poniedziałek, 26 sierpnia 2013

8. Ptaszek w klatce

Dwa ciała splecione ze sobą. Leżące na łóżku wśród skotłowanej pościeli.  Słońce chyliło się ku zachodowi, a ostatnie jego promienie znalazły się na twarzy blondyna. Ten pomruczał coś przez chwilę pod nosem, otworzył oczy i uniósł się lekko na łokciach. Skrzywił się lekko z powodu odczuwanego dyskomfortu, ale pomimo tego uśmiechnął się i spojrzał na swojego kochanka. Ciemna czupryna wystawała spod poduszki, pod którą się skryła, a gdy tylko ciało obok poczuło poruszenie blondyna, głowa bardziej schowała się przed słońcem, kiedy to ręka na oślep szukała blondyna. Jun złapał za dłoń i powrócił do dawnej pozycji pozwalając sobie jeszcze chwilę wypocząć. Przytulił się do boku Shane'a, zamknął oczy i ponownie zasnął.

***

-Shane, wychodzę na zakupy! Chcesz coś? - krzyknąłem z korytarza zakładając buty na nogi. Schyliłem się, by je zasznurować, a mężczyzna pojawił się w przedpokoju.
-Poczekaj, pójdę z tobą. - już chciał sięgać po kurtkę, ale stanąłem pomiędzy nim, a wieszakiem.
-Poradzę sobie, naprawdę. Przy okazji będziesz miał chwilę wytchnienia i będziesz mógł w spokoju komponować, a może też zajrzysz do mojego zadania z form? - objąłem go ramionami w pasie, stanąłem lekko na palcach i cmoknąłem w policzek. - Drapiesz, ogoliłbyś się.
Ten jakby przez chwilę rozmyślał, w końcu westchnął głośno i poczochrał mi włosy. Uśmiechnąłem się do niego, co oczywiste było, że odwzajemnił. Odsunął się ode mnie na krok i pokręcił z rezygnacją głową.
-No dobrze, tylko uważaj na siebie. - no nie jestem dzieckiem, halo?! Poradzę sobie. - Kup mi tylko sok pomarańczowy, będę wdzięczny.
Przytaknąłem. Narzuciłem na ramiona płaszcz i ucałowałem Shane'a w usta. Jeszcze raz się do niego uśmiechnąłem i wyszedłem z mieszkania. Zbiegałem ze schodów, a w tle odgłosów jakie wydawałem mogłem usłyszeć przekręcanie zamka w drzwiach, które mężczyzna zamykał.

***

Ściemniało się kiedy blondwłosy chłopak wyszedł z klatki schodowej zmierzając w stronę całodobowego marketu. Nie rozglądał się na boki, parł przed siebie i przez to nie mógł zauważyć, że od kiedy wyszedł na zewnątrz był śledzony. Chłopak potknął się o krawężnik i musiał przystanąć na chwilę, by rozmasować palce u stóp, które niemiłosiernie zaczęły go boleć. Chciał iść w końcu dalej, ale nagle poczuł się obserwowany. Stanął prosto. Nie chciał się rozglądać. Usłyszał za sobą miarowy stukot butów, który zbliżał się do niego z każdym kolejnym krokiem. "Shane, czemu cię tu nie ma" - pomyślał rozgorączkowany.  Postawił niepewny krok, odgłosy ucichły. Zrobił jeszcze jeden i kolejny, ale z każdym następnym odgłosy się nasiały i były coraz bliżej. Jun miał ochotę zapaść się pod ziemię, nie wiedział co się dzieje, ale wiedział jedno, że musi jak najszybciej dostać się do marketu. Tam przynajmniej częściowo poczuje się bezpiecznie. Miał zamiar zacząć biec. Czyjaś ręka złapała go za przegub. Blondyn odwrócił się i zdusił w sobie krzyk.
-Ty idioto! Nawet nie wiesz jak bardzo mnie wystraszyłeś! - wykrzyczał w stronę swojego oprawcy. - Ivan, nigdy więcej tak nie rób, zawału idzie dostać.
-Sorki, sorki. - powiedział skruszony i puścił chłopaka. - Chciałem cię zawołać, ale stwierdziłem, że podbiegnę do ciebie i nie będę musiał nadwyrężać strun głosowych.
-Ach, no tak. Muzycy... - pokręcił głową. - Dobra, za karę skorzystam z tego, że tu jesteś i idziesz ze mną do marketu. - tym razem to blondyn złapał chłopaka za rękę i pociągnął za sobą.

***

Ciemna postać schowała się za zakrętem, by ukryć całą swoją postać, ale też żeby mieć dobry widok na dwójkę wchodzącą właśnie do sklepu. Wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił pod jedyny numer zapisany na karcie.
-Szefie, ptaszek w klatce.
=Idealnie.

***

-Shane, zobacz kogo przyprowadziłem ze sobą! - krzyknąłem od progu, ale powitała mnie tylko ciemność i cisza. - Shane?
Zapaliłem w korytarzu światło. Nie ściągając butów od razu udałem się do kuchni, gestem ręki zapraszając gościa do środka i zaczynając rozpakowywać zakupy. Dosyć szybko się z tym uporałem.
-Pójdę skorzystać z łazienki jeśli pozwolisz.
-Jasne, drugie drzwi na lewo. - odpowiedziałem Ivan'owi i zabrałem się za szukanie telefonu, by zadzwonić do Shane'a. Po chwili przeszukiwania kurtki, którą nadal na sobie miałem, zdjąłem ją z siebie i rzuciłem na blat w kuchni. Nie znalazłem w niej swojego telefonu, ale za to na miejscu, w którym upadła znalazłem komórkę Shane'a. Zmarszczyłem brwi i wziąłem telefon do ręki. Z nim przeszedłem do sypialni. W mieszkaniu nie było ani śladu Shane'a. Znów znalazłem się w salonie. Usiadłem na kanapie i zacząłem myśleć gdzie on mógł pójść o tej porze w dodatku zostawiając telefon w domu. Długo się nie orientowałem, ale zapomniałem o Ivan'ie i nie zauważyłem, że w mieszkaniu zrobiło się dziwnie cicho. Nie zdążyłem nic zrobić. Poczułem na ustach dotyk chusteczki czymś nasączonej i od tej pory zapadła ciemność.

***

-Szefie, przyprowadziłem ptaszka. Co z nim zrobić.

-Na widoku Ivan, żeby nasz kochany Shane miał na co popatrzeć.



ending: Matenrou Opera - Helios

2 komentarze:

  1. Hej,
    rozdział fantastyczny.... oj to się teraz porobiło, biedny Shane i Jun.. miałam dziwne podejrzenia do Ivana i się wcale nie pomyliłam..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, genialnie! Ale będzie się działo :D Uwielbiam taką chorą akcję ^^ Porwania, molestowania itd. ;p Oczywiście tylko w opowiadaniach, żeby nie było ;p Pisz szybciutko następny rozdział, nie mogę się już doczekać ^^
    Dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń