czwartek, 6 grudnia 2012

13. Paweł. Historia prawdziwa.



Siedziałem w kuchni z kubkiem gorącej i mocnej kawy. Kamil jeszcze spał w najlepsze, a mnie zmogło pragnienie i oczywisty kac morderca. Prawie leżałem na stole nie zwracając uwagi na nic dookoła. Przede mną pojawiła się szklanka z, najpewniej, wodą i  tabletki.

-Aspiryna. - spojrzałem w górę. Robert. Połknąłem i popiłem tabletki, a mężczyzna krzątał się po kuchni, samemu sobie robiąc kawę i czekając pewnie na resztę współpracowników. - Czemu tak wcześnie rano wstałeś?

-Nie mogłem spać. - odpowiedziałem po prostu. Zaburczało mi w brzuchu, ale zamiast odczuwać głód, chciało mi się wymiotować. Wiedziałem, że dobrze by było coś zjeść, najlepiej ciepłego, ale nie mam wręcz siły żeby sobie cokolwiek do jedzenia zrobić, a nawet nie wiem jeszcze gdzie co jest.

-To co? Śniadanko? Bo widzę, że sam nie kwapisz się do jego zrobienia, to powiedzmy, że pomogę ci w ramach rekompensaty za wczoraj. - kiwnąłem głową przyzwalająco. Zaraz, zaraz. Jakiej rekompensaty? Przecież tak naprawdę on nic nie zrobił, tylko ja mu się później narzuciłem. Mógł mnie na spokojnie odepchnąć, ale też tego nie zrobił, więc może nie o to mu chodziło. Moje rozważania przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. "Wojtek". Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem komórkę do ucha.

-Słucham? - wychrypiałem.

=Przepraszam, obudziłem cię? - jakie pytanie. Nie śpię od jakieś godziny, mam kaca!

-Nie, i tak już nie śpię , siedzę i piję kawę tak mocną, że chyba mi zaraz głowę wysadzi i żołądek też się zbuntuje przeciwko mnie razem z innymi wnętrznościami i je po prostu wyrzygam. - ciekaw jestem czy wpadnie na to, czy będziemy krążyć tak wokół tematu.

=Musiałeś tyle wypić? Mam nadzieję, że chociaż wziąłeś jakieś proszki i zaraz coś zjesz. - mruknął.

-Tak, wziąłem i robi się. I nic nie poradzę, że odbyła się integracja polsko-niemiecka, a dodatkowo tylko w ten sposób nie myślę o tobie i twoim pieprzonym wyjedzie.

=To co mam zrobić? Mam nie jechać?

-Tak! Najlepiej.

=To było pytanie retoryczne. I to nie jest temat na rozmowę telefoniczną. Mam pewne zobowiązania, wiesz o tym, a muszę się koniecznie z nich wywiązać. - pouczył mnie.

-Pewnie, bo lepiej tak uciąć temat, a gdy była sposobność, w ogóle nie napomknąć ani jednym słowem i traktować mnie jak totalnego gówniarza, który nic nie wie. No dzięki. Ale skoro tak mnie postrzegasz, to po co sobie mną głowę zawracasz? Łatwa dupa? I tak wiem, że ci na mnie nie zależy! Jakby  ci zależało, to bym wiedział cokolwiek!

=... - piiiib, piiib, piiib. Rozłączył się. Bardzo miła poranna rozmowa odbyta z kochankiem, który jest w kraju obok, zaraz za granicą. Pod nos dostałem jajecznicę z szynką i szczypiorkiem i świeżą bułkę z masłem. Gdy tylko powąchałem i nie tylko od zapachów, ale też i z nerwów, miałem podwójną ochotę zwymiotować. Robert siedział w ciszy nie komentując nic, a nic. Nawet nie próbował w żaden sposób mnie zagadać, więc zająłem się jedzeniem, za które oczywiście podziękowałem. Podzióbałem trochę w talerzu, minimalnie zaspokoiłem głód, w większości nadal pijąc tą mocną siekierę, teraz wręcz prawie zimną. Robert zniknął w toalecie, a chwilę później do kuchni dosłownie wpadł Kamil. Zaproponowałem mu zrobienie herbaty, na co oczywiście się zgodził. Zagotowałem wodę, wsypałem do kubka cukier i wsadziłem torebkę z herbatą różaną. Zalałem całość wrzątkiem i postawiłem przed siedzącym przy stole, razem z talerzem kanapek, przyjacielem. Ugryzł jeden kęs, drugi, zamieszał łyżeczką herbatę i upił jeden mały łyczek... który chwilę później wylądował na podłodze, kiedy chłopak wypluwał napój.

-Ej, co jest? - zapytałem. Z jawnej troski. Yhym.

-Kurwa, Paweł. Ty nie odróżniasz soli od cukru? Posoliłeś mi, psia mać, herbatę. Ohyda! - spojrzałem się na niego jak na ufoludka i sam maczając palec w cieczy, spróbowałem jej. Rzeczywiście, była bardziej słona niż to ustawa przewiduje, a to tylko dlatego, że Kamil nie pije herbaty z cukrem, tylko cukier z herbatą, ewentualnie w tym przypadku właśnie jest to sól.

-Eee. Tak, przepraszam. - zaśmiałem się. - Było w cukiernicy. Przynajmniej zawsze w Polsce w cukiernicach jest cukier, a nie sól.

-Stało się coś? Czemu masz taką minę? - obróciliśmy się w stronę źródła, z którego pochodził głos. Roberta musiała wywabić nasza rozmowa, którą przeprowadzaliśmy na temat owej herbaty, po polsku, a nie niemiecku.

-Posoliłem Kamilowi herbatę. I jeszcze raz przepraszam. - po raz kolejny przeprosiłem przyjaciela. Było mi naprawdę głupio, tak bardzo, jak jeszcze nigdy wcześniej. Znaczy, bo jeszcze nigdy nikomu nie posoliłem herbaty. - Ok, ja idę zapalić. I tym razem herbatę zrób sobie sam przyjacielu.

Wyszedłem przed budynek recepcji, przez którą musiałem przejść, by dostać się do kuchni. Po drodze minąłem Richard'a, z którym się przywitałem, ale już nie zdążyłem z nim spalić. Właśnie skończył, a to ci pech. Usiadłem na ławce odwracając twarz do ostatnich promieni słonecznych i ciaśniej owinąłem szyję chustą. Odpaliłem papierosa i siedziałem, patrząc przed siebie. Podziwiając las, oczko wodne i pseudo podróby wróbli, które pałętały się pod nogami dosłownie wszędzie. Uprzedzę tylko, że każdy dzień trwał tak samo. Pobudka, marudzenie, wyjście na śniadanie, nudzenie się, praca, kolacja, wypad z chłopakami do baru i spanie. Mam tylko nadzieję, że ten miesiąc szybko zleci.

Pora kolacji już się kończyła, ostatni goście wychodzili ze stołówki i zaczynaliśmy powoli sprzątać.

-Przerwa, idziemy jeść. - na zmywak wpadli Robert z Richard'em i dosłownie siłą nas z niego wyciągnęli. Przyznam się szczerze, że dzisiejsza kolacja wyglądała iście gustownie. Wybrałem całą kukurydzę do salaterki i nałożyłem sobie na talerz kilka ziemniaków i kotleta. Weszliśmy z Kamilem na zaplecze i usiedliśmy przy stole, gdzie czekała już na nas cola i ketchup. Nie dawałem sobie rady z kotletem. Trochę się zdziwiłem, ale jednak był "trochę" twardy. Kiedy Robert uporał się ze swoim własnym, ukradłem mu nóż i sam zacząłem w końcu jeść. Bardzo zdrowa kolacja. Kotlet smażony we frytkownicy, ketchup i kukurydza z puszki. Popiłem wszystko colą i mogliśmy iść w końcu uprzątnąć zmywak. Kamil już wyszedł zabierając nasze naczynia, ale ja zostałem zatrzymany na chwilę przez Roberta.

-Poczekaj na mnie chwilę jak skończysz. - skinąłem głową i w końcu wyszedłem za przyjacielem, by pomóc mu posprzątać nasze miejsce pracy. Przeszedłem przez futrynę i usłyszałem tylko donośny trzask. Spojrzałem na Kamila z powagą, ale widząc jego postawę i miskę roztrzaskaną w drobny mak i rozlany po każdym kącie kisiel, wybuchnąłem wielkim śmiechem, którego nie mogłem nijak pohamować. Przecisnąłem się pomiędzy regałami i pomogłem uporać się z bałaganem, jakiego narobił. Nim skończyliśmy zbierać szkło z podłogi znowu usłyszeliśmy trzask, tym razem cichszy i dochodzący z sali konsumenckiej. Wyjrzeliśmy przez drzwi i znowu zacząłem się opętańczo śmiać, ale teraz Kamil do mnie dołączył. Jakieś fatum czy jak? Tym razem Robert rozbił małą salaterkę. Wróciłem na zmywak zostawiając zwijającego się ze śmiechu Kamila i przeszedłem przez kuchnię, by podać mężczyźnie miotłę. Nim w ogóle doszedłem do pomieszczenia, zauważyłem jak Richard celuje w Roberta wiaderkiem pełnym wody z płynem i szmat, aż w końcu kopie je w jego stronę. No naprawdę, jakaś karma? Przecież nikt nic złego nie zrobił, chyba. Mężczyzna cały mokry, bo jakże by inaczej, odebrał ode mnie miotłę i krótko podziękował. Pokręciłem głową z politowaniem nad tym całym dniem i wróciłem do polerowania szklanek. Kamil wstawiał kolejne blachy do maszyny myjąco-wyparzającej. Wyciągając gotowe i czyste naczynia schyliłem się bardziej w stronę maszyny i wyciągnąłem łyżeczkę.

-O, sztuciec! - spojrzeliśmy z Kamilem znowu po sobie i cicho podśmiewaliśmy się pod nosami. Nie ma nic bardziej odprężającego, niż debilne teksty w wydaniu Pawła i Kamila, kuźwa, spółka zło i mrok.



-Przyjdę za jakiś czas. - powiedziałem, kiedy skończyliśmy pracę i pożegnaliśmy się ze wszystkimi. - Nie czekaj na mnie z kolacją, kochanie!

-Phi, oczywiście, że nie będę! Za dzisiejszą herbatę? W życiu.

Odpaliłem papierosa i znowu opadłem na tą samą ławkę, co zawsze, kiedy jestem w pracy lub ją kończę. W kieszeni zabrzęczał mi telefon. Wysunąłem go z kieszeni i odebrałem telefon, wcześniej sprawdzając wyświetlacz.

=Cześć słońce, jak leci?

-A nawet całkiem, całkiem. Muszę przyznać, że jest tu nawet spoko, ale i tak za wami tęsknię. - odparłem, a po drugiej stronie nastała krótka cisza. Oczywiście Monika nie byłaby sobą, gdyby jej nie przerwała.

=Dzwonił do ciebie? - zapytała się. Czemu ona zadaje mi same pytania ciągle?

-Tak, rano, ale jakoś nie mogliśmy się dogadać. - westchnąłem, a dziewczyna pozwoliła mi mówić dalej. - Przecież on wie, że nie tylko jemu jest trudno w takiej sytuacji, prawda? - pytanie retoryczne, czysto retoryczne. - Ale dlaczego traktuje mnie jak dziecko, którym dawno nie jestem?

=Może dlatego, że mu zależy na tobie? - czy ja usłyszałem zdenerwowanie w jej głosie?

-Gdyby mu zależało, to by mi wszystko mówił i nigdzie nie wyjeżdżał. Przynajmniej nie bez wyjaśnień.

=Kuźwa, i on ma cię nie traktować jak dzieciaka, skoro właśnie tak się zachowujesz?!

-Nie krzycz na mnie, wcale nie polepszasz sprawy. - mruknąłem. A co, jeszcze się będzie na mnie darła jakaś dzierlatka, no!

=Będę, bo może w końcu przemówię ci do rozumu. On ma angaż, duże zlecenie, wyjeżdża nie dla przyjemności, ale do pracy. On też musi za coś żyć w końcu. A ty jesteś w ogóle nieczuły, egoistyczny, narcystyczny i...

-Przepraszam, masz rację. Zachowuję się jak szczeniak. Zależy mi na nim, a wcale go nie wspieram, kiedy on mi okazuje wszystko na każdym kroku i cieszy się, kiedy coś mi wyjdzie. Czy mógłbym wymarzyć sobie kogoś lepszego kiedykolwiek? Chodzący ideał, ale przecież ideały nie istnieją, więc jak to jest?

=Nie powiedziałam ci wszystkiego i mam nadzieję, że nie będziecie darli na siebie więcej kotów i normalnie porozmawiacie. Niech przyjedzie do ciebie chociaż na dwa dni, co? Musicie porozmawiać.

-I tak mi nie powiesz, hmm? - odpowiedziało mi znowu milczenie. - Dobra, pogadam z szefem i Wojtkiem. Trzymaj się tam, dzwoń co jakiś czas, nie daj sobie na głowę wejść i uważaj na klientów. Na razie.

=Pa. Będę dzwonić i też tęsknię, razem z nim ,tylko nie wiem, które bardziej. - zaśmiała się krótko. - Cześć.

-Paweł. - usłyszałem za sobą cicho swoje imię. Schowałem z powrotem telefon do kieszeni i odwróciłem się w stronę rozmówcy, na którego czekałem. - Jeżeli chodzi o wczoraj...

-Byłem pijany, ty z resztą też, dopiero się poznaliśmy. To była chwila, moment, poniosło nas odrobinę. Mam nadzieję, że to nie osłabi naszych kontaktów i nie chcę, żeby takie coś powtórzyło sie kiedykolwiek, ok?

-A jednak to prawda, jesteś z Wojtkiem. - bardziej stwierdził niż zapytał.

-Z grzeczności się nie zapytam co cię to w ogóle obchodzi, skąd to wiesz i poza tym, masz jakieś nieprawdziwe informacje.

-Sam mi takie informacje dajesz, widzę po twoim zachowaniu i rozmowach z nim i przyjaciółmi.

-Podsłuchiwałeś. - oskarżyłem go i parsknąłem cicho. No tak, w końcu i tak czekałem na niego, nie zachowałem żadnej ostrożności.

-Zaproś go tu na kilka dni. Rozmawiałem z szefem i się zgodził. - hę? Nie tego oczekiwałem i trochę mnie zdziwiło, że tak swobodnie mówi o nim, kiedy nie pałał na początku do niego sympatią.

-Dobra. - Zgodziłem się. - Dzięki.

8 komentarzy:

  1. Dobrze, dobrze więc od początku .
    Jestem na twoim blogu, co prawda nie pierwszy raz a jakoś tak z 3, ale dopiero teraz się odzywam. Przyznaję, że nie przeczytałam jeszcze wszystkiego, ale jak najbardziej zbliżam się do tego, by być na bieżąco. Twoje opowiadania są bardzo, a to nawet Bardzo ciekawe i wciągające.
    Jeśli mam być szczera, to jak do tej pory to opowiadanie najbardziej przypadło mi do gustu. ^^
    Czekam na twoje kolejne notki i zapraszam do mnie na http://yaoi-by-lanna.blogspot.com/ . ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakiś czas temu wpadłam na Twojego bloga ale dopiero teraz komentuję. Przeczytałam wszystkie dłuższe opowiadania (za one-shoty się nie wzięłam) i najbardziej podoba mi się Paweł. Historia prawdziwa i Poco Piú Love.

    Co do rozdziału, nie należy do moich ulubionych. I nie chodzi o to, że coś źle zrobiłaś. Plan na rozwinięcie akcji mi się podoba.. No ale! Paweł jest takim kretynem! On sądzi, że Wojtkowi na nim nie zależy? Facet mu pomagał, wspierał, w każdy możliwy sposób okazuje, że się o nigo troszcy, martwi, że mu zależy. A on??!! Jest takim egoistą, myśli tylko o sobie! Wojtek też ma swoje życie i zanim poznał Pawła, miał swoje plany, a żeby się utrzymać musi pracować!
    W skrócie: Paweł musi przeprosić Wojtka (wręcz błagać go na kolanach o wybaczenie), musi zacząć doceniać to co ma i razem z Wojtkiem powinni przemyśleć co robią w związku z wyjazdem tego drugiego. Gdy to się już stanie będę przeszczęśliwa ^^

    Ogólnie opowiadanie ciekawe i wciągające.
    Pozdrawiam i czekam na następną notkę x3

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie zazdrość, będzie? ** xD Głupek, ja, głupek. xD Hmm, co się Robert nagle zrobił taki prospołeczny? Tu śniadanko, tam załatwianie spraw za Pawła... Istny anioł. Ale mu Paweł ładnie przygadał z tym, że nie chce, aby się tamto zdarzenie powtórzyło ;3 Mistrzostwo ;3
    Wojtek jest dojrzały i dobrze zrobił, rozłączając się. A Paweł... widać, jak mu ciąży brak ukochanego. Staje się marudny i chyba czegoś jeszcze mu brak... xD
    Aaa, u mnie nowa notka xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Głodnemu chleb na myśli. xD

    Uł, no to jak tak przedstawiasz sytuację, to ja się zaczynam domyślać akcji... Hmm, ale ja się Roberta boję. To znaczy... On mi się wydaje taki... podstępny trochę. I jakby... cwaniakowaty (jest takie słowo?), a Wojtek jest taki ustatkowany i mądrze myśli. Kalkuluje, a Robert działa emocjonalnie. Kto wie, co by zrobił, gdyby Paweł mu nie powiedział, że nie chce, by się powtórzył ich pocałunek.

    Właśnie zdałam sobie sprawę, że motyw hosta już miałam w innym opowiadaniu... Może nie dokładnie hosta, ale... Maiyu z "Jak pies z kotem" był przecież w domu publicznym i Dakori go uratował... xD Jakieś podświadome skojarzenia mam, czy coś... Taa, Japończyków jest od groma, a Dareczkowi trafił się taki ekstra xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    rozdział bardzo dobry, mam nadzieję, że dojdzie do porozumienia między Pawłem, a Wojtkiem i nic nie będzie w stanie ich rozdzielić. Paweł jest po prostu kretynem jak może twierdzić, że Wojtkowi na nim nie zależy, był przy nim, wspierał go, ma też swoje życie, no i plany jeszcze zanim poznał Pawła. Jakie szczęście, że Wojtek będzie mógł przyjechać na kilka dni do Pawła. Robert wydaje mi się taki jakiś cwany, jakby coś kombinował. Haha posolenie herbaty super.... Czekam na kolejne rozdziały....
    Weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej ;)
    Nominowałem Cię do Liebster Blog Award
    Więcej informacji na blogu ;p

    PS: obiecuję ponadrabiać rozdziały + stęskniłem się za Tobą <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Radzio to ogier ogierzasty. xD Przyjdzie mu dobrać się do Darka, hłe, hłe. XDD

    OdpowiedzUsuń