sobota, 12 listopada 2011

3. Paweł. Historia prawdziwa.

Rozpuściłem włosy, by przechodnie nie widzieli mojego wyrazu twarzy i łez. Nie potrzebowałem dodatkowych zmartwień. Już kilka razy wyczułem wibrowanie w kieszeni spodni,więc najnormalniej w świecie wyłączyłem telefon. Jak on mógł mi coś takiego zrobić? Najpierw prosił o czas, a później w taki sposób mnie potraktował... Przecież doskonale wiedział, że jestem "stałym" bywalcem Inferno. Ja też nie jestem lepszy. Kretyn od siedmiu boleści. Kurwa, jak mogłem dać się tak urobić. Zdawałem sobie sprawę z tego, jaki jest on naprawdę i jaki czasem potrafi być. Dlaczego, do jasnej cholery, muszę mieć takie miękkie serce? Zaczęło delikatnie kropić, postanowiłem więc powoli pójść prosto do domu. Niech chociaż Monika dobrze spędzi ten wieczór, nie będę jej go psuł. Miałem dosyć spory kawałek do domu, ale nie zamierzałem zamawiać taksówki. Taki długi spacer dobrze mi zrobi. Powlokłem się smętnie w głąb deszczu, ulewy, jaka momentalnie nastała po mżawce. Na całe szczęście długo nie padało, a ja nagle zdałem sobie sprawę, że nie zabrałem z klubu torby, w której miałem wszystkie dokumenty, pieniądze i klucze od mieszkania. Nie dość, że chciało mi się płakać, byłem przemoczony, to jeszcze dodatkowo wkurwiony na nie tylko Gabriela, ale i na samego siebie. Wymierzyłem sobie mentalnego kopniaka w sam dół pleców i powlokłem się smętnie z powrotem, by odebrać swoją własność. Długo czasu nie minęło nim spostrzegłem, że znów stoję pod tym pechowym, jakby nie patrzeć, miejscem. Bramkarz bez problemu wpuścił mnie do środka dostrzegając bransoletkę na moim nadgarstku. Znów te same widoki tego wieczora. Bez oglądania się za siebie, szybko pokonałem dystans między parkietem, a stolikiem, przy którym siedziała Monika i sączyła drinka. Uniosła głowę do góry i spojrzała na mnie, po czym się uśmiechnęła.
-Gdzieś ty był? - jej głos przedarł się przez głośne basy muzyki.
-Przewietrzyć się. - szybko uciąłem temat. Widząc blond czuprynę zbliżającą się w zastraszająco szybkim tempie, chciałem chwycić tylko torbę i uciekać do domu, ale Monika stanowczo mnie zatrzymała.
-Kłamiesz. Siadaj na dupie i mów mi zaraz prawdę.
-Ale ja naprawdę nie mogę. Muszę już iść, nie mogę tu zostać. Monika, błagam cię. Nie chcę. - nie chcę też żeby ten, który coraz bardziej się zbliża, doszedł w końcu do mnie i nie mam ochoty wylewać też więcej łez, które zaraz zaczęły płynąć mi po policzkach. Spojrzałem załzawionymi oczyma na przyjaciółkę. Jakimś nieokreślonym gestem próbowała mi coś wskazać. Nawet nie chciałem się odwracać. Chwyciłem w jedną dłoń torbę, w drugą prawie pełnego drinka dziewczyny i obróciłem się na pięcie w tył. Momentalnie napój znalazł się na chłopaku, a ja szybko uciekłem ponownie z klubu, z niemym pożegnaniem i przeprosinami w stronę Moniki. Ponownie nie miałem zamiaru przemoknąć do suchej nitki, więc wsiadłem do pobliskiej taksówki i pojechałem prosto do domu. Ten wieczór był totalnie zjebany.
Na drugi dzień odwiedziłem koleżankę w salonie i opowiedziałem wszystko, dlaczego tak szybko wyszedłem i co było tego powodem. Dziewczyna nie miała mi za złe i podniosła na duchu. Co racja, to racja. Gabriel to zwykły palant i nie ma się co oszukiwać.Tylko dlaczego jego strata tak bardzo mnie ruszyła i całe wnętrzności aż wyją z bólu? Czemu w głowie siedzą mi najmilsze wspomnienia z nim związane? Dlaczego za nim tak cholernie tęsknie? Nie rozumiem już samego siebie. Nie daję rady. Na siedzeniu w domu i salonie przeleciał mi cały tydzień. Nie spotykałem się z nikim, prócz Moniki. Dodatkowo zyskałem nowych klientów i mogłem sobie dorobić, robiąc kolczyki. Przynajmniej się choć odrobinę odprężyłem i zapomniałem o wszystkim co mnie otacza. Dobrze mieć chociaż raz na jakiś czas sielankę i odcięcie od świata zewnętrznego. No, nie licząc oczywiście tego, czym się zajmowałem. Dla mnie to czysta przyjemność obcować z ludźmi, którzy to lubią i na których praktykuję.
Pewnego razu siedząc w fotelu i głaszcząc kota, usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie kłopocząc się ze sprawdzaniem kto to, po prostu otworzyłem i stanąłem w progu.
-Czego chcesz?
