piątek, 2 listopada 2012

12. Paweł. Historia prawdziwa.



Chyba mi się przysnęło, bo jak zostałem szturchnięty przez Kamila w bok przez szybę samochodu zobaczyłem las, a po drugiej stronie widniały małe domki pokryte strzechą, napis „Herzlich wilkommen” i „Rezeption”. A weźcie sobie te wszystkie herzlich wilkommen’y wsadźcie w dupy! Miałem oczywiście taki cudowny sen, a wszystko się skończyło jak dotarliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z auta, w którym oczywiście Roberta nie było. Poszliśmy do recepcji i jak się okazało, dopiero tam zaczęły się schody.
-Dzień dobry. My jesteśmy nowymi praktykantami, mieliśmy się stawić i właśnie przyjechaliśmy. – bardzo grzecznie, jak na siebie, wyjaśniłem krótko sytuację z przyjacielem czatującym u mojego boku.
-Tak, Robert już mnie uprzedził. Macie klucze od domku cztery przez dwa. Zanieście swoje bagaże i witamy. – burknęła. Jaka ,kuźwa, miła współpraca będzie pomiędzy nami. Sandra, jak zauważyłem z plakietki na jej piersi, wsadziła mi kluczyk w dłoń i dosłownie wypędziła na zewnątrz. Wróciliśmy do samochodu, przy którym znowu znajdował się Robert. Pomógł zanieść nam nasze bagaże.
-W takim razie do zobaczenia jutro na drugiej zmianie. – czyli mamy z nim kuchnię, wspaniale. Zanim się zdążyliśmy do końca rozpakować zastał nas wieczór. Kiedy tylko skończyliśmy, poszliśmy pod prysznice się umyć. Na dobranoc obejrzeliśmy jeszcze film i w końcu zmorzył nas sen.
Obudziliśmy się o pięknej godzinie, bo jakże dwunasta po południu nie może być godziną idealną na wstawanie. W sumie to tylko ja wstałem, bo jak się dowiedziałem, Kamil nie spał już od naprawdę długiego czasu i tylko czekał na mnie, nie chcąc mnie zbudzić. Wyśmiałem go trochę i wyjaśniłem, że mam twardy sen i nic mnie raczej nie zbudzi z porannych czynności, ale jeżeli wolał czekać, to jego wola. Poszliśmy do łazienki szybko się ogarnąć, wziąć, w moim przypadku, "poranny" prysznic, a potem leżeć i się nudzić w pokoju przez bite dwie i pół godziny. Ja od niechcenia czytałem książkę, którą ze sobą zabrałem, a przyjaciel słuchał muzyki i coś bazgrał w zeszycie. Przekręcałem się z  boku na bok, aż w końcu nie wytrzymałem i wyszedłem na ławkę przed domkiem, zapaliłem papierosa i patrzyłem się na przechodzących obok mnie wczasowiczów. Nawet kiedy już wypaliłem fajkę nie podniosłem się z miejsca, a peta wyrzuciłem do kosza na śmieci, stojącego tuż obok mnie. Nawet nie zauważyłem jak Kamil wyszedł, usiadł obok mnie na ławce i spoglądał przed siebie. Dopiero jego obecność spostrzegłem kiedy położył głowę na moich kolanach, czego się po nim naprawdę nie spodziewałem. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wczepiłem dłonie w jego włosy i zacząłem je przeczesywać.
-Chcesz już wrócić, co? Na pewno nie czujesz się tu zbyt dobrze, widzę to. - zamyśliłem się i poczekałem trochę z odpowiedzią.
-Masz rację, ale po prostu muszę się zaaklimatyzować. Lubię takie miejsca, nie wykluczone, że te równie mocno polubię. Samotnia, cisza, ośrodek w lesie, z daleka od zgiełku społeczeństwa, samochodów i czegokolwiek innego. Potrzebuję tylko czasu...
-Oswoić się z myślą, że nie na każde twoje zawołanie przybędzie Wojtek. Przez ten miesiąc teraz na pewno nie.
Tak, to prawda. Dziwnie się z tym czuję. Rozgryzł mnie, bo nikt nie zna mnie tak dobrze jak on.
-A wiesz, że on zaraz po moim przyjeździe wyjeżdża na pół roku? Na całe bite, kurwa, sześć miesięcy? Przecież ja oszaleję w końcu. - i tu pies pogrzebany. Widziałem i wiedziałem, że nie ma o niczym pojęcia, a ja go w końcu uświadomiłem. - Sam dowiedziałem się dzień przed naszym wyjazdem, więc nie patrz się tak na mnie.
-To kiepsko. - i tak nasza rozmowa się skończyła. Po prostu siedzieliśmy w ciszy, ja nadal przeczesując jego włosy palcami, a on dalej patrząc się na mnie nieco smutnym wzrokiem.
W końcu wybiła piętnasta trzydzieści i przyodziani w góry od kitlów udaliśmy się na miejsce swojej pracy przez miesiąc. Wiwat zmywak! Wznieść kielichy i toast za zmywak! Na cześć zmywaka! I niekiedy obieranie jajek, krojenie pomidorów i podbieranie słodyczy z zaplecza!

-Cześć chłopaki. - na dzień dobry przywitał się z nami Robert. Miał na sobie czarny kitel i czerwoną zapaskę. Uśmiechał się iście zniewalająco. Do kuchni wszedł jeszcze jeden mężczyzna. Podszedł do nas również z uśmiechem na twarzy i się przywitał. Richard, bo właśnie tak miał na imię, nie nosił kitla, a czarną koszulkę zespołu Rammstein i siwą zapaskę, pod którą skrywał spodnie w kratkę. Niezmiernie urzekły mnie jego włosy. Dawno nie widziałem takich długich, niezniszczonych i bardzo zadbanych włosów. Nie spodziewałem się, ale na pierwszy rzut oka Niemcy wydają się chamami, ale teraz z własnego doświadczenia wiem, że są naprawdę sympatycznym narodem, który nie żyje przeszłością, cieszą się chwilą i są wielce przyjacielscy. I co poniektórzy przystojni. Pracę skończyliśmy pół godziny wcześniej, więc po ostatnich czynnościach porządkowych i przebraniu się z ubrań roboczych wybraliśmy się całą czwórką na piwo do baru, który znajdował się w ośrodku. Tam poznaliśmy Christian'a i Paul'a. Jak się okazało razem z Robertem i Paul'em znaleźliśmy swój własny wspólny język i przez cały wieczór mogliśmy rozmawiać o grach. A, tak! Jestem no life'm, śmiejcie się. Gdyby nie moje zamiłowanie do piercingu przez całe dnie siedziałbym na komputerze, którego pieszczotliwie nazywam moją miłością i kochankiem, i grał w sieci ze znajomymi. Razem z Richardem znaleźliśmy wspólne upodobanie co do muzyki i literatury, ale to Kamil przez cały czas rozmawiał z nim i Christianem na temat gatunków muzycznych, zespołów i ostatniego koncertu In Extremo na Woodstocku. Jak się również okazało, Paul i Christian byli tutejszymi barmanami, więc miło było mieć zaprzyjaźnionego znajomego w barze i dostawać nieco więcej niż tylko piwo, z oferowanych alkoholi.
Większość wczasowiczów umknęła do pokojów, nawet Kamil już wrócił i pewnie poszedł spać, a ja zostałem sam z Paul'em i Robert'em popijając kolejne piwo. Zaczynało mi już porządnie szumieć w głowie, więc postanowiłem dopić to ostatnie piwo do końca i również się pożegnać. Kiedy upijałem kolejny łyk trunku usłyszałem za sobą jakiś szelest w krzakach i piski jakiś dziewcząt, więc Paul postanowił nas na chwilę zostawić i sprawdzić co się stało. Taki oto sposobem zostałem sam na sam z Robert'em w zacienionym namiocie, w którym tylko paliło się kilka świeczek. Zrobiło mi się niesamowicie niezręcznie, co pewnie było po mnie widać.
-Ej, spokojnie. Nie spinaj się tak. Przed pierwszą randką na pewno nikogo nie jem. - zaśmiał się. Czy to była jakaś insynuacja albo jawna prowokacja? Paul już dłuższą chwilę nie wracał, a także byłem już dosyć pijany, więc skorzystałem z okazji. Odstawiłem piwo na stolik, przybliżyłem się do mężczyzny, tak, że nasze uda się ze sobą stykały i musnąłem jego wargi swoimi, nienatarczywie i powoli badając ich strukturę. Poczułem rękę oplatającą mnie w pasie i większy nacisk na moje usta. Otworzyłem je i musnąłem jego wargę językiem. Podniecenie szybko skumulowało się w podbrzuszu, ale je zignorowałem. Za bardzo zajęty byłem tymi wargami. Jednak dobrze, że zwróciłem uwagę na światełko latarki, którą zabrał ze sobą Paul, i która zbliżała się w stronę namiotu. Odsunąłem się szybko od mężczyzny i odepchnąłem go lekko.
-Nie mogę. Przepraszam. - burknąłem cicho. Dobrze, że było ciemno, bo dzięki temu nie wdział mojego buraka na twarzy, który  na niej zakwitł. Chwilę późnej drugi mężczyzna był już z powrotem z namiocie, więc w idealnym momencie zaprzestałem to, cokolwiek robiłem. Głupi jestem, wiem. Zamiast myśleć i tęsknić za Wojtkiem, już oglądam i dobieram się do następnego. Bez sensu, a może nawet i z sensem, ale ja nie wytrzymam nawet w jakimkolwiek celibacie przez te sześć miesięcy jak go nie będzie, plus do tego dochodzi ten miesiąc, w którym nie ma mnie. Tak więc jedyne siedem miesięcy bez mężczyzny, na co oczywiście się nie zgadzam, ale czy cokolwiek zależy ode mnie?

3 komentarze:

  1. Paweeeł! To... wiesz, co Riri? To ja już wolę go widzieć z Kamilem, naprawdę. xD Robert nie. No... no nie lubię go! Niech sobie stworzy trójkąt z barmanami. Niech będzie pośrodku! Patrz, jaka jestem dobra! Chcę mu dać podwójną przyjemność - niech się zadowoli. Ale od Pawła... łapki precz. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Huh, przepraszam, jakoś mnie tak długo nie było. Czytam jedenasty i ten rozdział i... Albo za dużo się czegoś naczytałam, albo zdaje mi się, że trochę się tutaj zmieniło. Może od teraz będzie lepiej, bo w końcu już są na miejscu. Lubię gdy opisywana jest minuta po minucie, spokojnie i powoli, a te dwa rozdziały były przyśpieszone i.. Może dlatego. Hym... Siedem miesięcy bez Wojtka? Oj Pawełek w miejscu siedzieć nie będzie. Z Robertem będzie jakaś akcja? Huh, spoko, ale ja i tak najbardziej lubiłam go z Wojciechem. No, to ja czekam na dalsze rozdziały. Pozdrawiam. Yuu

    OdpowiedzUsuń