sobota, 12 listopada 2011

5. Pamiętnik licealisty

Próbowałem otworzyć drzwi. Przed nimi stał Atsutane.
-Eee... no nie chciałem wam przeszkadzać, ale już reszta czeka na dachu.
-Dobrze. Już się zbieramy.
-Już? - wypowiadając te słowa Arisa zamknął drzwi i zaczął się do mnie dobierać jak zawsze.
-ARISA DO CHOLERY! Zostaw mnie! To nie czas na takie rzeczy! Puszczaj mnie! - nawrzeszczałem na niego otwierając drzwi po raz kolejny. Młodszy brat  blondyna stał jak wryty z dziwnym uśmiechem na twarzy. Wyminąłem go i skierowałem się na miejsce spotkania. Za mną wlokło się rodzeństwo. Nie wiem jakim cudem oni ze sobą wytrzymują, a zwłaszcza Atsu z tym idiotą. Na całe szczęście nie mam takiego problemu i jestem jedynakiem. Kiedy dochodziłem na dach chłopacy do mnie podbiegli i zaczęli o coś się sprzeczać. Nawet nie zwracałem na nich uwagi. Wszedłem po schodach i przywitałem się zresztą przyjaciół.
-Artie, jak dobrze, że ty zawsze myślisz i przynosisz jakieś żarcie.
-Pomimo tego, że nie jesteśmy w szkole to zawsze myślę.
-A no tak, przepraszam.
-A co tam macie w tej torbie?
-A to już inna bajka.
-Czy to jest to o czym myślę? - spojrzałem do torby inie mogłem uwierzyć własnym oczom. Poklepałem Maresuke po ramieniu uśmiechając się szelmowsko w stronę pakunku. - Na ciebie przyjacielu zawsze można liczyć.
-No tak, jak ma się znajomego sprzedawcę w monopolowym to można wszystko.
-Tak, tak. Ja już wszystko wiem.  A tak nawiasem mówiąc to zaprosiłem też mojego kuzyna na te kilka dni do domu moich rodziców.
-To znaczy? - wtrącił Kiyonaga.
-Toru, znacie go. Widzieliście się z nim wszyscy, a Kiyo nawet go poznał lepiej.
Wspomniany chłopak otworzył szerzej oczy i odwrócił się idąc w stronę miejsca do siedzenia. Cicho pomrukiwał przekleństwa skierowane w stronę mojego kuzyna.
-Oj Kiyo, nie obrażaj się. Dopilnuję Toru i wszystko będzie jak trzeba. Sam zaoferował się być grzeczny jak tylko mu wspomniałem, że przyjeżdżasz.
Wszyscy przysłuchiwali się naszej rozmowie z dziwnymi minami. Wyciągnęliśmy jedzenie i alkohol, którym Maresuke wszystkich szczodrze obdarzył. Dobrze się bawiliśmy jak zawsze w swoim towarzystwie. Śmialiśmy się, żartowaliśmy i dużo rozmawialiśmy. Obgadaliśmy też wszystko związane z wyjazdem. Wyskoczyłem z propozycją żeby zagrać w "butelkę" i ku mojemu zdziwieniu wszyscy się zgodzili. Zacząłem ja, zakręciłem naczyniem i po chwili szyjka była zwrócona w stronę Maresuke.
-Pytanie czy zadanie?
-Hmmm... Zadanie.
-Ok. Zejdziemy na korytarz, rozbierzesz się i zaczniesz po nim biegać krzycząc "Wolę chłopców".
-Yyy.
Poszliśmy na korytarz naszego internatu, na którym znajdowały się pokoje mieszkalne. Maresuke się rozebrał i zaczął wykonywać zadanie. Ludzie wychodzili z pokoi dziwnie się na niego gapiąc i śmiejąc się. Nasza szóstka wiła się ze śmiechu przy schodach gdzie się schowaliśmy. Po zakończeniu zadania wróciliśmy na miejsce. Maresuke był cały czerwony na twarzy i przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Usiedliśmy tam gdzie wcześniej i znów graliśmy. Rudwłosy zakręcił butelką i wypadło na Kiyo.
-Co wybierasz?
-Pytanie, nie będę tak samo jak ty latał z gołym tyłkiem po internacie albo robił coś jeszcze gorszego.
-Ok, co cię łączyło z Toru. Razem ze szczegółami.
- W sumie to nic mnie z nim nie łączy, to tylko przelotna znajomość. Poznałem go na urodzinach Arthura. Dobierał się do mnie, a ja mu po prostu nie uległem.
-Rozumiem. Teraz ty.
Butelka zaczęła się kręcić i po chwili wypadło na Eriko.
-Pytanie czy zadanie?
-Zadanie.
-O... Widzę, że się nie boisz moich zadań pomimo tego iż wiesz jak one wyglądają.
-Lepiej późno niż wcale.
-Ok, pokaż piersi.
Dziewczyna bez zająknięcia obnażyła biust i butelka po raz kolejny poszła w ruch. Do samego końca naszego pobytu na dachu zabawialiśmy się wzajemnie głupimi pytaniami i zadaniami. Opróżniliśmy wszystkie butelki oraz pakunki z jedzeniem po czym udaliśmy się na spoczynek do naszych pokoi.
