Wróciłem do
kraju po zaledwie kilku miesiącach nieobecności. Miałem nadzieję uciec od
rzeczywistości, ale niestety, nie udało mi się. Przechodząc przez próg pozostawionego
mieszkania na cały ten czas od razu zacząłem kichać, no tak, kurz. Nikt
przecież nie przychodził, więc nie ma prawa błyszczeć czystością, jednak co
mnie zdziwiło, to nie było kurzu aż tak wiele, jak się spodziewałem. Tylko jeszcze
jedna osoba miała klucze do moich czterech ścian. Przeciągnąłem bagaże przez
cały salon i odstawiłem je w rogu - później się nimi zajmę. Wyciągnąłem z torby
wodę mineralną, odkręciłem kurek i napiłem się z gwinta, przy okazji siadając
na czerwonej kanapie i wygodnie się na niej układając. Nim zdałem sobie z tego
sprawę, momentalnie usnąłem zmęczony podróżą.
Piłka,
piłka, piłka, piłka... Pomarańczowa, okrągła, porowata, tocząca się po boisku.
Nie mogę jej podnieść, jest dla mnie za ciężka. Rozglądam się dookoła. Widzę
dwa kosze, a za siatką oddzielającą boisko od reszty parku zauważyłem ciemną
postać coraz bardziej zbliżającą się do ogrodzenia. Kilka kroków, jest bliżej,
aż w końcu mogę zobaczyć, kto to taki.
- Łukasz. -
wychrypiałem zdziwiony brzmieniem własnego głosu. - Dlaczego?
- Kochasz ją
jeszcze? - padło jedno pytanie, którego jak zawsze sie spodziewałem.
- Przecież
wiesz, że tak! - starałem sie podejść bliżej do niego, do piłki, ale wydawało
mi się, że przyrosłem do powierzchni. Pokręciłem głową. - Koszykówka to całe
moje życie!
- Nie
starasz się tak, jakbyś mógł.
- To nie
prawda... Dobrze o tym wiesz.
- To wciąż
za mało. - rozpłynął się, a świat zawirował. Przymknąłem oczy i po dłuższej
chwili je otworzyłem. Z powrotem byłem u siebie w salonie, powykręcany w różne
strony na kanapie. - A niech cię szlag! - podniosłem się do siadu. - To po co
mnie ściągałeś, skoro masz o mnie takie
zdanie.
Nazajutrz
poszedłem do pobliskiego parku z torbą w jednej ręce i z piłką w drugiej.
Szybko się rozgrzałem i zacząłem od kozłowania oraz kilku wsadów. Parę rzutów
wolnych i feedaway'i. Chciałem kolejny raz rzucić do kosza za trzy punkty, ale
poczułem się obserwowany. Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem Łukasza
opierającego się o furtkę.
- Wiedziałem,
że tu będziesz. Widziałem torby w mieszkaniu. - odepchnął się od bramki i
nonszalanckim krokiem zaczął podchodzić coraz bliżej. - Wiesz, kwiatki chciałem
podlać.
- Ja nie mam
żadnych roślin i dobrze o tym wiesz. - stanął na przeciwko mnie. Przez jego
wzrost czuję się niski, zwłaszcza kiedy musze patrzeć na niego z dołu.
- Nie
zauważyłeś tego małego kaktusika, którego ci przyniosłem i postawiłem w kuchni?
Oj nieładnie, nieładnie, a ja tak się starałem. - uśmiechnął się zadziornie i
podszedł jeszcze bliżej. Tak, że czułej jego ciepły oddech na swoim uchu.
- Nie
wchodziłem do kuchni. - mruknąłem i odsunąłem sie od niego. Chciał znowu zmniejszyć
dystans między nami, ale zablokowałem go piłką, którą umieściłem na jego klatce
piersiowej.
- To co,
jeden na jednego?
- Jeszcze
się pytasz?
O matko!
Jeszcze nigdy w życiu tak sie nie zmachałem! A nie, przepraszam, jest tak za
każdym razem kiedy gram, albo uprawiam seks z Łukaszem. Przynajmniej dzięki temu
nie musze poświęcać więcej czasu na jakiekolwiek inne ćwiczenia, dostatecznie
zostaję przez niego wycieńczony, wykończony, wymęczony i
ograny. Mimo, że była to niewielka różnica punktów, to muszę się przyznać ze
szczerym bólem do przegranej. Właśnie po raz kolejny od czasu przyjazdu
wylegiwałem się na sofie, kiedy mężczyzna brał prysznic. Byłem w dodatku
niemiłosiernie głodny, a oczywiście nie miałem nic w lodówce. Zaburczało mi w
brzuchu.
-Słyszę, że
ktoś tu jest głodny. I oczywiście nie masz nic w lodówce. - czy on mi czyta w
myślach? - Zbieraj dupsko z tej kanapy, idziemy coś zjeść.
- O nie!
Nigdzie z tobą nie idę! - od razu zerwałem się z tak wygodnej kanapy.
- A to niby
czemu nie?
- Bo znowu
ludzie się będą na nas dziwnie gapić. Wiesz, ile ty jedzenia pochłaniasz? Ty
masz gdzie to w ogóle mieścić?
- Wystarczy,
że to później pomożesz mi spalić. - mruknął do mojego ucha i liznął je, na co
jęknąłem cicho. Po raz kolejny mój brzuch zaczął domagać się pożywienia, na co
Łukasz się zaśmiał, a ja w końcu skapitulowałem. Niech będzie, poświecę się dla
dobra mojego żołądka.
Czy mam się
powtarzać, że ten człowiek potrafi zrobić ze mnie miazgę? Też tak myślę, że
jednak nie muszę. Ale za to teraz wygodnie sobie na nim leżałem. Oczywiście on nie
mógł być spokojny, bo jakże to tak? Jego ręce ugniatały co chwila mój tyłek, paznokcie
drapały plecy, język bawił się wraz z zębami moim uchem, a penis niemiłosiernie
wbijał się w moje udo.
- Kiedy
wracasz do drużyny? Trener już chce cię widzieć.
Odwróciłem
się do niego i popatrzyłem prosto w jego oczy. Westchnąłem i leniwie
pocałowałem jego wargi nigdzie się nie spiesząc. Raz po raz zahaczał palcem o
mój rowek i naciskał opuszkiem na zwieracz.
- Jutro. -
odmruknąłem cicho znowu przywierając do jego ust. Nie zdążyłem porządnie
nacieszyć się jego ustami, kiedy zostałem brutalnie przewrócony na plecy i przyciśnięty
do materaca łóżka.
- To co?
Druga rundka? - a czy ja mam coś do powiedzenia?
Hej,
OdpowiedzUsuńtrafiłam tutaj przed chwilą, jak na razie zdołałam przeczytać tylko „”, bardzo mi się spodobało, bardzo lubię czytać opowiadania gdzie pojawiają się wampiry, czy inne istoty magiczne. Wspaniale wszystko jest napisane, zachęcasz wspaniale czytelnika do dalszego czytania. Masz w mojej osobie nową czytelniczkę, a teraz idę czytać dalej....
Weny Tobie życzę....
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zainteresowały mnie postacie. Kim są, skąd się znają. Wiem, ze to tylko oneshot i trzeba sobie samemu dopowiedzieć tę historię, ale i tak fajnie było. Szkoda tylko, że nie było tego "spalania kalorii" :D
OdpowiedzUsuńNieee, ie ma nic do powiedzenia. xD Cóż za genialny one shot! I to z koszykówką! Nie lubiłam tej dyscypliny sportu, ale wyłącznie dlatego, że dziewczyny na wfie lubiły mnie drapać... Ale nigdy nie wyrwały mi piłki podczas spornych ;3 Uwielbiam podawać, biegać, ale w rzutach... nie daję rady. Jestem jak... no tak!!! Jestem jak Kuroko z "Kuroko no basket" ;3 Heheh, mało kto mnie zauważa na boisku, sądząc, że się nie przydam... Boże, jak mi tego brakuje...
OdpowiedzUsuńAle! xD Fantastycznie się czytało. Było z humorem... z jajem xD Lubię takie ciągnięcie się za słówka. ;3
Osobiście powierzam Ci Radzia na cały tydzień, bo w niedzielę będzie one shot, a więc Radzio musi gdzieś się ulokować. xD
Aaaaach! ;3 Kuroko jest po prostu... mogłabym oglądać, oglądać, oglądać. Nigdy się nie znudzi ;3 Szkoda, że na następne odcinki przyjdzie nam czekać aż do wiosny (oby je chociaż wtedy wyemitowano).
OdpowiedzUsuńRadzio też się cieszy. Ostatnio narzeka na Darka, bo mu nie daje spokoju. xD
Paweł oczywiście może wpaść do Częstochowy, a jakże. Seba i Kryspin by się ucieszyli. Mają jakieś ciche dni... K. nie wie, o co chodzi Sebie, a Seba najchętniej przywaliłby niemal obwąchującemu go Kryspinowi, który ogląda go jak eksponat na wystawie. xD
OdpowiedzUsuńNo daj spokój. Kuroko ma wyjść na wiosnę, bo ich na strzępy rozerwę!
Radziu u Ciebie nocuje (tylko mi go oddaj w weekend, bo mi się musi stawić w opowiadaniu xD)
OdpowiedzUsuńZapraszam na o-s xD
Mmmm, dopieściłam? xD Mam to rozumieć dwuznacznie? xDDDDDD Hie, hie. Trochę się bałam opisywać (w końcu Ty grałaś i chyba grasz na wiolonczeli). Było wyzwanie, hehe. xD Ciekawe, czy się Grelce spodoba. :P
OdpowiedzUsuńStrasznie króciutkie, można to było jeszcze na spokojnie pociągnąć. Ale takie opowiadanie też ma swój urok, chociaż czuję, że czegoś brakowało. Jakiejś wstępnej emocji (pozwól, że tak to nazwę), później mocnej sceny gdzieś tak w środku i powolnego opadania do samego zakończenia. Ale czytało się bardzo przyjemnie ;)Bohaterowie też ładnie skonstruowani, chociaż nie dało się ich za bardzo poznać. Ja wiem, że to OneShot ale mimo wszystko. Dużo weny ^^
OdpowiedzUsuńWaltornia? To... taka trąbka w kształcie ślimaka? (co za opis O_O Aż wstyd). A wydawało mi się, że na wiolonczeli grasz... albo ktoś z Twojej rodziny xD
OdpowiedzUsuńTo coś mi się pokopało... xD Zakręcona studentka... w sumie to nie nowość. W ogóle! Ostatnio drukarki ludzi z mojej grupy zrobiły masowy strajk! Uwierzysz, że Ci, którzy ocaleli z przymusowej konieczności wydawania co najmniej 10 złotych na tydzień (na ksero) z życzliwością pożyczają reszcie pieniądze na bilet do domu? Masakra xD Biedny student to prawda! xD
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na 25 rozdział Translate it to me... xD
OdpowiedzUsuńRadzia będzie dużo. xD Ja normalnie nie ogarniam. xD Są obozy - Radzio vs Darek. xD Adaś i Mikołaj póki co lekko zeszli na drugi plan xD Co tu się wyprawia?! xDDDD
OdpowiedzUsuńRadzio i Dareczek będą po połowie z Adasiem i Mikołajem. Ale za nic w świecie nie wiem, jak mam zakończyć opowiadanie...
OdpowiedzUsuń