Niby zadzwoniłem kilka dni temu do Wojtka i mu o
wszystkim powiedziałem, ale coś czuję, że wcale nie był z tego powodu
zadowolony. Monika oczywiście też musiała się jakimś dziwnym zbiegiem
okoliczności dowiedzieć, ciekawe swoją drogą od kogo - Wojtek czy Kamil? - i
szczebiotała, że jak to wspaniale, w końcu spędzimy znowu razem trochę czasu i
takie tam babskie brednie. Chociaż osobiście zmieniłem zdanie i nie jestem
pewny, czy rzeczywiście był to taki wspaniały pomysł. W Niemczech siedziałem
już ponad dwa tygodnie, i jak wcześniej wspomniałem codziennie działo się to
samo, pomijając moje kompletne zaczytanie się w książkach, które ze sobą
zabrałem i które podkradałem Kamilowi. W końcu co miałem innego lepszego do
roboty? Na dworze było za zimno, ciągle padał deszcz, a jak na złość
wczasowiczów wciąż przybywało. Jakieś wycieczki szkolne z małymi bachorami. Ano
tak, nie cierpię tych bestii. Właśnie przekręcałem się na drugi bok poprawiając
sobie poduszkę pod głową, ale jakieś dziwne przeczucie mnie tknęło i przetarłem
zaspane oczy podnosząc się do siadu. Ziewnąłem w końcu i spojrzałem na godzinę
widniejącą na wyświetlaczu telefonu. Ledwie dochodziła siódma rano, czyli
przespałem jakieś niecałe sześć godzin. Skoro się obudziłem to i tak najpewniej
już nie zasnę. Wstałem, podrapałem się po tyłku i założyłem na stopy trampki.
Wyciągnąłem tylko ręcznik, złapałem za kosmetyczkę i tak jak stałem, wyszedłem
na, kurwa, rześkie to mało powiedziane. Na okropnie zimne powietrze. Z
oczywistych powodów, czytaj z mojego własnego wrodzonego lenistwa nie wróciłem
się do pokoju tylko poczłapałem do osobnego budynku się odświeżyć. Na całe szczęście nikogo po drodze nie
spotkałem, bo nie chciałbym pokazywać moich pięknych i wystających kości oraz
mało zgrabnych nóg. Tak jak szybko tylko potrafiłem w miarę się ogarnąłem.
Czysty i pachnący wróciłem do pokoju, w samą porę, po sekundę później
rozdzwonił się mój telefon. Jęknąłem cierpiętniczo, Kamil warczał spod poduszki
i kołdry, którymi się nakrył, a ja chwyciłem tylko za bluzę, fajki i wyszedłem
z telefonem na zewnątrz, wcześniej wciągając prędko na tyłek jeszcze spodnie.
-Cześć. - odebrałem połączenie od Wojtka. -
Poczekaj chwilę, tylko się ubiorę i odpalę fajkę.
Założyłem bluzę przez głowę nawet nie ściągając z
głowy kaptura, poczochrałem się trochę po łepetynie i zaciągnąłem się gryzącym
dymem z papierosa. - Jestem.
=Cześć. - mruknął cicho.
-No to co się stało, że tak wcześnie rano się do
mnie dobijasz? - zapytałem zbliżając się powoli w stronę wyjścia z ośrodka
nie zwracając na nic uwagi, tylko paląc papierosa i patrząc pod nogi. Przez
dłuższy czas trwała niczym nieprzerywana cisza, aż w końcu Wojtek odchrząknął i
powiedział coś, czego bym sie nigdy nie spodziewał:
=Spójrz przed siebie.
Podniosłem główkę do góry, popatrzyłem przed
siebie, otworzyłem szeroko oczy i w niemym szoku stanąłem jak wryty z otwartą
buzią. Mężczyzna stojący przede mną uniósł rękę do góry w zapraszającym geście,
a ja pędem rzuciłem się w jego stronę. Zapomniałem o papierosie, zapomniałem o
kapturze lecącym z głowy, tak samo jak i o telefonie, który automatycznie
schowałem w kieszeni spodni. Wskoczyłem na niego, co zostało zaznaczone
znaczącym jękiem z jego strony, oplotłem go nogami w pasie i ścisnąłem mocno
chcąc już nigdy nie wypuszczać go ze swoich objęć. Pewnie musiało to niezwykle
groteskowo wyglądać, ale prawdzie powiedziawszy miałem na to wyjebane.
-O matko, matko, matko. - mruczałem w zgięcie
jego szyi. - Wojtek, matko, co ty tu robisz? Matko.
-No już, już. Spokojnie.
Chyba chciał się ode mnie na chwilę uwolnić, by
odsapnąć, ale ze mną nie ma tak łatwo!
-Nie puszczę cię! - w końcu stanąłem na własnych
nogach, ale za to złapałem dłoń starszego mężczyzny w żelaznym uścisku.
Rozglądnąłem się czy przypadkiem nikt nie nadciąga, ale nie widząc nikogo na
horyzoncie stanąłem na przeciwko Wojtka, złapałem go za poły jego skórzanej
kurtki, w której nota bene wyglądał jak zawsze obłędnie i seksownie, ściągnąłem
do siebie trochę na dół i mocno pocałowałem. Nie oponował, tylko z chęcią
odpowiedział na gest. Niestety musieliśmy się odsunąć od siebie, by nie zdeprawować
pewnych wścibskich oczu, które jednak gdzieś mogły się czaić.
-Pewnie nic nie jadłeś, dlatego chodź na kuchnię.
Weźmiemy jedzenie i usiądziemy na zapleczu, przynajmniej będziemy mogli
normalnie porozmawiać.
Tym oto sposobem bez słowa sprzeciwu zaciągnąłem
mojego mężczyznę do stołówki. Tak, mojego mężczyznę! MOJEGO! I nic wam do tego.
Ale i tak pewnie się domyślacie, przynajmniej takie pokładam w was nadzieje.
Już siedząc na zapleczu i popijając kawę patrzyłem
się w jedzącego śniadanie bruneta, który też zerkał na mnie co jakiś czas.
Oczywiście ja nie ruszyłem żadnego tematu, chcąc by ten zjadł w spokoju, ale również nie ruszyłem swoich płatków szczęśliwie uratowanych przed małym,
wrzeszczącym bachorem. Hehe, Pawełek taki niedobry i kradnie dzieciom jedzenie
mimo swoich wpływów. W końcu... Ale to zabrzmiało egoistycznie, ale bądź co
bądź Wojtek odłożył już sztućce, popił jeszcze trochę czarnej herbaty i wlepił
we mnie swoje patrzałki.
-Do kiedy tu zostajesz?
-Do wtedy kiedy ty. Nie zostawię cię tu na pastwę
tego Roberta. - prychnął. Wiedziałem, zazdrośnik. Uśmiechnąłem się. - Wybacz,
że tak późno. Miałem kilka spraw i musiałem przełożyć wyjazd.
-Jak to przełożyć? To kiedy ty jedziesz?
-Po konwencie, pojadę z tobą i Moniką do Gdańska.
Nie odpuszczę ci. - przytaknąłem. Mogłem się tego w końcu spodziewać, że nigdy
mu raczej nie przejdzie. - Paweł?
-Hmmm?
-No co to ma znaczyć? Nawet mnie palancie nie
obudziłeś? - hę? - Siemka Wojtek, udało ci się dojechać?
-Co? A, tak. Bez problemu. Jak mi opisałeś te
wszystkie dziwne drogi to już było ok.
-Że słucham? Spiskowałeś przeciwko mnie?
Obydwoje? Nie wierzę. Idę zapalić.
A to żmije, małpy, kanalie. Monika też pewnie w
tym swoje paluchy maczała. Wredna flądra. Ale w sumie gdyby nie oni Wojtek by
nie przyjechał, a ja bym się nie cieszył jak głupi. Chyba już mi złość na nich przeszła. Odpaliłem papierosa, usiadłem
na kamieniu odwrócony tyłem do wejścia na kuchnię i zaciągnąłem się mocno.
Wypaliłem szluga i wyrzuciłem niedopałek do kosza. Stałem jeszcze chwilę
odwrócony tyłem. Miałem już wracać, dopić swoją zimną już pewnie kawę i
rozmokłe płatki, ale silne i znajome mi ramiona oplotły automatycznie wtulając
w tors Wojtka. Nachylił się nade mną.
-Kocham cię. - do ucha szepnął.
Do ucha szepnął... ;3 Taka pora, a Ty mnie częstujesz dreszczami. ;3 I to nie strachu, hy hyyy. xD
OdpowiedzUsuńGdzieś uciekł fragment, że się Kamil zjawił. xP
Łaaałson ;3 Wojciechu, mistrzu, jesteś! Normalnie... aż mu wszystko wybaczam. Miłość Ci wszystko wybaaaczyyy... xD Znak chiński - Koza. No i wszystko jasne. Akemi ma głupotę podskakującą. xD
O czym ja piszę... O_O
Tego... A! No to Robcio nie będzie zadowolony, oj nie... Hehe, ale zawsze jest Latinos Kamilos w pakiecie. :P
Hahaha w sumie to, co w czwartej klasie, to jest to samo, co w trzeciej liceum, więc źle by nie było... xP
Mmm *głaszcze za lwim uszkiem* ;3 Słodki kiciuś ;3
A! U mnie rozdziłson (co mi odbija z tymi końcówkami... xD)
Prysznic, he he. xD Wymówka, raczej. xD
OdpowiedzUsuńHeheh, wiesz, Radzio chętnie by się przytulił - dobrego tulenia nigdy dosyć, zwłaszcza, że mógłby tym sobie załatwić łańcuszek doczepiony do jego szyi, a trzymany przez Darka ;3 Ach, te perwersyjności. xD
Było niespodziewane, bo ja nie wiedziałam, kto się tam do nich przyczaił tak nagle. xD Aż się przez moment bałam, że to jednak Robert, ale Wojtek chyba by go wcześniej wyczuł... I zaczął warczeć ;3
Wojtek wkurza? xD Noo, czasami przesadza, ale potem rehabilituje się podwójnie ;3
Ja Ci dam żarcik sytuacyjny! *ciągnie za lwi ogon* xDDD
A tak, Kamil hetero. Każdego da się naprowadzić na mroczną stronę mocy. xD Trudno go zbałamucić? Eee, Roberto to strateg i przyczajona pantera. łatwo nie odpuszcza, chyba, że w pobliżu kręci się samiec alfa (Patrz: Wojtek) XDDD Moje wizje, ech. xD
Łaał... Hm, to takie coś wygląda mi na maturę. Masz próbną teraz pewnie... Wiesz, z próbnej miałam 44%, a ze zwykłej 78% XD
*drapie za uszkami, drapie za uszkami* ;3
Szalonooka, u mnie nowy rozdział. xDDD
OdpowiedzUsuńCzemu Szalonooka? Bo wiedziałam, że zapytasz xDDDDD A tak jakoś... w sumie nie weim, ale fajnie brzmi xD
OdpowiedzUsuńJaaaaa *____* Po raz pierwszy czytam te słowa, że chociaż ja nie uśmiercam postaci! *__* Ale to fajne ;3 Hehee, jeszcze do czasu Jak pies z kotem, Vergithia i inni pisali, że się znęcam nad postaciami, bo ich zabijam xD
Ale tu spokój tez będzie chwilowi (bez szpitala się nie obejdzie), ale to tylko tragicznie wygląda... a będzie lżej. xD
Witaj,
OdpowiedzUsuńbardzo dobry rozdział, Wojtek w końcu przyjechał do Pawła, i zamierza zostać tak długo jak on... Bardzo cudowne było ich przywitanie, widać, że Paweł bardzo tęsknił...
Weny mnóstwa weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
W końcu rozdział, na dodatek kończący się w takim momencie!jak możesz,no? Ale rozdział boski naprawdę :*** weny :)
OdpowiedzUsuń