Bez większego namysłu od razu wszedłem do łazienki by się"odświeżyć" na noc i przebrać w coś odpowiedniego. Wyszedłem, a moje miejsce zajął współlokator. Postanowiłem skorzystać z chwili spokoju i chwyciłem książkę, którą zacząłem czytać i niedane było mi jej skończyć jak na razie. Nawet nie zauważyłem jak ów wspomniany wcześniej chłopak wychodzi z łazienki i przytula się do mojego boku by po chwili zasnąć. Mnie jak na złość sen nie chciał przyjść, z czego nie byłem zadowolony. Odłożywszy książkę na stolik nocny zgasiłem lampkę i patrzyłem na spokojne oblicze ciała leżącego tuż obok. Zacząłem rozmyślać o wszystkim i niczym zarazem, o tym jak by to było gdyby. Nim się spostrzegłem Morfeusz ujął mnie w swoje objęcia i odpłynąłem.
"Ciemność. Czerń. Głębia. Spokój. Cisza. Ulga."
Obudził mnie dźwięk dzwonka mówiący o rozpoczynającym się dniu. Uniosłem się lekko na łokcia wyłączając przedmiot. Spojrzałem w bok na pogrążonego w śnie Arisę. Uśmiech wpłynął na moje usta, wstałem, zabrałem pierwsze lepsze ubrania z krzesła wraz z bielizną i udałem się do łazienki. Po doprowadzeniu się do stanu używalności pod każdym względem usiadłem na podłodze wpatrując się w nadal spokojną twarz ukochanego.  Do moich uszy doszły ciche pomruki zadowolenia kiedy drapałem lekko za uszami wrażliwą skórę głowy, a powieki rozchyliły się ukazując piękne błękitne tęczówki. Ucałowałem jeszcze każdy z policzków posyłając mu ciepłe spojrzenie.
-Czas wstawać, no chyba że chcesz się spóźnić na śniadanie lub tym bardziej do szkoły.
-Dobrze, daj mi pięć minut i już jestem do twojej dyspozycji Artie.
Po chwili wyruszyliśmy na stołówkę. Przed drzwiami na salę Arisa zatrzymał się chwytając mnie za rękę i spojrzał mierząc mnie od góry do dołu.
-Słońce ty moje, jakoś inaczej dzisiaj wyglądasz.
-Nie rozumiem cię. Chodź już, bo mój żołądek domaga się posiłku.
-Poczekaj. Czy robiłeś coś z włosami ?
-Nie i chodź już.
-Dobrze. Przepraszam, że musiałem męczyć twój żołądek.
Nie zrozumiałem jego zachowania. Wyglądałem jak co dzień. Lekko falujące włosy opadały mi na ramiona, długa grzywka przysłaniała mi kawałek twarzy i lewe oko. Co jak co ale w naszej szkole wymagają odpowiedniego stroju"co do wieku", więc nie można ubierać się zbyt wyzywająco, dlatego na sobie miałem mundurek szkolny, którym jest kamizelka, bluza i spódnica za kolano u dziewcząt lub eleganckie spodnie u chłopców. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem bardziej wymagającego liceum niż to.
W ciszy i spokoju spędziliśmy czas na stołówce i lekcjach czekając na upragniony długi weekend. Po zajęciach byliśmy umówieni na dziedzińcu, by móc wyruszyć na dworzec. Spotkaliśmy się punktualnie i poszliśmy w zamierzonym kierunku. Na stacji byliśmy już po piętnastu minutach. Skierowałem się w stronę kas, by zakupić potrzebną ilość biletów. Kiedy stałem przy okienku poczułem się obserwowany. Obejrzałem się za siebie, ale nikogo oprócz moich przyjaciół nie było w środku dworca. Po zapłaceniu należnej kwoty grzecznie podziękowałem, zawołałem przyjaciół i pospieszyliśmy w stronę peronu, z którego miał odjeżdżać pociąg. Z daleka było widać wysokiego ciemnowłosego mężczyznę. Kiedy dystans między nami się zmniejszał zaczął machać w naszą stronę, a ja mogłem rozpoznać w nim mojego kuzyna. Uśmiechnąłem się do niego i odpowiedziałem na gest. Przywitaliśmy się zajmując wygodne miejsca na ławkach czy asfalcie w spokoju oczekując na pociąg. Po upływie ponad dwudziestu minut środek komunikacji przyjechał. Wsiedliśmy do niego, a pojazd ruszył w dalszą drogę. Zatrzymywał się co jakiś czas na drobnych stacjach, na co prawie nie zwracaliśmy uwagi. Byliśmy zbyt pochłonięci rozmowami, żartami i przekomarzaniem się na różnie sposoby. Czas szybko zleciał i nim się zorientowałem prawie byliśmy na miejscu. Pociąg się zatrzymał i opuściliśmy go szybko nie przedłużając podróży.

1 komentarz:

  1. Nie mam zdania na temat tego rozdziału. Mogę powiedzieć tylko, że na tej lekturze bardzo szybko leci czas. Pozdrawiam. Yuu

    OdpowiedzUsuń