piątek, 2 grudnia 2011

21. Pamiętnik licealisty.

-Witamy z powrotem w Tokio, panie Lee.
Stewardessa powitała mnie, kiedy wysiadałem z pokładu samolotu. Mruknąłem coś niechętnie w odpowiedzi i poszedłem na postój taksówek. Dostrzegłem czarne auto i ruszyłem w tamtą stronę. Szofer, gdy mnie zobaczył, od razu wysiadł i skłonił mi się nisko.
-Zabierz bagaże i ruszajmy. - powiedziałem zimno i usiadłem na tylne siedzenia auta. Patrzyłem na szary świat skąpany za przyciemnianymi szybami. Nic się nie zmieniło w ciągu tych kilku miesięcy. Gdy wszystkie moje walizki znalazły się na miejscu, ruszyliśmy w drogę.
-Wiesz gdzie. - kierowca tylko krótko skinął głową i zniknął za szybką oddzielającą pasażera od kierowcy. Odetchnąłem głęboko, a mój wzrok prześlizgnął się po biurowcu, pod którym się zatrzymaliśmy ledwie po dziesięciu minutach drogi. Wysiadłem i wyprostowałem się dumnie. Zaraz obok pojawił się mężczyzna w czarnym garniturze. Odwróciłem się w stronę auta, rzuciłem ciche "o siedemnastej" i poszedłem do biura. W ciągu kilku miesięcy przebywania w Japonii nie zmieniłem miejsca zamieszkania, jakim był mój stary rodzinny dom, ale natomiast zmieniłem wszystkie numery telefonów. Dla nikogo z moich dawnych znajomych już nie istniałem. Odciąłem się zupełnie od świata zewnętrznego, nikt nie wiedział, że w dalszym ciągu zarządzam firmą ojca...

Kilka lat później...

-Ma pan dzisiaj kilka spotkań służbowych, a o dwunastej przyjdzie nowy pracownik, tak jak pan prosił i...
-Wiem, co później robię, dziękuję. Możesz odjeść. I nikogo ze mną nie łącz.
Kobieta skinęła głową i wyszła z gabinetu. Usiadłem z powrotem przed ciężkim mahoniowym biurkiem i zacząłem przeglądać dokumenty oraz projekty, potrzebne na dzisiejsze spotkanie. Czytałem kilka razy jedno zdanie. Westchnąłem ciężko i sięgnąłem do telefonu.
=Dzień dobry. Restauracja "Chijou", w czym mogę pomóc?
-To samo co zawsze, na dwudziestą. Tym razem z dostawą do domu. Wiesz, gdzie są klucze.
=Robi się panie Lee. Czy dopisać do rachunku?
-Tak. - odpowiedziałem krótko, rzeczowo i natychmiast się rozłączyłem. Wstałem z miejsca podchodząc do drzwi i otwierając je. Sekretarka szybko na mnie spojrzała uśmiechając się delikatnie. Oderwała się od swojej pracy, nalała mocnej kawy do filiżanki i mi ją podała. Mruknąłem coś cicho w odpowiedzi znów zaszywając się w gabinecie. Spojrzałem na zegarek - za dwie dwunasta. Po chwili usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nie odpowiedziałem. Po dłuższym momencie, jakby wahaniu, drewno ustąpiło. Siedziałem tyłem, lecz słyszałem jak drzwi się otwierają, zamykają, a gość nie wiedząc co zrobić stanął po środku gabinetu. Skąd ta pewność? Odgłos butów na panelach i głośny oddech. Chwyciłem filiżankę i upiłem łyk czarnego, życiodajnego płynu.
-Usiądź. - Zrobił to. W dalszym ciągu nie odwracałem się do niego i popijałem kawę. - Kawy, herbaty, wody? - zaproponowałem.
-Nie, dziękuję. - nie zdziwiła mnie jego odpowiedź. Jeszcze nikt się nie zgodził.
-Pewnie ciekawi cię, dlaczego zostałeś wezwany. - stwierdziłem. Nie czekając na jego odpowiedź mówiłem dalej. - Otóż, chciałem osobiście poznać jednego z lepszych pracowników, wyróżniasz się jedynie tym, że nie masz doświadczenia i jesteś nowy. A nie ja cię zatrudniałem. - założyłem przydługi kosmyk włosów, który wymsknął się spod gumki. Odwróciłem się, ale gdy tylko to zrobiłem od razu pożałowałem wypuszczając filiżankę z rąk.
-Nic się nie sta... - spojrzał na mnie i zamarł w bezruchu.
-Do jasnej... Mogłem sprawdzić dokumenty. - mruknąłem, chwyciłem za telefon i wezwałem sekretarkę do siebie. Po cichym pukaniu weszła do gabinetu z czystą koszulą i spodniami. Podała mi ubranie zostawiając nas samych. - Poczekaj chwilę, tylko się przebiorę. - tym sposobem i ja zniknąłem z gabinetu. Jakim cudem mogłem nie sprawdzić nowego pracownika, a jeżeli już, to co mnie podkusiło, żeby go osobiście poznawać? Niech to wszystko szlag. Szybko się przebrałem i wróciłem. Usiadłem na  przeciwko, teraz spokojnie popijającego herbatę mężczyzny. Na biurku ponownie stała filiżanka z kawą dla mnie. Upiłem łyk świeżego napoju i spojrzałem w wyczekujące tęczówki.
-Możesz mi to wyjaśnić? - zapytał się. I co ja właściwie miałem mu odpowiedzieć? Że zrobiłem to wszystko, by chronić najbliższe pozostałe mi osoby? Przecież to nie miałoby sensu.
-Posłuchaj... - zacząłem powoli zimnym, wyuczonym tonem głosu, lecz nie dane było mi skończyć.
-Nie! To ty posłuchaj. Myśmy przez te wszystkie lata zastanawiali się, czy ty w ogóle żyjesz, bo to, że wróciłeś do Japonii wiedzieliśmy. Nigdy byśmy nie pomyśleli, że się od nas odsuniesz na tyle daleko, by udawać, że ciebie nie ma, a w tym czasie spokojnie dalej prowadzisz wydawnictwo ojca! Czy ty w ogóle pomyślałem o nas, o Arisie?! - przed oczami stanął mi obraz twarzy roześmianego i szczęśliwego blondyna, chłopaka, którego znałem przed laty. - On to przeżywał najbardziej, tak samo Toru. - dodał ciszej. Przypomniałem sobie też o kuzynie. Białowłosy miał rację, ale nic nie mogłem na to poradzić.
-Kiyo, nie mów im. Nie teraz. - spojrzałem na niego znacząco z niemym błaganiem w oczach. Pokręcił głową, ale skinął na znak, że się zgadza.
-Ale pod jednym warunkiem. - od razu zastrzegł. - Chcę się dowiedzieć wszystkiego.
-Dobrze, ale nie teraz. - spojrzałem na zegarek. - Za pięć minut mam spotkanie biznesowe. Jeśli możesz, przyjdź do mnie wieczorem na dwudziestą i wtedy na spokojnie porozmawiamy. - ujrzałem ponownie pytające spojrzenie. - Mieszkam tam, gdzie wcześniej. W starym domu moich rodziców.
-W takim razie będę. Do zobaczenia.
-Tak, tak.
Chwyciłem szybko za telefon i wybrałem numer restauracyjny. Chwilę czekałem zanim nie odebrał bardzo znajomy mi głos.
=Dzień do...
-Akira, daruj sobie. Zmiana planów. Zobaczymy się później, dam ci jeszcze znać.
=A coś się stało?
-Opowiem ci w domu... Pa.

Po skończonej pracy udałem się niezwłocznie do domu. Chodziłem jak na szpilkach, czekając na dawnego przyjaciela. Pewnie po tym wszystkim co mu powiem, nie będzie mnie chciał znać. Przynajmniej ja bym tak postąpił. Spoglądałem co jakiś czas na iskrzący się ogień w kominku, który znajdował się w salonie. Mijały kolejne minuty, zbliżając mnie do godziny zero. Podszedłem do barku i nalałem sobie szkockiej do szklanki, uprzednio wrzucając kilka kostek lodu. Upiłem jeden łyk i usłyszałem dzwonek do drzwi. Odstawiłem drinka i poszedłem otworzyć. Chwyciłem za klamkę, powoli ukazując wnętrze swojego domu. Bez słowa przepuściłem Kiyo przez próg. Ten również bez zbędnych słów rozpłaszczył się i wszedł do salonu, od razu zajmując miejsce na kanapie.
-Napijesz się czegoś? - zapytałem z czystej uprzejmości, bez wyrazu.
-Wody. Prowadzę. - chłopak w odpowiedzi prychnął cicho i zaraz przyjął z moich rąk goblet z napojem.
-Moż... - zacząłem, ale nie dane mi było dokończyć.
-Daruj sobie te wszystkie uprzejmości, Arthur. Siadaj na tyłku i opowiadaj, wiesz dokładnie po co tylko tu przyszedłem. Nawet nie interesuje mnie w tym momencie to, że jesteś moim szefem. Tylko przypominam, jestem tu w celach prywatnych.
Westchnąłem tylko cierpiętniczo i usiadłem, tak, jak mnie prosił. Chwyciłem swoją szklankę, upiłem kolejnego łyka. Przelotem spojrzałem ostatni raz na mężczyznę i wpatrzyłem się w ogień. Zacząłem opowiadać.
-Przez ostatnie kilka miesięcy mojego ostatniego pobytu tutaj, mój ojciec zaczął się bawić w hazard. Narobił sobie niemałych długów i musiał je jakoś spłacić. Ochraniał firmę i rodzinę jak się tylko dało, mnie ani mamy w to nie wciągał. W końcu ludzie, u których zadłużył się mój ojciec, zaczęli się denerwować i upominać o pieniądze. On spłacał jak się tylko dało, dużo długu mu potem nie zostało, do czasu aż zaczęli grozić tacie, że ich popamięta on, jego rodzina, a firma upadnie na samo dno. Czyli tym samym wielu ludzi straci pracę. Ojciec nie chciał do tego dopuścić, dlatego wyjechaliśmy do Wielkiej Brytanii. Ale tam nas dopadli, zrobili zamach. Wyobrażasz to sobie? Żeby robić takie coś, to przekracza wszelkie granice. Ja w tym czasie, oczywiście jak już wyzdrowiałem, zacząłem na nowo naukę i zajmowałem się dogłębnie firmą. Spłaciłem cały dług, trochę pobabrałem się na czarnym rynku i oto jestem. Niestety nie udało mi się zachować tego do końca w tajemnicy, tego, że tutaj dalej mieszkam, i że pamiętam o was. Pamiętasz Akirę? - skinął lekko głową gdy na niego spojrzałem. - Dałem mu pracę w mojej restauracji, jako jedyny z dawnych znajomych o mnie wie.
-To znaczy, co robiłeś na czarnym rynku?
-Mafia. Wiesz, co to znaczy? - spojrzałem na niego beznamiętnym wzrokiem. Był zdumiony tym, co mu mówię. - Ale już nie mam z tym nic wspólnego, już nie. Wystarczająco poznałem tamten świat i już nie chcę do niego wracać. - oparłem się ciężko o kanapę i przymknąłem oczy, głowa zaczynała mnie od tego wszystkiego boleć. Przetarłem zmęczone oczy i powróciłem spojrzeniem do mojego rozmówcy. - I tak się kulałem przez te kilka lat. Aż do teraz. A u ciebie i reszty, jak?
-Dziewczyny powychodziły za mąż, Eriko jest w ciąży. Ja i Toru mieszkamy ze sobą i jest nam ze sobą dobrze, Akira wiesz jak się ma, A Meresuke studiuję psychiatrię, a Atsu spełnia się artystycznie.
Mimowolnie się uśmiechnąłem, słysząc, że moim przyjaciołom się wiedzie. Zastanawiała mnie jedyna osoba, więc musiałem o nią zapytać.
-A Arisa?
-On dalej do wiadomości nie chce przyjąć, że ciebie już w jego życiu nie ma. Popadł w depresję, zaraz po twoim rzekomym zniknięciu, ale ma się dobrze. Zaczął pisać już drugą książkę.
-Pierwsza sprzedała się w dużym nakładzie i w sumie spodziewałem się, że może zacznie pisać kolejną. Ma do tego talent. Tylko... - zerknąłem w stronę Kiyo - Nikomu na razie nic nie mów, proszę. Nie jestem jeszcze gotowy na to.
-Dobrze. Z resztą na mnie już pora, późno się zrobiło.
-Tak, masz rację. Nie chcę być niemiły, ale wiesz gdzie są drzwi. Do zobaczenia w pracy.
-Trzymaj się.
I wyszedł pozostawiając po sobie pustkę i bezimienną ciszę. Chwyciłem za telefon i wykręciłem numer do Akiry, który odebrał po jednym sygnale:
-Już.
-Zaraz będę.

5 komentarzy:

  1. Riri, ale ty kręcisz... Uwielbiasz teorie spiskowe, czy jak!? Rozdział świetny, aż się chce czytać dalej... Tak wg, czy Arthur z Akirą coś kombinują czy tylko mi się tak wydaje!?
    Hoshizora-chan

    OdpowiedzUsuń
  2. To się porobiło. Wiesz, ten rozdział przechodzi moje wszelkie wyobrażenia. Jest ogromnie ciekawy i aż tak zabuczłam ze smutku, jak się skończył. Arti w mafii... łaaa xD No, wiem, już nie jest, ale był... kurczątko, poznał trochę świata.
    Akira... Akiiii... mam nadzieję, że nadal tylko kumpel. A tak się zastanawiałam, co się dzieje z Artim, co z nim zrobisz - a tu taki genialny pomysł! Gratuluję ;3

    ... i zapraszam do mnie na rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Szalejesz, dziewczyno ;D Arthur w mafii, ja nie mogę. A tak w ogóle, to jestem na niego zła, nie, jestem WŚCIEKŁA za to, że tak porzucił przyjaciół, a zwłaszcza Akirę! Tak się nie robi!...
    A rozdział świetny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też mu tupetu gratuluję... Ale powiem Ci, że to był dopiero przedsmak. Podał teorię - praktyka będzie boleśniejsza.
    Daniel będzie się Miśkiem opiekował. To on... hmm... w sumie odratuje Oriego. Ale to za jaaaakiś czas xDDD Więcej nie zdradzę xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No w końcu doczekałam się kontynuacji. Ale z tego co pamiętam Twój blog był na onecie O_O chyba xD w każdym bądź razie, czekam na rozwój wydarzeń i dalsze notki :)

    OdpowiedzUsuń