-Porozmawiać. Mogę? -no i co ja mogłem zrobić w tamtym momencie? Widząc go w stanie, w jakim nie prezentował się najlepiej, gestem ręki zaprosiłem go do środka, od razu z przyzwyczajenia proponując coś do picia.
-Nie, dziękuję. To będzie raczej szybka rozmowa. - zajął miejsce na kanapie obok mnie i ujął moją dłoń w swoją, którą zaraz wyrwałem, wbijając w niego zszokowane spojrzenie.
-Nie żartuj sobie. To, co zrobiłeś, było paskudne.
-Wiem, że zrobiłem ci świństwo. Przepraszam.
-Ty myślisz, że tak po prostu ci teraz wybaczę, wpadnę w ramiona i powiem to, "jak bardzo cię kocham"?
Obydwoje zamarliśmy w dłuższym milczeniu. Tym razem to Gabriel wbił we mnie zdziwione spojrzenie, a ja uciekałem wzrokiem jak najdalej, byle tylko się na niego nie patrzeć. Chłopak momentalnie, jak tylko się ocknął, przybliżył się do mnie i ciasno objął ramionami.
-Przepraszam, nie wiedziałem. Gdybyś mi tylko wcześniej powiedział, ja na pewno...
-Nie mów hop. -wymruczałem cicho w jego ramię i umoczyłem je łzami. Wtuliłem się w niego łkając cicho, na co chłopak delikatnie gładził mnie po plecach, próbując uspokoić. Dałem się ponieść chwili słabości. Przypomniałem sobie, że miałem na dzisiaj umówionego klienta z salonu, a po chwili ponownie rozległ się dzwonek do drzwi obwieszczający przybycie gościa. Poprosiłem Gabrysia  o ich otwarcie, samemu udając się po niezbędne rzeczy do łazienki i oczywiście, by móc się choć odrobinę ogarnąć.
-Paweł, to chyba nie jest dobry pomysł. - pytając się go "dlaczego tak sądzi" wszedłem do pokoju, gdzie chłopak wprowadził klienta. Po raz kolejny tego dnia zalała mnie fala zdziwienia i gniewu. Chwila czasu minęła zanim się uspokoiłem, nie dając po sobie poznać, że w chłopaku siedzącym przede mną, rozpoznałem knypka z wczorajszego wieczora. Nie pomijając form grzecznościowych, wyciągnąłem do niego rękę i się przedstawiłem:
-Paweł. Bardzo miło jest mi ciebie poznać. - tyle ironii i jadu było w moim głosie, że jak on tego nie wyczuł, to był kompletnym idiotą. No cóż, chyba nic innego nie mogę powiedzieć o chłopaczku mającym na sobie różowe rurki. No bez przesady, ale bądźmy jednak dorośli, prawda? Chociaż może nie, bo mimo, że wygląda na młodego, to jeszcze totalnie sciotowaciałego. On chyba też mnie skojarzył chwilowo blednąc i wyglądając jakby miał zaraz zemdleć, ale twardo wyciągnął rękę i uścisnął moją dłoń, dosyć silnie.
-Patryk.
-Tak więc, może na początek poproszę zgodę od rodzica? - spojrzał się na mnie jak na ostatniego kretyna na tym świecie - No sory, ale wydajesz mi się młody.
-Jestem pełnoletni.
-O, nie powiedziałbym. - mój uszczypliwy ton nie umknął nawet Gabrielowi. Miałem nadzieję o nim chwilowo zapomnieć, ale jego obecność z każdą chwilą coraz bardziej mnie przytłaczała. Kazałem mu wyjść, co przyjął z głośnym westchnieniem i współczuciem w oczach dla chłopaka. A tak swoją drogą, to takie coś ma być niby starsze ode mnie? - To w takim razie dowodzik albo legitymację poproszę.
-Skoro tak, to ja poproszę, mimo uprzedzeń Moniki o twoim dobrym fachu i praktyce, chociażby jakiś certyfikat. - uśmiechnął się złośliwie w moją stronę, ale nawzajem wymieniliśmy się dokumentami.
-To wy się znacie? Dlaczego w takim razie nie robisz u niej nic?
-Od maleńkości, to moja kuzynka. Gdybym wiedział wcześniej, nie przyszedłbym. Jak możesz, streszczaj się.
-To co chcesz? - już darowałem sobie cokolwiek, co miało związek z tym chłopakiem i skupiłem się na dobrym wykonaniem pracy. Dostałem przyzwolenie na zrobienie nietrudnego piercing'u, jakim było wykonanie tragus'ów w obu uszach. Wychodząc z mieszkania, chłopak odwrócił się do mnie zamaszyście i syknął cicho:
-Jeżeli uważasz, że Gabriel jest twój, to się grubo mylisz. Lepiej trzymaj go na krótkiej smyczy ,bo ktoś może ci go bardzo łatwo odebrać.
Przepraszam bardzo, ale co to, do kurwy nędzy, miało być? Nie mogłem się powstrzymać i cicho parsknąłem pod nosem, co chłopak oczywiście usłyszał i wyszedł już całkiem, szybko zbiegając po schodach i trzaskając drzwiami klatki schodowej. Jakiż on był żałosny w tym co mówił. Co prawda, to jednak prawda. Jeszcze niedawno myślałem,że straciłem go na zawsze, ale czy jednak go w pełni go odzyskałem?

1 komentarz:

  1. O jezu... zabiłbym tego gnojka, nie tylko za różowe rurki, ale także za to jak się zachowuję w stosunku do Pawła i ogólnei do świata.

    OdpowiedzUsuń