sobota, 12 listopada 2011

8. Pamiętnik licealisty

Wydąłem dolną wargę i założyłem ręce na piersi. Arisa zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Zaraz z niego zszedłem i wyrzuciłem z pokoju pod pretekstem ubrania się. Długo się zastanawiałem co na siebie włożyć. Nie miałem już żadnych czystych rzeczy. Wsadziłem brudne ubrania do pralki i włączyłem ją. Zajrzałem do komody i wyciągnąłem bieliznę, natomiast z szafy mój stary garnitur. Spojrzałem na niego i nie mogłem uwierzyć w to, że mam zamiar go założyć. Ale w końcu co miałem zrobić? Nago na pewno latać nie będę. Poszedłem do kuchni. Na całe szczęście nikogo jeszcze nie spotkałem. Bałem się ich reakcji na mój poniekąd nowy wygląd. Zaparzyłem zieloną herbatę, wziąłem filiżankę z naparem i udałem się do salonu. Jak się spodziewałem wszyscy tam siedzieli. Usiadłem w moim ulubionym fotelu, w którym zawsze czytam i nic nie mówiąc chwyciłem za książkę zaczynając czytać. Nie mogłem się skupić na czytanym tekście czując na sobie wszystkie pary oczu zgromadzonych w pokoju. Odłożyłem książkę, upiłem łyk herbaty i usiadłem wygodniej. Uniosłem powieki zamknąwszy je wcześniej ukrywając swoją irytację i próbując się uspokoić. Spojrzałem się na przyjaciół i wybuchnąłem śmiechem nie mogąc się powstrzymać.
-Co jest? - zapytałem po krótkiej przerwie aby znów się uspokoić. Wszyscy otworzyli usta w zdumieniu.
-Nie moja wina, że mnie ubrudziliście całego. Dosłownie od stóp go głowy.
-Wyglądasz bardzo elegancko i pociągająco skarbie.
-Co ty robisz?! - wszystkie pary oczy zwróciły się w stronę Katsu i Maresuke.
-Tule się do ciebie, a nie mogę?
-Za mało ci było. Ach.
Przytulająca się para wyszła z salonu nie powiadamiając nikogo gdzie, po co i dlaczego. Toru i Kiyo nie widziałem od rana, nawet nie zaszczycili nas swoją obecnością podczas bardzo wykwintnego posiłku. Reszta nadal spoczywała z nami w salonie. Wstałem i podszedłem do lodówki pod telewizorem wyciągając napój wieloowocowy i jako, że każdemu chciało się pić nalałem im do szklanek i podałem. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy tak do późnego wieczora. Pomimo, że telewizor był włączony i leciał jakiś film to nie mieliśmy ochoty na niego patrzeć. Około godziny dwudziestej drugiej do domu wpadła reszta mieszkańców. Ja uwijałem się w kuchni wraz z przyjaciółką przygotowując coś ciepłego do zjedzenia, a chłopcy grali na konsoli w jakieś dziwne rzeczy. Usłyszałem jak drzwi do kuchni się otwierają, a w nich ujrzałem Toru z Kiyo.
-A wy gdzie się szwendacie po nocach? Mogło się wam coś stać! Nieważne, pogadamy później Toru o tym jak uniemoralniasz mi przyjaciela, a teraz bądźcie tacy dobrzy i z łaski swojej ruszcie tyłki i zawołajcie resztę na kolację.
-Okej, akurat wpadliśmy zobaczyć czy jest coś dojedzenia, bo strasznie zgłodnieliśmy.
Toru wybiegł z Kiyo na rękach z kuchni unikając uderzenia drewnianą łyżką jaką w niego wycelowałem. Po kilku minutach znów zasiadaliśmy przy stole jak wielka i szczęśliwa rodzina zajadająca się gorącym Ramen i  Maki. Chyba wszystkim smakowało, a ja nagle sobie o czymś przypomniałem. Nie pozwalając nikomu ruszyć się z miejsca poszedłem do kuchni, a do jadalni zaraz wróciłem z dużym tortem czekoladowym zrobionym przeze mnie i panią Toshii. Wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni i nieco źli, że dopiero teraz pokazuję im ten smakołyk. Ale to nie moja wina, że w tak młodym wieku już mam sklerozę. Przecież przeżyłem już siedemnaście wiosen, czy jak to tam się mówi. Niech się cieszą, że w ogóle daję im możliwość zjedzenia, bo miałem zabrać go ze sobą i innym dać obejść się smakiem.
-Artie, kochanie. Jesteś okrutny. Czemu wcześniej nie wiedzieliśmy o istnieniu tego cuda?
-Bo wy nigdy nie zaglądacie do lodówki i każecie mnie sobie robić jedzenie, a potem narzekacie, że coś jest nie zjadliwe i już nie jesteście głodni.
-Ale ty tego sam nie zrobiłeś?
-No wiesz co? Razem z gosposią robiliśmy. Za to wy wszyscy jesteście okrutni, a nie ja, nie wierząc w moje zdolności kulinarne. Ja naprawdę dobrze gotuję.
-Przepraszam.
Od razu zamiast smutnej miny na ustach wykwitł wielki uśmiech. Tylko na to czekałem. Skruszony Arisa jest czymś prawie nieosiągalnym. Poczłapałem do stołu, pokroiłem tort i każdemu dałem po kawałku. Jak na złość Toru i Kiyo zaczęli się bawić ciastem karmiąc siebie nawzajem. Reszta już spokojnie zjadała zawartość talerzyków czasem chichocząc z tej dwójki.
Przez resztę wieczoru nic nie robiliśmy i udaliśmy się grzecznie spać."Jutro już wracamy do internatu, do szkoły, do nauki. Trudno, jeszcze muszę się spakować i posprzątać. Wstać o ósmej rano. Za jakie grzechy tak wcześnie... Mam nadzieję, że do jutra mi wszystkie rzeczy wyschną, bo będę musiał iść na zakupy przez to wszystko. Byłoby fajnie jeszcze spędzić kilka godzin na mieście chodząc po sklepach przed wyjazdem. A więc żeby wszystko zrobić na czas to muszę wstać o szóstej... O rany."
Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się, poczekałem na ukochanego i wtulając się w niego zaraz usnąłem uprzednio nastawiając budzik.
"Czerń, pustka i otchłań. Co ja do cholery znowu tu robię? Tak nie można! Wypuśćcie mnie stąd. Płacz, krzyk, wycie i warczenie. Boję się, strasznie. Cierpienie, to jedno co teraz czuję. Strach już odleciał w niepamięć, teraz to wszystko strasznie boli. Samotność, czegoś takiego nie chciałem nigdy przeżywać."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz