Dwa ciała
splecione ze sobą. Leżące na łóżku wśród skotłowanej pościeli. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ostatnie
jego promienie znalazły się na twarzy blondyna. Ten pomruczał coś przez chwilę
pod nosem, otworzył oczy i uniósł się lekko na łokciach. Skrzywił się lekko z
powodu odczuwanego dyskomfortu, ale pomimo tego uśmiechnął się i spojrzał na
swojego kochanka. Ciemna czupryna wystawała spod poduszki, pod którą się
skryła, a gdy tylko ciało obok poczuło poruszenie blondyna, głowa bardziej schowała
się przed słońcem, kiedy to ręka na oślep szukała blondyna. Jun złapał za dłoń
i powrócił do dawnej pozycji pozwalając sobie jeszcze chwilę wypocząć.
Przytulił się do boku Shane'a, zamknął oczy i ponownie zasnął.
***
-Shane,
wychodzę na zakupy! Chcesz coś? - krzyknąłem z korytarza zakładając buty na
nogi. Schyliłem się, by je zasznurować, a mężczyzna pojawił się w przedpokoju.
-Poczekaj,
pójdę z tobą. - już chciał sięgać po kurtkę, ale stanąłem pomiędzy nim, a
wieszakiem.
-Poradzę
sobie, naprawdę. Przy okazji będziesz miał chwilę wytchnienia i będziesz mógł w
spokoju komponować, a może też zajrzysz do mojego zadania z form? - objąłem go
ramionami w pasie, stanąłem lekko na palcach i cmoknąłem w policzek. -
Drapiesz, ogoliłbyś się.
Ten jakby
przez chwilę rozmyślał, w końcu westchnął głośno i poczochrał mi włosy.
Uśmiechnąłem się do niego, co oczywiste było, że odwzajemnił. Odsunął się ode
mnie na krok i pokręcił z rezygnacją głową.
-No dobrze,
tylko uważaj na siebie. - no nie jestem dzieckiem, halo?! Poradzę sobie. - Kup
mi tylko sok pomarańczowy, będę wdzięczny.
Przytaknąłem.
Narzuciłem na ramiona płaszcz i ucałowałem Shane'a w usta. Jeszcze raz się do
niego uśmiechnąłem i wyszedłem z mieszkania. Zbiegałem ze schodów, a w tle
odgłosów jakie wydawałem mogłem usłyszeć przekręcanie zamka w drzwiach, które
mężczyzna zamykał.
***
Ściemniało
się kiedy blondwłosy chłopak wyszedł z klatki schodowej zmierzając w stronę
całodobowego marketu. Nie rozglądał się na boki, parł przed siebie i przez to
nie mógł zauważyć, że od kiedy wyszedł na zewnątrz był śledzony. Chłopak
potknął się o krawężnik i musiał przystanąć na chwilę, by rozmasować palce u
stóp, które niemiłosiernie zaczęły go boleć. Chciał iść w końcu dalej, ale
nagle poczuł się obserwowany. Stanął prosto. Nie chciał się rozglądać. Usłyszał
za sobą miarowy stukot butów, który zbliżał się do niego z każdym kolejnym
krokiem. "Shane, czemu cię tu nie ma" - pomyślał
rozgorączkowany. Postawił niepewny krok,
odgłosy ucichły. Zrobił jeszcze jeden i kolejny, ale z każdym następnym odgłosy
się nasiały i były coraz bliżej. Jun miał ochotę zapaść się pod ziemię, nie
wiedział co się dzieje, ale wiedział jedno, że musi jak najszybciej dostać się
do marketu. Tam przynajmniej częściowo poczuje się bezpiecznie. Miał zamiar
zacząć biec. Czyjaś ręka złapała go za przegub. Blondyn odwrócił się i zdusił w
sobie krzyk.
-Ty idioto!
Nawet nie wiesz jak bardzo mnie wystraszyłeś! - wykrzyczał w stronę swojego
oprawcy. - Ivan, nigdy więcej tak nie rób, zawału idzie dostać.
-Sorki,
sorki. - powiedział skruszony i puścił chłopaka. - Chciałem cię zawołać, ale
stwierdziłem, że podbiegnę do ciebie i nie będę musiał nadwyrężać strun
głosowych.
-Ach, no
tak. Muzycy... - pokręcił głową. - Dobra, za karę skorzystam z tego, że tu
jesteś i idziesz ze mną do marketu. - tym razem to blondyn złapał chłopaka za
rękę i pociągnął za sobą.
***
Ciemna postać
schowała się za zakrętem, by ukryć całą swoją postać, ale też żeby mieć dobry widok
na dwójkę wchodzącą właśnie do sklepu. Wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił
pod jedyny numer zapisany na karcie.
-Szefie,
ptaszek w klatce.
=Idealnie.
***
-Shane,
zobacz kogo przyprowadziłem ze sobą! - krzyknąłem od progu, ale powitała mnie
tylko ciemność i cisza. - Shane?
Zapaliłem w
korytarzu światło. Nie ściągając butów od razu udałem się do kuchni, gestem
ręki zapraszając gościa do środka i zaczynając rozpakowywać zakupy. Dosyć
szybko się z tym uporałem.
-Pójdę
skorzystać z łazienki jeśli pozwolisz.
-Jasne,
drugie drzwi na lewo. - odpowiedziałem Ivan'owi i zabrałem się za szukanie
telefonu, by zadzwonić do Shane'a. Po chwili przeszukiwania kurtki, którą nadal
na sobie miałem, zdjąłem ją z siebie i rzuciłem na blat w kuchni. Nie znalazłem
w niej swojego telefonu, ale za to na miejscu, w którym upadła znalazłem
komórkę Shane'a. Zmarszczyłem brwi i wziąłem telefon do ręki. Z nim przeszedłem
do sypialni. W mieszkaniu nie było ani śladu Shane'a. Znów znalazłem się w
salonie. Usiadłem na kanapie i zacząłem myśleć gdzie on mógł pójść o tej porze
w dodatku zostawiając telefon w domu. Długo się nie orientowałem, ale
zapomniałem o Ivan'ie i nie zauważyłem, że w mieszkaniu zrobiło się dziwnie
cicho. Nie zdążyłem nic zrobić. Poczułem na ustach dotyk chusteczki czymś
nasączonej i od tej pory zapadła ciemność.
***
-Szefie,
przyprowadziłem ptaszka. Co z nim zrobić.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział fantastyczny.... oj to się teraz porobiło, biedny Shane i Jun.. miałam dziwne podejrzenia do Ivana i się wcale nie pomyliłam..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
O rany, genialnie! Ale będzie się działo :D Uwielbiam taką chorą akcję ^^ Porwania, molestowania itd. ;p Oczywiście tylko w opowiadaniach, żeby nie było ;p Pisz szybciutko następny rozdział, nie mogę się już doczekać ^^
OdpowiedzUsuńDużo weny :)