sobota, 12 listopada 2011

7. Pamiętnik licealisty

- Arisa?
- Hmmm?
- Jak myślisz, czy Kiyo i Toru mogą być razem, czy to tylko przelotne?
- Mają duże szanse na coś poważnego jeżeli tylko by tego chcieli, a dlaczego pytasz?
- Nie wiem, tak jakoś nagle przejąłem się ich losem.Tylko nie wiem co z resztą. Bo ja wiem, że Twój brat jest z Eriko, ale jakoś tego sobie nie okazują. A co z Maresuke i Katsumi? Ona jest bardzo miłą dziewczyną i widać, że bardzo lubią swoje towarzystwo.
- Nie wiem, poczekamy zobaczymy.
- Ano... A wiesz co, jesteś milusim przytulakiem. - usiadłem na udach Arisy i objąłem go nogami w pasie. Ręce zarzuciłem mu na szyję i patrzyłem w jego spokojny wzrok.
- Dziękuję, ty też jesteś niczego sobie.
Uśmiechnąłem się i musnąłem delikatnie jego policzek. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć blondyn wstał i przerzucił mnie przez swoje ramię i jak nigdy nic wyszedł z pokoju kierując się w stronę sypialnia. Wszedł po schodach. Idąc długim korytarzem usłyszałem ciche jęki i pomrukiwania, z któregoś pokoju. Nawet nie zastanawiałem się zza jakich drzwi dobiegają ciche odgłosy. Otworzywszy drzwi chłopak posadził mnie na łóżku, przebrał w piżamę i wsadził pod pierzynę. Chwilę na niego czekałem, po czym kiedy tylko znalazł się obok mnie, wtuliłem się w jego ciepłe ciało i momentalnie usnąłem.
Obudziłem się i popatrzyłem na zegarek. Było kilka minut po ósmej rano, a ja czułem się wyspany jak nigdy po wczorajszej imprezie, jeżeli tak można nazwać ten mały maraton filmowy. Nie budząc kochanka wygramoliłem się spod kołdry i ruszyłem w stronę łazienki. Zrzuciwszy wszystkie ubrania wszedłem pod prysznic, odkręciłem kurki regulując temperaturę i ciśnienie wody. Poddałem się kojącym zabiegom odbywając resztę porannej toalety. Opatulony w szlafrok wróciłem do pokoju. Arisa jeszcze spał, a ja nie zamierzałem go budzić. Pospiesznie założyłem dresy i wyszedłem z pokoju kierując się na dół z zamiarem sprzątnięcia. Usłyszałem ciche dźwięki dochodzące z korytarza. Powoli schodziłem ze schodów i moim oczom ukazał się miły widok. Po domu krzątała się gosposia, która przychodziła sprzątać i gotować kiedy moi rodzice byli w pracy. Zszedłem z reszty stopni i podszedłem do kobiety.
- Dzień dobry pani Toshii.
- Witaj skarbie. Twoja mama prosiła mnie żebym wpadła zobaczyć co z tobą, domem i gośćmi. Przy okazji sprzątnęłam salon i kuchnie. Widzę, że nieźle sobie radzicie. Zrobić ci coś do jedzenia albo do picia? Na pewno jesteś głodny.
Uwielbiam tą kobietę. Zawsze jest dla mnie taka miła i pomocna. Darzę ją wielkim szacunkiem i sympatią.
- Nie musiała pani, ja bym wszystko zrobił. A mogłaby pani pomóc mi ze śniadaniem dla wszystkich?
- Oczywiście, tylko musisz iść na zakupy. Zaraz dam ci listę i będziesz mógł iść.
-Dobrze, to ja już się ubieram i na panią czekam.
Po zaledwie pięciu minutach kobieta wyszła z powrotem na korytarz wręczając mi siatkę, pieniądze i listę z zakupami. Wyszedłem z domu, by niedługo potem wrócić cały obładowany produktami. Dodatkowo dokupiłem kilka łakoci. Udałem się do kuchni i razem z panią gosposią przyrządziliśmy pyszne śniadanie dla gości składające się z kanapek, naleśników i sałatki owocowej. Pani Toshii zechciała jeszcze zrobić jakieś ciasto, a że uwielbiam czekoladę, to wyszło na tort z mnóstwem jej ilości. Skończyliśmy i pożegnaliśmy się. Kobieta wyszła, a ja postanowiłem zanieść wszystko do jadalni czekając na przyjaciół. Zrobiłem kawę wraz z herbatą do dzbanków i podałem na stół. Wcale się źle nie czułem, ale też nie byłem głodny. Postanowiłem pójść do salonu z filiżanką mocnej zielonej herbaty, rozsiąść się w fotelu i zaczytać się w lekturze. Wybrałem jakąś powieść fantasy o nocnych dzieciach i pogrążyłem się w słowach. Nawet nie zauważyłem jak w drzwiach salonu ktoś stanął i mi się przyglądał. Z transu wyrwało mnie ciche odchrząknięcie. Poderwałem wzrok znad książki i spojrzałem w stronę dochodzącego dźwięku.Uśmiechnąłem się, odłożyłem książkę na stoliku obok, uchwyciłem spodek wraz z filiżanką i podszedłem do osobnika. Spojrzałem się mu w oczy i musnąłem palcami jego policzek.
- Dzień dobry.
- Witaj kochanie.
Chwyciłem Arisę za rękę i pociągnąłem w stronę jadalni. Zanim coś powiedziałem ujrzałem przyjaciół zasiadających przy stole i zachwycających się posiłkiem. Przywitałem się ze wszystkimi i usiadłem zaraz obok ukochanego na wolnym miejscu. Uśmiechnąłem się ponownie zapraszając wszystkich gestem ręki i zapewnieniem, że "jeszcze ciepłe" do zajadania się. Tort zostawiłem na podwieczorek. W miłej atmosferze i przyjemnych rozmowach skończyliśmy jeść. Posprzątałem ze stołu przy małej pomocy blondyna, a każdy udał się w swoją stronę. Uzgodniliśmy, że spędzimy czas do obiadu na poznawaniu okolicy, znaczy moi goście. Ja natomiast wraz z Arisą poszliśmy do salonu i wylegiwaliśmy się przez cały ten czas na kanapie. Jak stare małżeństwo, chociaż nie jest to najlepsze porównanie. Około południa wszyscy zaczęli się gromadzić w salonie. Zastanawialiśmy się co zrobić do jedzenia, a stanęło na tym, że zamówimy pizzę. Nikomu nie chciało się siedzieć przy garach i gotować, toteż było wygodne rozwiązanie. W oczekiwaniu na jedzenie siedzieliśmy po prostu na kanapach. Po dłuższym czasie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, wziąłem więc portfel i ruszyłem w tamtym kierunku ciągnąc za sobą Maresuke. Otworzyłem drzwi, a w progu stanął dostawca zasłonięty stertą pudełek. Przekazałem je przyjacielowi i spojrzałem na"gościa". Aż dech zaparło mi w piersi. Chłopak już dawno odszedł do reszty w głąb domu, a ja stałem jak zahipnotyzowany. Chłopak był zachwycający. Wysoki brunet z włosami do ramion, dużymi i zielonymi oczami, wąskimi lecz pełnymi ustami, idealnie prostym nosem. Nie był ani za duży, ani za mały. W sam raz. Ciemna kurtyna długich i gęstych rzęs opadających wraz z powiekami przy każdym mrugnięciu. Zarysowana linia szczęki, równe śnieżnobiałe zęby, dobrze zbudowany. Miał na sobie białą koszulkę z logo zespołu metalowego, czarne spodnie z dziurami, trampki i czapkę firmową pizzerii, w której pracował. Stałem tak przez chwilę do czasu ocknięcia się, gdy pomachał mi ręką przed twarzą. Głupio mi było z powodu tego, że wpatrywałem się w niego jak idiota i nawet lekko pośliniłem, więc się zarumieniłem. Świetnie, jeszcze tego mi trzeba było.
-Uhm... Przepraszam, ile się należy? - trzeba zachować pozory dobrze wychowanego.
-Razem będzie tysiąc osiemset jenów. Nic się nie stało, uroczo wyglądałeś. Ale poczekaj, bo się chyba trochę zaśliniłeś.
Uśmiechnął się i wytarł swoją ręką moją brodę. Zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio. Jestem dziwny. Mam chłopaka za którym szaleję od pierwszego wejrzenia, a dosłownie ślinię się na widok jakiegoś przystojniaka z ulicy, który akurat niechcący na mnie natrafił.
-Przepraszam, tu jest należność, a reszta dla ciebie.To taka mała rekompensata za ten widok. To znaczy, no ten. Napiwek!
-Dzięki. A tak propo to nazywam się Akira.
-Arthur. - podałem chłopakowi rękę i lekko ją uścisnąłem. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem ten miły gest. Puściłem jego dłoń i spojrzałem na niego jak niewinne dziecko.
-Może to głupio zabrzmi, ale czy nie zechciałbyś się ze mną umówić?
Nie no, teraz mnie zatkało. Nie spodziewałem się takiego pytania akurat z jego ust ale postanowiłem grzecznie podziękować i odmówić.
-Dziękuję, ale no...
-Kochanie, ile można płacić za pizzę? Ja już głodny jestem... O, dzień dobry!
Arisa jak zawsze potrafi przyjść w porę. Zaraz do mnie podszedł i objął od tyłu lekko całując w policzek. Spuściłem głowę  rumieniąc się jeszcze bardziej.
-Przepraszam ale nie, dziękuję.
-Rozumiem i wcale ci się nie dziwię. To do zobaczenia innym razem. Do widzenia.
-Cześć.
Pożegnałem się, zamknąłem drzwi i przytulając do chłopaka. Był tak niesamowicie ciepły. Musnąłem jego wargi, chwyciłem za rękę i nie zważając na jęki niezadowolenia skierowałem do salonu, aby zając się posiłkiem. Zjedliśmy w miłej atmosferze, oczywiście bawiąc się jedzeniem. Przy okazji cały się ubrudziłem. Poprosiłem przyjaciół o posprzątanie w salonie, a sam udałem się umyć i przebrać. Byłem chyba najbardziej umorusany serem i innymi dodatkami nie licząc sosów, wśród całego towarzystwa. Wszedłem do łazienki i odkręciłem kurek z ciepłą wodą. Nalałem do wanny mnóstwo lawendowego płynu do kąpieli. Rozebrałem się, a ciuchy wrzuciłem w kąt. Przejrzałem się w lusterku i uśmiechnąłem do siebie. Nawet nie skomentuje tego jak wyglądałem. Całe włosy posklejane, fuj. Jestem żywą i chodzącą pizzą. Sprawdziłem wodę. Jeszcze trochę, a by się wylewała. Temperatura była wręcz idealna. Wsunąłem się powoli do wanny i zanurzyłem cały. Było błogo. Ciepło i pachnąco. Poleżałem przez chwilę i sięgnąłem po gąbkę. Nalałem na nią żelu do mycia ciała o zapachu korzennym i zacząłem się namydlać. Umyłem również włosy szamponem cytrusowym. Rozleniwiłem się i nie miałem ochoty wychodzić z kąpieli. Wszystko ślicznie pachniało. Zapachy zlały się w jedno. Woda powoli stygła i robiło się coraz chłodniej. Wyszedłem, opatuliłem się grubym i frotowym szlafrokiem podchodząc do lusterka. Wysuszyłem całe ciało i włosy. Trochę mi sterczały, więc zaplotłem je w warkocza. Szczerze powiedziawszy, to nikt prócz rodziców nie widział mnie w związanych włosach. Posprzątałem po sobie w łazience i wyszedłem do pokoju. Spostrzegłem, że na łóżku siedzi mój ukochany. Wpatrywał się we mnie, a ja stałem w progu opierając się o futrynę. Zarumieniłem się, spuściłem głowę i powoli podszedłem do chłopaka.Wyciągnął do mnie ramiona. Ja wykorzystując jego gest przylgnąłem całym ciałem do niego i wtuliłem się.
-Wyglądasz przesłodko i uroczo. Powinieneś częściej się rumienić. - szepnął, a ja uniosłem głowę spoglądając mu w oczy.
-Dz-dziękuję.- zająknąłem się jeszcze bardziej zawstydzony.
-Nie ma za co kochanie. Ślicznie wyglądasz kiedy masz związane włoski, ale nikomu się w nich często nie pokazuj, bo mi ciebie w końcu ukradną i co ja biedny bez twojego ciepła i miłości pocznę?
-Jesteś głupi. Kocham cię.
-Ja ciebie też aniołku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz