sobota, 24 grudnia 2011

23. Pamiętnik licealisty.

-Mare..s...uk...e! - jęczał co chwila zielonowłosy. Wygiął plecy w łuk, kiedy poczuł dotyk we wrażliwym miejscu. Gładził kochanka po udzie z grymasem bólu i przyjemności, odmalowującej się na twarzy. Chłopak wtulił mocniej twarz w puchatą poduszkę, wchłaniając kolejne ruchy dłoni błądzących po jego ciele. Przetarł wolną ręką mokre od potu czoło i powrócił do wcześniejszej pozycji. -Ja... Ja już zaraz. Ach! - krzyknął głośno i tylko mocniej wygiął się w łuk. Szatyn delikatnie pocałował go w odsłonięte i wilgotne plecy.
-Już lepiej? - zapytał się z wyraźną troską w głosie.
-Tak, dziękuję. Jesteś niezastąpiony i o wiele lepszy od jakiegokolwiek kręgarza. - szybko wszedł kochankowi na kolana i wtulił się w niego. Przymknął oczy i wsłuchiwał się w bicie ukochanego serca. Bijącego tylko dla niego.

***

-Arthur? - spojrzał na mnie z zaskoczoną i nieco wystraszoną miną. - Ech. Dlacz... Może wejdziesz? - otworzył szerzej drzwi i przepuścił mnie do środka przytulnego domu. -Dlaczego? Jak? - nadal patrzył z niedowierzaniem.
-Dziękuję. Ja dzisiaj w sprawach zawodowych... i nieco też prywatnych. Postanowiłem z tobą porozmawiać i chyba należą ci się wyjaśnienia. - skinąłem głową i zacząłem się rozpłaszczać. Zasłoniłem nieco twarz zaśnieżonymi i długimi włosami. Po chwili poczułem na nich delikatny dotyk dłoni, który zbierały z nich biały puch i odgarniały je z mojej twarzy. Przed oczyma widziałem tylko blond czuprynę i duże, błękitne, wpatrujące się we mnie tęczówki. Szybko musnął moje usta swoimi i wtulił się we mnie cały.
-Jak dobrze, że już jesteś... - objąłem go tylko powoli ramionami i przytuliłem jeszcze mocniej do siebie. Poczułem, jak zaczął się trząść w spazmach płaczu. Boże, co ja narobiłem? Jaki ja głupi byłem. Postaliśmy tak jeszcze dłuższą chwilę, aż może nie tak w końcu, Arisa odsunął się ode mnie, pociągnął raz nosem, wytarł oczy brzegiem przydużego, które odsłaniało jego szczupłe ramię, swetra.
-Przepraszam. - powiedział cichutko i poprowadził mnie do salonu. Tam oboje usiedliśmy, ja na kanapie, a blondyn naprzeciw w fotelu. - Może coś do picia? - pokręciłem odmownie głową i podziękowałem krótko. - To o czym chciałeś pomówić?
-Może najpierw interesy. - skinął na potwierdzenie. - Czy nadal do ilustracji okładki mam specjalnie zatrudnić Atsu?
-Tak, jeżeli to nie byłby problem. - podkulił nogi i dalej wpatrywał się we mnie lekko zapuchniętymi oczami.
-W porządku. Kiedy mogę mu podesłać egzemplarz?
-Jak najszybciej. Chcę mieć to wszystko z głowy.
-A promocja?
-Tak jak ostatnio. Myślę, że Kiyo bardzo dobrze sobie z tym poradził i chcę, by on prowadził dalej moje książki, dlatego też nie wiem czemu jesteś tu osobiście. Bo skoro tak, to rozumiem, że prowadzisz dalej firmę ojca?
-Tak. Dobrze. A jestem tu, bo Kiyo mnie prosił. Nie, on mi kazał tu przyjechać i w końcu uporządkować swoje życie.
-Fajnie wiedzieć, że tylko ja dowiaduję się ostatni o twoim dalszym istnieniu. - mruknął i wstał wychodząc do kuchni. Chwilę tak poszurał i wrócił z zaparzonym rumiankiem w filiżance. Usiadł z powrotem na swoje miejsce i wpatrzył się we mnie wyczekująco.
-Arisa, to nie tak. Tylko Kiyo od niedawna wie... i Akira. - chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się kręcąc głową.
-No tak, mogłem się domyślać. Zawsze się do ciebie lepił. - zaśmiał się gorzko. - W takim razie co tu jeszcze robisz? Jedź do niego. - powiedział płaczliwie i zacisnął dłonie w pięści, które spoczywały na kolanach, tak samo jak już załzawione oczy.
-Boże... - przysiadłem się szybko do niego i mocno objąłem, by nie mógł mi uciec. - Wpadłem. Ktoś mi rodziców zamordował i ja też byłem na liście. Cudem tylko przeżyłem. Teraz też tylko żyję dzięki temu. A zniknąłem, żeby chronić was, żeby chronić ciebie. - poczułem jak koszula zaczyna mi przesiąkać łzami mężczyzny. - Miałem problemy z mafią i myślę, że nadal nie powinienem się pokazywać nikomu na oczy. Boję się o was. Jesteście wszystkim, co mam. Ty jesteś wszystkim. - po usłyszeniu ostatnich słów, mężczyzna momentalnie wczepił się we mnie i nie puszczał przez naprawdę bardzo długo, cicho łkając. Tuliłem go cały czas do siebie i uspokajająco gładziłem po plecach. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie chciałem, żeby dowiadywał się w taki sposób. Miałem zapomnieć. Ale czy da się zapomnieć kochać?

Jeszcze raz wygładziłem koszulę i marynarkę, spoczywające na mych barkach, poprawiłem krawat i wysuwające się kosmyki długich, smoliście czarnych włosów, spod gumki. Kiedy winda się zatrzymała, a drzwi się rozsunęły, od razu z niej wyszedłem i ruszyłem w stronę swojego gabinetu. Minąłem Yoiko, krótko skinąłem jej głową i znalazłem się pośród mahoniu, książek i skóry. Nie zdążyłem poprosić sekretarki o kawę, a do moich uszu doszedł dźwięk pukania do drzwi.
-Wejść. - usiadłem za biurkiem i włączyłem laptopa, zaczynając przeglądać dzisiejsze dokumenty, które już zalegały drewno. Podniosłem głowę i spojrzałem na gościa. Uniosłem brwi do góry w niemym pytaniu i skinąłem na fotel, by usiadł. - Napijesz się czegoś?
-No może być kawa. - Kiyo zajął miejsce na przeciwko mnie, założył nogę na nogę i uśmiechnął się pobłażliwie. Poprosiłem sekretarkę o dwie kawy i znów wróciłem wzrokiem do gościa.
-Co się tak szczerzysz? Zamach na mnie planujesz, bym zadośćuczynił za swoje winy? - mruknąłem.
-Chciałbyś. - prychnął i ponownie się uśmiechnął. Yoiko w tym czasie przyniosła napoje, śmietankę i cukier. Chwyciłem od razu za filiżankę i upiłem łyk.  - Mam pewną sprawę.
-Zamieniam się w słuch.
-W tym roku postanowiliśmy wszyscy razem spędzić święta i chciałem... Może dołączysz do nas? - spojrzałem na niego zdumiony.
-Wiesz... - odpowiedziałem po chwili milczenia. - Wolałbym może jednak nie. Jeszcze nie. - dopowiedziałem zrezygnowany.
-Daj spokój, wszyscy się na pewno ucieszą z twojej obecności.
-Jasne, jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- Ale jeśli się jednak dasz skusić na wspólny wieczór przy stole, to spotykamy się właśnie u Arisy. A teraz wybacz, praca wzywa. I dzięki za kawę.

-Yoiko, ja już wychodzę. Wszystko co chciałaś, wysłałem już do ciebie, do domu. Też możesz już iść. I jeszcze raz wesołych świąt.
-Wesołych świąt panie Lee.
Zjeżdżając do podziemnego parkingu wybrałem numer do Akiry. Przyłożyłem telefon do ucha  i wyczekiwałem. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Po czwartym się rozłączyłem i ponownie wybrałem numer. Tym razem po drugim sygnale usłyszałem zachrypnięty głos i jakieś jęki.
-Czemu ty nie jesteś w pracy, hmm?
-O! Arthur... - usłyszałem ciche szemranie i po chwili znów odezwał się chłopak. - Jestem w pracy. O co chodzi?
-Jeszcze raz, a wylatujesz. Teraz całkiem nie żartuję i nawet nie chcę wiedzieć, który to. - westchnąłem. - Dzisiaj możesz zamknąć wcześniej, dojedź do rodziny na wigilię szczęśliwie.
-Martwisz się o mnie?
-Nie. Po prostu jesteś jednym z lepszych kucharzy, a tego nie może mi zabraknąć w restauracji. Wesołych. - i szybko się rozłączyłem, nie dając mężczyźnie dojść do ostatniego słowa. Wsiadłem do samochodu i wyjechałem na miasto. Po zaledwie trzydziestu minutach dojechałem zaśnieżonymi i oświetlonymi ulicami do domu. Wsadziłem dłoń do kieszeni płaszcza i wymacałem pudełeczko zapakowane w czarny papier przewiązany czerwoną wstążką. Uśmiechnąłem się blado do siebie i wszedłem samotnie przez drzwi. Do ciemnych pomieszczeń. Pustego domu.
Zostawiłem teczkę z dokumentami w przedpokoju i od razu ruszyłem do kuchni. Zaparzyłem sobie mocne, podwójne espresso i usiadłem na blacie, przy kawie. Dużo myślałem przez te kilka dni nad propozycją Kiyo. Zastanawiałem się, jakby to miało wyglądać. Nie chciałem po raz kolejny spędzać świąt samotnie, na co wcale nie musiałem być skazany. Przeczesałem włosy palcami i ukryłem twarz w dłoniach ciężko wzdychając. Wstałem i wyszedłem na korytarz. Zacząłem się ubierać. Jeszcze raz sprawdziłem zawartość kieszeni płaszcza i wyszedłem z domu, zostawiając samotnie stygnącą kawę.
Długo jechałem ulicami przedmieścia, uważając, by dotrzeć na miejsce cało i zdrowo, przy tak słabej widoczności. Cały czas męczyły mnie wyrzuty, czy aby na pewno dobrze robię. Ale już postanowiłem. Po ostatnich minutach jazdy, stanąłem przed znajomym mi domkiem, który pięknie mienił się ozdobnymi światełkami. Odetchnąłem jeszcze kilka razy i wyszedłem na mroźne powietrze. Zamknąłem auto i spojrzałem w okna, w których widać było ruchy zgromadzonych osób. Stanąłem w końcu pod drzwiami i zadzwoniłem. Serce waliło mi w piersi chcąc wydostać się na wolność. Nijak starałem się to powstrzymać, ale jednak przegrałem.
-Ja otworzę, siedźcie. - usłyszałem znajomy mi głos i po chwili drzwi się otworzyły. Osoba za nimi stojąca uśmiechnęła się ciepło. - Jednak się zdecydowałeś? - przytaknąłem. - Wchodź. Rozbieraj się, poczekam i pójdziemy razem.
Kolejny raz przytaknąłem nie odzywając się ani słowem. Nic nie mogło przejść przez moje gardło, jakby jakaś gula blokowała każde moje słowo. W końcu rozpłaszczyłem się do końca, wyciągnąłem małe pudełeczko z płaszcza i spojrzałem na Kiyo. Mruknąłem ledwie słyszalne "Już." i ruszyłem za mężczyzną do salonu. Zanim weszliśmy do kolejnego pomieszczenia, przyjaciel poklepał mnie po plecach w geście pocieszenia i zrozumienia. W końcu dotarliśmy na miejsce.
-Zobaczcie, kogo nam przywiało. - rzucił wesoło. Wszyscy zgromadzeni jak na komendę się odwrócili i przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Zalegająca cisza przytłaczała mnie coraz bardziej. Spojrzałem najpierw na Kiyo, potem na resztę. Po ich mimice twarzy mogłem wywnioskować, że byli naprawdę zdziwieni, niektórzy nie wiedzieli o co chodzi, ale intencji jednej osoby nie mogłem odczytać. Nie wiedziałem co myśleć o Arisie, który co chwila zaciskał dłonie w pięści i je rozluźniał, mrugał szybko oczami, kręcił głową i otwierał, to zamykał usta. Przymknąłęm oczy i wziąłem jeden głęboki oddech...
-Noo... - mruknąłem cicho, ale wystarczająco, by każdy mógł mnie usłyszeć.
-Artie? - wysoki mężczyzna szybko podniósł się do pionu i podszedł do mnie. Uścisnął mnie mocno, przyciskając do swojej szerokiej klatki. - Boże, gdzieś ty był, kiedy cię nie było? - jęknął. Po chwili zwrócił się do Kiyo. - I ty Brutusie przeciwko mnie? Wiedziałeś o wszystkim?
-Tylko od niedawna. Pracuję przecież w wydawnictwie, ale się ukrywał. Co miałem zrobić? - rozłożył ręce w obronnym geście. - I puść go, bo go udusisz w końcu.
-O, przepraszam. - odsunął się ode mnie zaledwie na kilka centymetrów i zmierzył od góry do dołu. - Zmężniałeś. Facet z ciebie, a nie chucherko jakim byłeś wcześniej. - reszta osób przytaknęła szybko i równie ciepło się uśmiechnęła. Po kolei każdy się witał ze mną, wymieniał przyjacielskie i stęsknione uściski. W końcu też poznałem wybranka Eriko, jak i dziecko, które rozwijało się w jej brzuszku, który czule pogładziłem, tak jakbym i z maluchem się witał.
-Dzięki za słowa otuchy. - dziwne. Ja na jego, na ich miejscu, nie przyjmowałbym siebie tak ciepło. Narobiłem im tyle zmartwień i przykrości, a jednak zachowują się tak, jak się zachowują. Usiadłem z resztą przyjaciół, tak właśnie, przyjaciół, przy stole. Nikt nie pytał się o moją przeszłość, był na to czas i byłem im za to wielce wdzięczny. Zdumiałem się, jak swobodnie z każdym prowadziłem rozmowę, żartowałem, śmiałem się. Zdałem sobie sprawę, że bardzo mi tego brakowało. Brakowało mi tych ludzi w moim życiu. W pewnym momencie, jakby za dotknięciem magicznej różdżki ocknąłem się i przesunąłem opuszkami palców po kieszeni marynarki, w której schowałem mały pakunek. Wyciągnąłem go szybko i spojrzałem na blondyna, który siedział zaraz na przeciwko mnie. Wyciągnąłem dłoń z prezentem w jego stronę, delikatnie się podnosząc z miejsca, by móc swobodnie położyć go na stole, tuż obok chłopaka. Arisa odwzajemnił niepewnie moje spojrzenie i uśmiech, jaki zagościł na mojej twarzy.
-Wesołych świąt.
Arisa, nie wiedząc co powiedzieć, ani zrobić, po prostu szybko odpakował podarunek i gdy to zrobił, otworzył szeroko oczy.
-Dziękuję. - powrócił spojrzeniem na mnie. - Ale ja nie mogę...
-Możesz. Jest dla ciebie. - przerwałem mu szybko. Blondyn poprawił swoje spadające z nosa okulary i zarumienił się uroczo. Wyciągnął powoli łańcuszek, na którym wisiał wygrawerowany sygnet z dwoma połączonymi literami "A", z białego złota. Chłopak widocznie się zakłopotał, więc wstałem szybko, okrążając stół i stanąłem za blondynem. Odebrałem od niego łańcuszek z wisiorkiem, przy okazji dotykając jego dłoni, pod których dotykiem zadrżałem i zawiesiłem go na jego szyi. Stałem tak jeszcze chwilę za nim, nie wiedząc co począć i miałem już odejść na swoje miejsce, ale powstrzymała mnie przed tym dłoń, zaciskająca się na mojej własnej. Spojrzałem na zapłakanego Arisę, co rozczuliło moje serce. Pochwyciłem ukochanego w objęcia i wtuliłem go w siebie, mocno przyciskając do swojego ciała. Odetchnąłem z ulgą, gdy w pełni poczułem go przy sobie. Zawsze zastanawiałem się jak to będzie wyglądało, kiedy ujawnię się przyjaciołom. Teraz mogę stwierdzić, że nie żałuję podjętej pod wpływem chwili decyzji. Nikt nie powinien zostawać sam na święta i każdy potrzebuję chociaż odrobiny ciepła. Mam nadzieję, że tak pozostanie już na zawsze. Nieważne, co miałoby się dziać.


7 komentarzy:

  1. Dokładnie! Każdemu należy się obecność tej drugiej osoby, bo w święta należy dzielić się radością.
    Arti naprawdę zmężniał w tym opowiadaniu. Może się powtórzę, ale cała historia wygląda tak, jakbyś nie pisała jej przez jakiś dłuższy czas i rozwinęła ją do niebotycznego geniuszu!
    Wygrawerowane litery - mowę mi odjęło... rozum i myśli. Wzruszyłam się.

    Kio i Baal to już niemal para małżeńska xD
    Kochana, powiadamiam o:
    - one shocie Grelki,
    - rozdziale sobotnim. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez nie lubię takiego Lu. Chłopak postradał rozum i tyle. Chce mieć syna na swój obraz i podobieństwo.
    Taak, wreszcie się nawróci, ale do tego czasu nawali na całej linii xP Potem to on będzie zabiegał o względy Miśka xP
    Oriś to uparte dziecko. Musi być na jego, a jak nie jest, będzie dewastował wszystko, co mu się pod rękę nawinie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na drugą część one shota napisanego przez Grelkę ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. http://urodzinowy-prezent-yaoi.blog.onet.pl/ zapraszam na nowy rozdział :)

    ten wkrótce nadrobię ^^'

    OdpowiedzUsuń
  5. Wzruszające, na prawdę ; )
    W końcu mam nadzieję, że będzie lepiej, choć znając Ciebie jeszcze masę razy poplączesz drogi bohaterów ;33

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem tylko w stanie napisać, że to było piękne. Siedzę właśnie z chusteczką w ręce i ocieram ślepka. Podoba mi się taki Aris, Arthur. Szczególnie to, ze są już dorosłymi mężczyznami. Mam wielką nadzieję, że Aris i Arthur będą razem. Mimo upływu lat ich miłość nie minęła. :D
    Sam prezent, był jej potwierdzeniem. Zastąpił słowa "Kocham cię". :d

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem aż co napisać...
    Prócz tego, że to święta i czas spełniania się marzeń?
    W ogóle cieszy mnie fakt, że znów są blisko siebie :3
    Oby tylko żyli 'długo i szczęśliwie' ^-^

    OdpowiedzUsuń