niedziela, 16 czerwca 2013

7. Znaczenie początku

Leżałem w łóżku i jadłem ciastka czekoladowe popijając je zimnym mlekiem. Wyjątkowo nie miałem zajęć na akademii, a Shane nie robił żadnej próby zespołowi, więc pozwoliliśmy sobie na chwilę odpoczynku i leniuchowanie do południa w łóżku. Właśnie chciałem włożyć ostatnie ciastko do buzi, co oczywiście mi się nie udało. Shane zwalił się na mnie całym cielskiem wytrącając mi je z ręki i samemu je zjadając. Oburzyłem się i próbowałem go z siebie zrzucić, co było nie lada wyzwaniem. Shane widząc co chcę zrobić zaparł się mocno zrzucając na mnie cały swój ciężar. Straciłem całe powietrze, które miałem w płucach. Ratunku! Nie dane było mi cokolwiek powiedzieć, bo pocałunek skutecznie mi to uniemożliwił. A za jego usta mogę milczeć i całe wieki.

***

-Panie Brooks, proszę się skupić i zagrać to jeszcze raz od tematu minore, a ja porozmawiam sobie z dawnym studentem.
-Tak profesorze.
-Shane, nie chciałbyś wrócić na studia? Miałeś tylko rok przerwy, po tym co mi zagrałeś nie słyszę żadnych różnic, które mogłyby zaważyć na twojej karierze, a już teraz w filharmonii brakuje nam muzyków, bez problemu mógłbyś też i tam grać gdybym porozmawiał z główną dyrektorką i nie musiałbyś się niczym więcej martwić. - szepnął starszy mężczyzna słuchając gry swojego ucznia.
-Nie, dziękuję. Naprawdę dopiero teraz czuję, że się spełniam. Można by powiedzieć, że poszedłem w pańskie ślady i teraz to ja trzymam batutę w ręku. - odpowiedział z uśmiechem chłopak biorąc łyk kawy, jaką został poczęstowany. - Myślę, że lepiej by było zainwestować trochę w tego tu blondasa, on potrafi nawet więcej niż ja. - dodał po chwili namysłu.
-No wiem, wiem. Muszę przyznać ci racje,  ale on ma jeszcze pstro w głowie, pewnie tylko dziewczyny i imprezy mu w głowie. - zaśmiał się serdecznie spoglądając na swojego podopiecznego. To prawda, że przez ostatni rok Jun podniósł swoje umiejętności, ale mężczyzna nie był pewien, czy taka odpowiedzialność jaka by na niego spadla wyszłaby mu na dobre.
-O to niech się pan nie martwi, psorze, ja o to dbam i zadbam jeszcze przez długi czas.
-Skoro tak mówisz. Brooks, czemu nie grasz?
-Właśnie skończyłem.

***

-O czym wy tam tak gawędziliście? Szkoda, że nie mogłem się skupić na milionie rzeczy na raz.
-Wystarczy, że potrafisz się skupić na tylko kilku rzeczach, które ci zaraz zademonstruje. - Shane uśmiechnął się do mnie i przyciągnął bliżej siebie kiedy byliśmy już na klatce schodowej i wchodziliśmy po schodach do mojego mieszkania. Weszliśmy do środka, mam szczęście, że noszę instrument w twardym futerale, bo inaczej miałby bliskie spotkanie z podłogą, a później z blacharzem. Walizka spadła z niewielkiej odległości i z głuchym łoskotem uderzyła o posadzkę, a ja zostałem mile przyciśnięty do ściany w przedpokoju. - Pierwsza, to chodzenie w tył podczas kiedy ja cię całuje, druga, nie wpadanie na żadne przedmioty, trzecia, to przy okazji macanie mnie, a czwarta, to rozbieranie nas ze zbędnych rzeczy. - uśmiechnął się do mnie zalotnie, a ja zacząłem po kolei wykonywać wszystkie wymienione przez niego czynności. Nim pozbyłem się wszystkich ubrań ze swojego ciała, kiedy Shane był już cały nagi, zostałem podniesiony przez niego do góry i złapany za pośladki. Oplotłem go nogami w pasie, a brunet już sam uporał się z moją koszulką. Na moment nawet nie przestawaliśmy się całować. Chyba się domyślacie co było dalej? Nie będę się spowiadał z moich ekscesów łóżkowych. Wprost uwielbiam czuć jego ciężar na sobie.

***

Pod bramą osiedla strzeżonego stała czarna furgonetka Mercedesa z przyciemnianymi szybami. Mężczyzna w środku obserwował okolicę. Kiedy zobaczył dwóch młodych mężczyzn przechodzących przez główną bramę pochłoniętych tylko sobą, od razu chwycił za komórkę i wybrał jedyny numer znajdujący się w kontaktach. Przyłożył telefon do ucha. Nie czekał długo, gdyż już po chwili odezwał się głos po drugiej stronie:
=Czego? - burknął niemiło niski męski głos.
-Szefie, wrócili.
=Mhm. - nastała chwila ciszy. - Obserwuj dalej.


Połączenie zostało zerwane, a dotychczas czyste niebo zalała chmara ciemnych burzliwych chmur. Nie minęło nawet kilka sekund, a już rozszalały się grzmoty i błyskawice.

2 komentarze:

  1. Witam,
    rozdział jest bardzo ciekawy, chociaż ta końcówka bardzo mnie zaniepokoiła... oby nic złego im się nie stało...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Niepokojąca końców, ale zapowiadająca dziką i niebezpieczną akcją (mam nadzieję). Rozdział króciutki, jednak przyjemny w czytaniu. Więc teraz nie pozostaje nic innego, jak czekać na ciąg dalszy.
    Dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń