Chyba mi się przysnęło, bo jak zostałem
szturchnięty przez Kamila w bok przez szybę samochodu zobaczyłem las, a po
drugiej stronie widniały małe domki pokryte strzechą, napis „Herzlich
wilkommen” i „Rezeption”. A weźcie sobie te wszystkie herzlich wilkommen’y
wsadźcie w dupy! Miałem oczywiście taki cudowny sen, a wszystko się skończyło
jak dotarliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z auta, w którym oczywiście Roberta nie
było. Poszliśmy do recepcji i jak się okazało, dopiero tam zaczęły się schody.
-Dzień dobry. My jesteśmy nowymi praktykantami,
mieliśmy się stawić i właśnie przyjechaliśmy. – bardzo grzecznie, jak na
siebie, wyjaśniłem krótko sytuację z przyjacielem czatującym u mojego boku.
-Tak, Robert już mnie uprzedził. Macie klucze od
domku cztery przez dwa. Zanieście swoje bagaże i witamy. – burknęła. Jaka
,kuźwa, miła współpraca będzie pomiędzy nami. Sandra, jak zauważyłem z
plakietki na jej piersi, wsadziła mi kluczyk w dłoń i dosłownie wypędziła na
zewnątrz. Wróciliśmy do samochodu, przy którym znowu znajdował się Robert.
Pomógł zanieść nam nasze bagaże.
-W takim razie do zobaczenia jutro na drugiej
zmianie. – czyli mamy z nim kuchnię, wspaniale. Zanim się zdążyliśmy do końca
rozpakować zastał nas wieczór. Kiedy tylko skończyliśmy, poszliśmy pod
prysznice się umyć. Na dobranoc obejrzeliśmy jeszcze film i w końcu zmorzył nas
sen.
Obudziliśmy się o pięknej godzinie, bo jakże
dwunasta po południu nie może być godziną idealną na wstawanie. W sumie to
tylko ja wstałem, bo jak się dowiedziałem, Kamil nie spał już od naprawdę
długiego czasu i tylko czekał na mnie, nie chcąc mnie zbudzić. Wyśmiałem go
trochę i wyjaśniłem, że mam twardy sen i nic mnie raczej nie zbudzi z porannych
czynności, ale jeżeli wolał czekać, to jego wola. Poszliśmy do łazienki szybko
się ogarnąć, wziąć, w moim przypadku, "poranny" prysznic, a potem
leżeć i się nudzić w pokoju przez bite dwie i pół godziny. Ja od niechcenia
czytałem książkę, którą ze sobą zabrałem, a przyjaciel słuchał muzyki i coś
bazgrał w zeszycie. Przekręcałem się z
boku na bok, aż w końcu nie wytrzymałem i wyszedłem na ławkę przed
domkiem, zapaliłem papierosa i patrzyłem się na przechodzących obok mnie
wczasowiczów. Nawet kiedy już wypaliłem fajkę nie podniosłem się z miejsca, a
peta wyrzuciłem do kosza na śmieci, stojącego tuż obok mnie. Nawet nie zauważyłem
jak Kamil wyszedł, usiadł obok mnie na ławce i spoglądał przed siebie. Dopiero
jego obecność spostrzegłem kiedy położył głowę na moich kolanach, czego się po
nim naprawdę nie spodziewałem. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wczepiłem dłonie w
jego włosy i zacząłem je przeczesywać.
-Chcesz już wrócić, co? Na pewno nie czujesz się
tu zbyt dobrze, widzę to. - zamyśliłem się i poczekałem trochę z odpowiedzią.
-Masz rację, ale po prostu muszę się
zaaklimatyzować. Lubię takie miejsca, nie wykluczone, że te równie mocno
polubię. Samotnia, cisza, ośrodek w lesie, z daleka od zgiełku społeczeństwa,
samochodów i czegokolwiek innego. Potrzebuję tylko czasu...
-Oswoić się z myślą, że nie na każde twoje
zawołanie przybędzie Wojtek. Przez ten miesiąc teraz na pewno nie.
Tak, to prawda. Dziwnie się z tym czuję. Rozgryzł
mnie, bo nikt nie zna mnie tak dobrze jak on.
-A wiesz, że on zaraz po moim przyjeździe
wyjeżdża na pół roku? Na całe bite, kurwa, sześć miesięcy? Przecież ja oszaleję
w końcu. - i tu pies pogrzebany. Widziałem i wiedziałem, że nie ma o niczym
pojęcia, a ja go w końcu uświadomiłem. - Sam dowiedziałem się dzień przed
naszym wyjazdem, więc nie patrz się tak na mnie.
-To kiepsko. - i tak nasza rozmowa się skończyła.
Po prostu siedzieliśmy w ciszy, ja nadal przeczesując jego włosy palcami, a on
dalej patrząc się na mnie nieco smutnym wzrokiem.
W końcu wybiła piętnasta trzydzieści i
przyodziani w góry od kitlów udaliśmy się na miejsce swojej pracy przez
miesiąc. Wiwat zmywak! Wznieść kielichy i toast za zmywak! Na cześć zmywaka! I
niekiedy obieranie jajek, krojenie pomidorów i podbieranie słodyczy z zaplecza!
-Cześć chłopaki. - na dzień dobry przywitał się z
nami Robert. Miał na sobie czarny kitel i czerwoną zapaskę. Uśmiechał się iście
zniewalająco. Do kuchni wszedł jeszcze jeden mężczyzna. Podszedł do nas również
z uśmiechem na twarzy i się przywitał. Richard, bo właśnie tak miał na imię,
nie nosił kitla, a czarną koszulkę zespołu Rammstein i siwą zapaskę, pod którą
skrywał spodnie w kratkę. Niezmiernie urzekły mnie jego włosy. Dawno nie
widziałem takich długich, niezniszczonych i bardzo zadbanych włosów. Nie
spodziewałem się, ale na pierwszy rzut oka Niemcy wydają się chamami, ale teraz
z własnego doświadczenia wiem, że są naprawdę sympatycznym narodem, który nie
żyje przeszłością, cieszą się chwilą i są wielce przyjacielscy. I co
poniektórzy przystojni. Pracę skończyliśmy pół godziny wcześniej, więc po
ostatnich czynnościach porządkowych i przebraniu się z ubrań roboczych
wybraliśmy się całą czwórką na piwo do baru, który znajdował się w ośrodku. Tam
poznaliśmy Christian'a i Paul'a. Jak się okazało razem z Robertem i Paul'em
znaleźliśmy swój własny wspólny język i przez cały wieczór mogliśmy rozmawiać o
grach. A, tak! Jestem no life'm, śmiejcie się. Gdyby nie moje zamiłowanie do
piercingu przez całe dnie siedziałbym na komputerze, którego pieszczotliwie
nazywam moją miłością i kochankiem, i grał w sieci ze znajomymi. Razem z
Richardem znaleźliśmy wspólne upodobanie co do muzyki i literatury, ale to
Kamil przez cały czas rozmawiał z nim i Christianem na temat gatunków
muzycznych, zespołów i ostatniego koncertu In Extremo na Woodstocku. Jak się
również okazało, Paul i Christian byli tutejszymi barmanami, więc miło było
mieć zaprzyjaźnionego znajomego w barze i dostawać nieco więcej niż tylko piwo,
z oferowanych alkoholi.
Większość wczasowiczów umknęła do pokojów, nawet
Kamil już wrócił i pewnie poszedł spać, a ja zostałem sam z Paul'em i Robert'em
popijając kolejne piwo. Zaczynało mi już porządnie szumieć w głowie, więc
postanowiłem dopić to ostatnie piwo do końca i również się pożegnać. Kiedy
upijałem kolejny łyk trunku usłyszałem za sobą jakiś szelest w krzakach i piski
jakiś dziewcząt, więc Paul postanowił nas na chwilę zostawić i sprawdzić co się
stało. Taki oto sposobem zostałem sam na sam z Robert'em w zacienionym
namiocie, w którym tylko paliło się kilka świeczek. Zrobiło mi się niesamowicie
niezręcznie, co pewnie było po mnie widać.
-Ej, spokojnie. Nie spinaj się tak. Przed
pierwszą randką na pewno nikogo nie jem. - zaśmiał się. Czy to była jakaś
insynuacja albo jawna prowokacja? Paul już dłuższą chwilę nie wracał, a także
byłem już dosyć pijany, więc skorzystałem z okazji. Odstawiłem piwo na stolik,
przybliżyłem się do mężczyzny, tak, że nasze uda się ze sobą stykały i musnąłem
jego wargi swoimi, nienatarczywie i powoli badając ich strukturę. Poczułem rękę
oplatającą mnie w pasie i większy nacisk na moje usta. Otworzyłem je i musnąłem
jego wargę językiem. Podniecenie szybko skumulowało się w podbrzuszu, ale je
zignorowałem. Za bardzo zajęty byłem tymi wargami. Jednak dobrze, że zwróciłem
uwagę na światełko latarki, którą zabrał ze sobą Paul, i która zbliżała się w
stronę namiotu. Odsunąłem się szybko od mężczyzny i odepchnąłem go lekko.
-Nie mogę. Przepraszam. - burknąłem cicho.
Dobrze, że było ciemno, bo dzięki temu nie wdział mojego buraka na twarzy,
który na niej zakwitł. Chwilę późnej
drugi mężczyzna był już z powrotem z namiocie, więc w idealnym momencie
zaprzestałem to, cokolwiek robiłem. Głupi jestem, wiem. Zamiast myśleć i
tęsknić za Wojtkiem, już oglądam i dobieram się do następnego. Bez sensu, a
może nawet i z sensem, ale ja nie wytrzymam nawet w jakimkolwiek celibacie
przez te sześć miesięcy jak go nie będzie, plus do tego dochodzi ten miesiąc, w
którym nie ma mnie. Tak więc jedyne siedem miesięcy bez mężczyzny, na co
oczywiście się nie zgadzam, ale czy cokolwiek zależy ode mnie?
Paweeeł! To... wiesz, co Riri? To ja już wolę go widzieć z Kamilem, naprawdę. xD Robert nie. No... no nie lubię go! Niech sobie stworzy trójkąt z barmanami. Niech będzie pośrodku! Patrz, jaka jestem dobra! Chcę mu dać podwójną przyjemność - niech się zadowoli. Ale od Pawła... łapki precz. xD
OdpowiedzUsuńHuh, przepraszam, jakoś mnie tak długo nie było. Czytam jedenasty i ten rozdział i... Albo za dużo się czegoś naczytałam, albo zdaje mi się, że trochę się tutaj zmieniło. Może od teraz będzie lepiej, bo w końcu już są na miejscu. Lubię gdy opisywana jest minuta po minucie, spokojnie i powoli, a te dwa rozdziały były przyśpieszone i.. Może dlatego. Hym... Siedem miesięcy bez Wojtka? Oj Pawełek w miejscu siedzieć nie będzie. Z Robertem będzie jakaś akcja? Huh, spoko, ale ja i tak najbardziej lubiłam go z Wojciechem. No, to ja czekam na dalsze rozdziały. Pozdrawiam. Yuu
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział ;3
OdpowiedzUsuń