języku. Z ich palców wynurzały się delikatne smugi światła. To wszystko, później się obudziłam.
Isabelle zerwała się na równe nogi i szybko wyszła z pokoju. Nie minęło kilka minut, a znów wróciła do pomieszczenia.
-Zadzwoniłam do Simona, za niedługo będą tu z Kiyo. Skontaktowałam się również z Alec'iem i Magnusem. Też się zjawią. To nie był koszmar tylko prawdziwy obrzęd. Te postacie to zwerbowani przez demony czarownicy próbujący odebrać ci moce, byś nie mogła ich pokonać. Magnus otworzy ci bramę i przekroczysz ją wraz z Kiyo.Ja z Alec'iem pomożemy ci się przygotować do wyprawy. Czas nagli, a wojna może się rozpętać w każdej chwili.
I wyszła pozostawiając zszokowaną dziewczynę. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Karen wstał przeszła przez korytarz otwierając je na oścież. Powitał ja lekki i radosny uśmiech wampira. Simon popchnął go lekko by się pospieszył i w końcu wszedł do domu. Kiyo schylił się nad dziewczyną, ucałował ją w czubek głowy i powiedział krótkie "Witaj".
Za nimi stali Magnus i brat jej matki, Alec. Rudowłosa zaprowadziła ich do salonu. Sama rozsiadła się w fotelu czekając na rodzicielkę. Isabelle po chwili weszła do pokoju ze znajomą Karen szkatułką. Usiadła na sofie, obok brata i otworzyła ją. Wyciągnęła z niej złoty bicz i wisior. Podała je córce.
-Wisiorek będzie cię chronił, a bicz jest twoją bronią. Mam jeszcze dla ciebie sztylet i stele. Nazywa się Kibeth. Gdy będziesz musiała go użyć, wymów jego imię, a on sam będzie wiedział co robić. Gdy stelę weźmiesz do ręki, to również w razie potrzeby, też będzie wiedziała co robić.
Wstała i podała wszystko córce. Karen również się podniosła i spojrzała na matkę. W oczach zbierały jej się łzy. Z całej siły wtuliła się w matkę, a słone krople same spłynęły po jej licu. Odeszła na krok, odłożyła wszystkie rzeczy na stoliki poszła na górę się przebrać. Założyła jeansy, białą koszulę i trampki. Zeszła z powrotem do salonu. Magnus Bane, z tego co dowiedziała się Karen, jest największym magiem wszech czasów. Nie ma osoby, która miałaby go pokonać. Przy okazji jest partnerem jej wujka. Spojrzała się na niego. Stał naprzeciw okna i wymawiał niezrozumiałe dla niej słowa. Podeszła do stolika. Chwyciła wisiorek zakładając go na szyję. Bicz włożyła do kieszenie, a sztylet i stelę wsadziła za pasek tak, aby się trzymały i nie wypadły przy gwałtownych ruchach. Spojrzała jeszcze raz w stronę maga. Już nic nie robił tylko stał i słabo się do niej uśmiechał, pocieszająco. Pożegnała się ze wszystkimi. Życzyli jej szczęścia. Kiyonaga złapał ją za dłoń splatając swoje palce z jej. Magnus podszedł do nich wypowiadając jakieś zaklęcie. Przed oczami Karen zawirowało. Nogi odstąpiły od ziemi. Teleportowali się w nieznane dziewczynie miejsce. Nic nie widziała. Gdyby nie silne ramiona wampira, pewnie by już upadła na ziemię.
Usłyszała krzyki. Poczuła swąd spalenizny, ale także odór krwi. Zauważyła, że ma zamknięte oczy. Powoli je otworzyła. Widok jaki spostrzegła wstrząsnął nią niemiłosiernie. Sceny mrożące krew w żyłach. Nie wiedziała co zrobić. Działo się identycznie jak w jej śnie.
Teraz pytanie, czy to będzie już koniec?
Nie. To dopiero początek.


                                                                                                                 
Utwór zespołu Three Days Grace - Break.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz