Zamknięte
osiedle za bramami. Chodzący po ogrodzie ochroniarz z latarką. Lampy uliczne
ledwo się palą. Dwaj mężczyźni przechodzący przez uchylone drzwi na teren i
idący alejkami w ogrodzie.
-Czemu to
robisz? - zapytał się starszy z nich z futerałem na plecach.
-Nie
będziesz przecież siedział samopas u siebie, a poza tym ja też mieszkam sam. W
dodatku miło będzie znowu spędzić razem trochę czasu. - ostatniego zdania
nie dopowiedział. I tak nie zostałoby usłyszane. Blondyn wyciągnął klucze od
mieszkania i otworzył drzwi, przez które się szybko prześlizgnęli. - Wiesz
gdzie jest łazienka, jak chcesz to idź się odświeżyć. Ja zrobię coś do
jedzenia.
Ciemnowłosy
zniknął w pomieszczeniu na końcu korytarza, a drugi chłopak przeszedł do
kuchni. Zajrzał do lodówki, która prawie zionęła pustkami. Znalazł jednak kilka
plasterków szynki, sera, a nawet świeżego pomidora i masło. Wyciągnął wszystko
na blat, wstawił wodę w czajniku elektrycznym i wsypał do dwóch kubków kawę.
Zrobił kilka kanapek i z jedną z nich w zębach zalał gorącą wodą naczynia.
Postawił duży talerz z jedzeniem, dwa napoje na blacie i usiadł po jego drugiej
stronie. Jadł powoli nie zauważając gościa wchodzącego do pomieszczenia w
samych spodniach i ręcznikiem zarzuconym na ramiona. Zwrócił na niego uwagę dopiero
wtedy, gdy mokre kosmyki jego włosów połaskotały go w szyję.
-Ładnie
wygląda. O, kawa. Dzięki. - siadając posłodził napój kilkoma łyżeczkami cukru.
Jun pokręcił głową na ten widok i przysunął talerz bliżej gościa, który
poczęstował się od razu jedną kanapką wtapiając w nią swoje zęby. Po chwili
popił wszystko gorącą kawą i soczyście zaklął, kiedy poparzył się w język.
Blondyn zabrał talerz i wrzucił go do zmywarki. Usiedli na kanapie obok siebie w salonie. Jun podciągnął
nogi na mebel i spojrzał się wyczekująco na gościa.
-Czyli to
nie było zaproszenie czysto towarzyskie, prawda? - chłopak skinął wymijająco
głową.
-Masz szansę
się wygadać i dobrze mnie znasz, że nie będę cię potępiał za coś, co już
zrobiłeś. Nie ma sensu płakać nad rozlanym już mlekiem. - dodał po chwili
wahania.
Shane usiadł
wygodniej, zagłębił się bardziej w oparcie kanapy i spojrzał nieobecnym
wzrokiem najpierw na ścianę, a później na Jun'a.
-Od czego by
tu... - zaczął i poczuł jak chłopak kładzie mu rękę na kolanie i lekko je ściska.
Posłał w jego stronę nerwowy uśmiech i w końcu powiedział. - Wyrzucili mnie z
pracy, nie miałem za co opłacić szkoły i w końcu musiałem z niej zrezygnować.
To był dla mnie cios, wielki. Nie chciałem opuszczać murów Akademii, tak samo
jak ciebie. - Jun wciągnął głęboko powietrze przez lekko zaciśnięte wargi i
minimalnie przybliżył się do swojego rozmówcy. - Ale jak już wspomniałem, byłem
zmuszony. Jak wiesz, nie tylko pałałem miłością do klasyki, ale też i do
cięższego brzmienia. Od dziecka praktycznie grałem na gitarze, jak mnie nie
przyjęli do muzycznej właśnie na nią, dostałem propozycję nauki gry na
waltorni i w końcu się zgodziłem, ale nigdy nie przestałem grać. Raz w
miesiącu spotykałem się z profesorem i razem z nim grałem. To było wręcz
wspaniałe, ale tak samo jak nie potrafiłem zrezygnować z gitary, tak też
później zakochałem się w horn'ie. To była moja druga instrumentalna miłość. No
i zaczęły się moje problemy finansowe. Tułałem się dosłownie wszędzie, po jakiś
spelunach, aż w końcu spotkałem niepełny w składzie zespół, który potrzebował
gitarzysty. W ten sposób zacząłem z nimi grać i zostałem liderem całej grupy. I
dzisiaj był nasz debiut. Ale żeby do niego doszło potrzebowaliśmy pieniędzy.
Nawet nie wiem jakim cudem, ale zacząłem sprzedawać swoje ciało. Później
trafiłem na Travis'a, zostałem z nim i on zaoferował nam koncert. Morion jest
jego klubem i potrzebował czegoś dobrego na otwarcie. Zgodziłem się, ale w
końcu coś, za coś. Nie przestałem być dziwką tylko dlatego, że nie miało mnie
wiele osób. Zostałem szmatą Travis'a, ale dzisiaj wieczorem spłaciłem swój dług
i mam nadzieję, że więcej go nie spotkam.
***
-O Boże. -
szepnąłem i uczepiłem się Shane'a.
-Ej, to nie
jest takie straszne, na jakie wygląda, naprawdę. - przytulił mnie, a ja w końcu
poczułem, że jestem w odpowiednim miejscu, czasie i z osobą, której od
dłuższego czasu brakowało mi wręcz jak tlenu.
***
-Zabiję
gnoja! Znajdę i zabiję! - wywrzeszczał mężczyzna ubrany w grafitowy garnitur i
patrzący przez oszkloną ścianę na wnętrze swojego klubu. - Jeszcze raz, jak on
wyglądał?
-Wysoki i
szczupły, blond włosy do ramion, niebieskie oczy, wystające kości policzkowe,
ubrany dosłownie cały na czarno, szefie.
-To wciąż za
mało. - mężczyzna denerwował się coraz bardziej.
-Ale nic
więcej nie wiemy. Wyglądało to w dodatku tak, jakby się znali od naprawdę
długiego czasu.
-Wyjdź. -
chwila ciszy, pachołek nie poruszył się ani o milimetr. - Wynocha!
***
-Chcesz
wpaść wieczorem na próbę? - zanim zdążyłem się porządnie rozbudzić, padło
pytanie od Shane'a.
-Dzień
dobry. - zaśmiałem się pod nosem. - Skoro mnie tam zapraszasz i zabierzesz ze
sobą, to w porządku. - spojrzałem przez okno. Delikatne promienie słońca
pomiędzy koronami drzew, którymi porusza wiatr.
-To idź się
ubrać. Zjemy na mieście, bo nie masz już nic w lodówce, a potem zabieram cię do
starej fabryki.
Założyłem
czyste ubrania na siebie, wsunąłem stopy w buty i schowałem portfel do kieszeni
razem z kluczami na łańcuszku. Na głowie wylądowała czapka, którą Shane tam umieścił i wyszliśmy z mieszkania.
-Kawy, kawy,
kawy, kawy... - jęczałem. - Potrzebuję kofeiny, bo ze mną nie wytrzymasz całego
dnia.
-A kto
powiedział, że mam zamiar spędzić z tobą cały dzień? - zaśmiał się i
przyciągnął mnie bliżej siebie, po czym objął ramieniem dalej lekko się
uśmiechając. Łypnąłem na niego.
-Ja tak
mówię. - odparłem. - Nie widzieliśmy się kawał czasu i trzeba to nadrobić.
Minęliśmy kawiarnię, z której ładnie zapachniało świeżo mieloną kawą i
pieczywem. Chwyciłem chłopaka za rękę, zakręciłem się wokół własnej osi i
pociągnąłem go do środka. Dopiero wewnątrz puściłem jego dłoń i podszedłem do
lady zamawiając dwie kanapki z łososiem, muffinki czekoladowe i kawy. Po
zapłaceniu i odebraniu zamówienia podążyłem do stolika, przy którym siedział
Shane. Zajęliśmy się zjadaniem późnego śniadania pogrążeni w przyjemnej ciszy,
przerywanej co jakiś czas siorbaniem gorącej kawy i chichotem. Zerkaliśmy na
siebie od czasu do czasu w upewnieniu się, czy to nie jest przypadkiem sen. Ale
jednak to była rzeczywistość, najprawdziwsza i jedyna w swoim rodzaju.
ending : Ludvig van Beethoven - uwertura koncertowa "Coriolan"
ending : Ludvig van Beethoven - uwertura koncertowa "Coriolan"
Oł yeah, będę pierwsza!
OdpowiedzUsuńNo, a teraz bez paniki mogę odpisywać. xD
UsuńTravis się chyba bardzo zdenerwował... W końcu nikt mu nigdy:
- tak nie dowalił, ostatecznie zostawiając po spłaconym długu (Shane)
- nie odebrał tego, co w jego mniemaniu zawsze jego będzie (Jun).
Lejta się, chłopaki, lejta! Dzisiaj mamy wasz dzień, więc sprawcie kobietom pociechę ;3 Załatwię kisiel... albo budyń ;3
Cudeńko. ;3
Travisowi nie spodobało się, że jego zabaweczka, zwiała mu sprzed nosa. Nie pójdzie z nim tak łatwo, jak wydaje się Shane'owi.
OdpowiedzUsuńWspólne mieszkanie zapowiada się bardzo interesująco. Odżyją stare wspomnienia, marzenia pomiędzy Junem, a Shane'm. :D
Halo, halo. xD Zapraszam na rozdział. xD
OdpowiedzUsuńPowiadamiam o nowym rozdziale ^^
OdpowiedzUsuń